[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Pochodnie nie palą się w jassskiniach, mali przyjaciele.Potrzebujemy magii!Mistrz Broni zerknął za siebie, do wnętrza jaskini.- A ty masz tę magię?- O tak - odpowiedział cicho jaszczur.Ramiona schował w fałdach szat i uniósł się nieco.- Mam Ogień Przebudzenia.Jessst w środku!- Jak długo to potrwa? - zapytał niespokojnie Foraker.Karły nie przepadały za zamkniętymi przestrzeniami i Elb nie był zachwycony perspektywą wejścia do jaskini.- Przejdziemy szybko, mali przyjaciele - zapewnił skwapliwie Stythys.Zbyt skwapliwie.- Przeprowadzę wasss w trzy godziny.Graymark czeka na wasss.Wędrowcy spojrzeli na siebie i na wejście do jaskini.- Nie wierzcie mu, mówię wam! - Slanter ponownie ich ostrzegł.Mistrz Broni wyjął linę i przywiązał jeden jej koniec do własnego pasa, a drugi do Stythysa.Sprawdził węzły, a w jego dłoni pojawił się długi nóż.- Będę bliżej ciebie, niż twój własny cień, mwellret.Pamiętaj o tym.A teraz prowadź i pokaż nam swoją magię.- Stythys odwrócił się, ale Mistrz Broni szarpnął liną.- Nie za daleko.Chcemy widzieć, co robisz.Na twarzy mwellreta pojawił się grymas.- Pokażę, mali przyjaciele.Chodźcie.Ruszył ociężale w kierunku ogromnego, czarnego wejścia, a krok za nim szedł Garet Jax.Slanter natychmiast podążył za nimi.Reszta kompanii dołączyła do nich po chwili wahania.Światło słońca zniknęło.Wokół nich gęstniał mrok, w miarę jak się zagłębiali w kamienną otchłań.Przez krótki czas blade światło świtu pomagało im posuwać się naprzód, odsłaniając ściany, kamienne podłoże, postrzępione stalaktyty i okruchy skalne.Lecz nawet i to niewielkie źródło światła szybko zniknęło i pochłonęła ich ciemność.Poruszali się teraz jak ślepcy.Stawiali niepewne kroki, zatrzymując się co chwila.Szuranie skórzanych butów po skale rozlegało się głośnym echem w panującej tu ciszy.Przystanęli równocześnie, nasłuchując jak zamiera w oddali.Gdzieś z głębi dobiegał ich odgłos kapiącej wody, a jeszcze dalej słychać było nieustanny, przykry dźwięk trących o siebie skał.- Widzicie, mali przyjaciele? - zasyczał nagle Stythys.- Wszystko jest czarne w Jassskiniach!Jair rozejrzał się niespokojnie dookoła, nie widząc niemal niczego.Tuż za nim szczupła, elfijska twarz Edaina Elessedila była tylko niewyraźną plamą.W powietrzu unosiła się zadziwiająca wilgoć.Poruszała się, mimo iż nie było wiatru, i wirowała wokół nich, oblepiając ubrania i twarze.Jej dotyk był nieprzyjemny i miał zapach zgnilizny.Jair zmarszczył nos z obrzydzeniem i nagle zdał sobie sprawę, że ten sam zapach unosił się.w celi Stythysa w Capaal.- Przywołam teraz Ogień Przebudzenia! - wychrypiał nagle mwellret i Jair drgnął przestraszony.- Sssłuchajcie! Przywołam światło!Nagle wydał z siebie krzyk.Rodzaj głuchego, ponurego zgrzytu przywodzącego na myśl dźwięk miażdżonych kości.Krzyk uniósł się w ciemność, biegnąc daleko w głąb jaskini i odbił się od jej ścian długim, żałobnym echem.Jaszczur krzyknął raz jeszcze.Jair zadrżał.Pomysł przejścia przez jaskinie coraz mniej mu się podobał.A potem, nagle, pojawił się Ogień Przebudzenia.Przypłynął ku nim przez ciemność niczym chmura lśniącego pyłu, płomyczki mieniące się wszystkimi barwami tęczy, wirujące i unoszące się na wietrze, którego przecież tutaj nie było.Pomknęły w ich kierunku, rozsypane w ciemnościach, i zebrały się przed wyciągniętą dłonią mwellreta.Maleńkie drobinki wirowały w kuli światła, żółtym blaskiem oświetlającej mrok jaskini.Wędrowcy patrzyli w zdumieniu, jak Ogień Przebudzenia zbił się w kulę i zawisł przed Stythysem.Jego niesamowity blask tańczył i migotał na ich twarzach.- To moja magia, mali przyjaciele - zasyczał triumfalnie Stythys.Pysk stworzenia odwrócił się do Jaira i w wirującym świetle zalśniły zielone ślepia.- Widzisz, jak posssłuszny jest mi Ogień Przebudzenia?Garet Jax szybko stanął między nimi.- Wskazuj drogę, mwellret.Czas ucieka.- I to szszybko ucieka - zaszemrał cicho jaszczur.Weszli w ciemność, a Ogień Przebudzenia oświetlał im drogę.Wokół nich wyrastały ściany Jaskiń Nocy, ginąc w mroku, którego nie przenikał nawet magiczny Ogień.Odgłos ich własnych kroków rozbrzmiewał w tym mroku i wracał do nich niesamowitym, posępnym echem.Im głębiej się posuwali, tym bardziej nieprzyjemny stawał się panujący tu zaduch, przechodząc stopniowo w nieznośny smród, który zmuszał ich do krótkich wdechów, jeśli chcieli uniknąć zasłaniania ust.Korytarz przed nimi rozdzielał się na kilka pomniejszych przejść splątanych w dziwaczny labirynt tuneli.Stythys nie zwolnił jednak, bez wahania wybierając jeden z nich.Lśniący pył Ognia Przebudzenia tańczył ponad jego głową.Czas wlókł się niemiłosiernie.Tunele i korytarze ciągnęły się, tworząc przepastne, czarne otwory w skale, które wydawały się nie mieć końca.Smród stawał się nie do zniesienia, a dźwięk trących o siebie skał nie dobiegał już z oddali, ale niepokojąco blisko.Nagle Stythys zatrzymał się przy wejściu prowadzącym do wyjątkowo dużej jaskini.Ogień Przebudzenia zatańczył, kiedy uniósł łapę.- Proksssy! - wyszeptał
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|