[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Jej łuski przybrały już szarą barwę, chociaż nie wszystkie, ogon ciągnęła poziemi, a gdy ziewnęła, widać było, że zostały jej ze trzy zęby na krzyż, i to wstydliwieukryte z tyłu paszczy.Dla pełnego obrazu pchała wózek na kółkach zastawiony garamii kubkami.Na widok Kirsty zamrugała krótkowzrocznymi ślepiami i znieruchomiała.Lufa miotacza mierzyła o dobre pół metra nad czubkiem jej łba. Najwyższy czas odezwała się Kapitan. Na mostku już pewnie przytupująz głodu.Drugie śniadanie to nie żarty.Johnny, tłumiąc śmiech, podszedł do wózka i uniósł pokrywę najbliższego gara było w nim coś zielonkawego, bąbelkującego i wyglądającego zdecydowanie niespo-żywczo.Zupełnie jak rozgotowany szpinak albo inna kapusta. Może na przyszłość nie będziesz rozstrzeliwać emerytowanych kelnerek, dobrze? zaproponował ostrożnie i pospiesznie odłożył pokrywę na miejsce. Skąd miałam wiedzieć, kto to jest? To obcy okręt w trakcie buntu.Kelnerki, eme-rytowane czy nie, nie powinny się po nim pętać! A dlaczego? spytał uprzejmie Johnny. Sama powiedziałaś, że okręt jest obcy,więc skąd wiesz? Byłaś tu już?Odebrało jej mowę ze złości.Niestety na krótko. To nie tak powinno być! syknęła. Dobra, żadne z nas nie wie, jak powinno być, więc lepiej chodz na mosteki skończmy z tym zaproponował ugodowo. To twoja sprawka! oznajmiła po chwili oskarżycielsko. Sam to wyśniłeś! Prawda, jak ci już powiedziałem, nie lubię Obcego. Ona nie miała prawa się tu znalezć! Miała takie samo prawo jak każda inna ScreeWee.Oni też bywają głodni, słysza-łaś, co powiedziała Kapitan. Nie o to mi chodzi! To są obcy, a obcy to pazury, kły i zagrożenie, a nie drugieśniadanie i emerytka!95 Skąd wiesz? %7łycie to życie i nic się na to nie poradzi. Wzruszył ramionami jużbez śladu wesołości. Dlaczego ty, do diabła, wszystko akceptujesz? Dlaczego nie próbujesz niczegozmienić? Bo życie samo w sobie jest wystarczająco złe.Parsknęła i pomaszerowała przodem.Do najbliższego narożnika, gdzie ją wmurowa-ło w podłogę. Wartownicy! szepnęła ucieszona. I to uzbrojeni!Johnny wyjrzał ostrożnie i z niechęcią musiał jej przyznać rację: przed nimi byłyokrągłe drzwi, pilnowane przez dwóch uzbrojonych ScreeWee. Zadowolony? spytała cicho, lecz z satysfakcją Kirsty. %7ładnego szwedzkiegostołu? Balu przebierańców? Rencistów i kalek? Mogę sobie postrzelać? Nie! Masz im dać szansę się poddać! Utrudniasz wszystko z natury czy dla przyjemności? spytała z lodowatą uprzej-mością i wyszła za zakręt, unosząc broń.Kapitan też wyszła za zakręt, tylko niczego nie unosząc, bo nie bardzo miała co.Zato wysyczała jakąś komendę.Wartownicy spojrzeli na nią, potem na Kirsty i jeden cośodsyczał. Mówi, że Oficer Ogniowy kazał im zastrzelić każdego, kto się zbliży do drzwi przetłumaczyła Kapitan. Rozwalę ich, jak się tylko ruszą! ostrzegła Kirsty.Kapitan ponownie zasyczała i tym razem wartownicy wytrzeszczyli się na Johnny ego.A potem opuścili miotacze. Co im powiedziałaś? spytał podejrzliwie Johnny. Powiedziałam im, kim jesteś.Jeden próbował klęknąć, co u istoty o czterech nogach wyglądało zgoła niesamowi-cie. Powiedziałaś im, że jestem Wybrańcem?!Kirsty jęknęła, wznosząc oczy do nieba, a raczej do sufitu. Ręce człowiekowi opadają! wyznała. I nie tylko. To lepsze niż strzelanina stwierdziła Kapitan. Możecie mi wierzyć: zbyt czę-sto byłam celem i wiem, co mówię. Powiedz im, żeby przestały się wygłupiać polecił Johnny. Co dalej? Kto jestna mostku? Większość oficerów.Wartowniczki mówią, że najpierw było słychać kłótnię, a po-tem strzelaninę. Tak już lepiej! ucieszyła się Kirsty
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|