[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Bo czym my, kobiety?. Dusze nieme.Jak kwiaty w polu.%7łyją przecie one najczujniej. Mówiła Lena podobnie miała już na ustach, gdyż teraz dopiero tchnęło ją instynktow-nie i pokrewieństwo myśli, i podobny tok rozmarzeń. Ty znałaś Woydę? Prawda! Przypomi. mówiła powoli, w miarę jak się jej oczy w co-raz to większym zdziwieniu i smutku zapatrywały w Wandę. Przecież ja wszystko rozu-miem.I wiem nawet wszystko.I o jego strasznym końcu przez tamtą! I tę rzecz jeszczestraszniejszą wiem teraz zwlekała w mówieniu pod zdziwienie myśli coraz to większe żewszystko lepsze w tęsknotach tych ludzi, a co oni tak zamącili.Ja na zródło tego wszystkie-go trafiam teraz ślepa! Jak to oni powiadali? Prawdziwość uczuć? Tyś ją tylko dawała ży-ciem całym, uczuć cichością i jeszcze większą ciszą tego, coś czyniła, więzieniem twoim,krwią z ust plutą.I wszystkim, czego ja nie wiem.I wszystkim, co będzie.Jak oni to nazywalito drugie? Sumienie ruchu? Powiedz!.Ty niema.Rozumie się.Ty na śmierć nawet niemiałabyś słowa przerażeń, tylko uśmiech może smutny.A oni wszyscy są z kłamstwa słów! Ikłamstwa wyobrazni, która się rodzi.O, z niesytości dosytów chyba! By płodzić w myślachrozkosze większe od zaznawanych.Och, ja pamiętam każde słowo z tego, co Lena wtedyopowiadała.I rozumiem teraz dopiero.On miał słuszność. Kto taki? Diabeł zaśmiała się ostro.Lecz niebawem i na śmiech nawet nie stało w pasji.Dłonie tylko to rozczepiały się palca-mi, to zaciskały się w kułaki. Mówił, że purpura marzenia to jakby Leny negliż strojny.%7łe to także ze zmysłów i dlazmysłów.Bo inaczej nie byłoby to ani marzeniem, ani wyobraznią, ani pięknem przecie.Astraszna jest ich robota, powiadał, nad naszymi duszami młodymi. Czyja? Hien tych.I tej ostatniej także. Jakiej? Woydy.Doskoczyła do niej Wanda w mig i zacisnęła jej usta dłonią całą. To ci tylko diabeł sam mógł powiedzieć.A ona tym gwałtowniej ogarnie ją za szyję iwzburzeniem swych dłoni krzepkich targa, pociąga jej głowę ku sobie twarzą do policzków. Tyś dusza!.Ta, o której major stary mówił: zdradzona! Dlatego cię tu Lena do siebie ciągnęła prawie że z więzienia wprost, abyś nie zdziczała , abyś się oswoiła z ich życiaponętami.A ty samotnością zahukana podpatrywałaś to życie z cichych kątów onieśmieleń.Dlatego oni cię tak radzi poniżyć, podeptać, jednym Hę?! co na imię twoje spada im zwarg niesmaku.Lub żałośliwym współczuciem otoczyć, jak Lena ciebie, ubraną może za jejpieniądze na te bale, by się ciebie wstydzić nie potrzebowała.Nie ma na tobie purpury ma-rzenia! A ty spod ich pogard niemych, spod nóg roztańczonych nieomal, tą Leny urodą wspaniałą , jak mówiłaś, rozbolała we wspomnieniach, uciekałaś w swej wrażliwości tu, wtę grobnicę , mówił major.Tu cię widywałam zawsze, tu tylko z tobą mówiłam.O, jawszystko teraz rozumiem, wszystko widzę ocknięta!Lecz ona odjęła powoli jej ręce z szyi.Zdała się być tylko znużoną tym wybuchem. Znowuż spłonęłaś w konopiany ogień.I znów przeze mnie.Ach, i odchyl twe policzkidalej: żar od nich bije taki.Na szyi czuję z daleka.I ręce odejm, od dłoni nawet; nie ściskajich tak: masz gorące takie! mówiła z drgającym grymasem niesmaku. I daruj mi.Mniechłodu było trzeba życie całe i zapominania w sobie. Czego?104 Ciała, Nino.Cicho! Nie męcz.Powiem ci za to mówiła opanowując drżenie głosu że tamtego wieczora, gdy wszyscy głowy potracili, a Lena spazmów dostała gdy on jużstygł, ja zmywałam mu z twarzy tę krew, która och, tak długo jeszcze, tak ciągle! spły-wała mu wąskimi strugami z ust i nosa och, i z oczu nawet. Matko Boska!A po długim zadyszeniu się ich obu: Tu jest strasznie dobrze, Nino, w tej ciszy kościelnej przed książkami, w tej godności ispokoju po życiu, jakie było.Przycichły obie; wśród labiryntów grobnicy surowej w perłowym świetle ranka snującesię, żywe, zbożnie zamilkłe.Wanda zatrzymała się, wskazując na szereg książek. Ach! drgnęła wraz druga całym ciałem. I on tu?! Cicho zniosły to do okna.Wanda długo nie odzywała się, przerzucając karty dłonią drżącą.Oczy drugiej zabłąkałysię w tym oczekiwaniu ku górze, gdzie nad półkami rzędy popiersi płonęły o poranku nibylamp białych szereg dziwny.I słyszy oto:Ofiarnych snów grobnico biała,Jam zabłąkany w ciebie ptak!Gdy młodych chmar gromada całaW słoneczne życie wzięła lot,Mnie wspólnej doli trafia strzała:Do grobów skuł miłości grot!
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|