Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozejrzała się.Stefan Barnicz nie siedział już przy automacie, stał obok stołu ruletki po dziesięć złotych i od czasu do czasu, bez pośpiechu, obstawiał coś stuzłotowymi żetonami.Zawahała się, podejść czy nie, najchętniej uczepiłaby się jego ramienia, ale to byłoby już przesadnym natręctwem, nawet sama asysta przy grze mogłaby wydać się nachalna.Elunia nie chciała być nachalna, w ogóle nie zamierzała ujawniać swoich uczuć do niego, stanowczo postanawiała je ukryć.Realizacja tych postanowień wychodziła jej średnio, Stefan Barnicz był jedynym facetem, na którego zwracała uwagę i z którym zamieniała więcej niż jedno zdanie, cała reszta umykała jej uwadze, nie potrafiłaby powiedzieć, kto tam w ogóle był.W maleńkim stopniu, ale jednak dawało się to zauważyć.Stojąc przy stole sąsiednim i łypiąc okiem w jego kierunku, w chwili kiedy akurat coś trafił i krupier podsuwał mu żetony, zdobyła się nagle, nie wiadomo jakim cudem, na rozsądną myśl.Umysł kobiety jest niezbadany i posiada właściwości przedziwne.Przypomniało jej się, jak komisarz Bieżan dowiadywał się o jej obecność na wyścigach, poczuła wręcz podziw dla pana Jurka, dla kasjerki i bufetowych, że zdołali ją zapamiętać, wyobraziła sobie własne kłopoty, gdyby zaprezentowali równie świetną spostrzegawczość, jak ona w tej chwili, i poczuła irracjonalną skruchę.Jak też wyglądałby nieszczęśnik, który powołałby ją na świadka, że dziś znajdował się w kasynie? Jak Filip z konopi, przecież nawet nie miała pojęcia, kto grał razem z nią przy tym samym stole! Mogłaby przysiąc, że w tym całym tłumie przebywał tylko jeden, jedyny człowiek.A nie, przepraszam, dwóch, ten drugi oddał jej dług, był tu zatem z pewnością, możliwe jednak, że najwyżej przez chwilę.Bezrozumnie zawstydzona swoim zaniedbaniem, Elunia oderwała wzrok od wpatrzonego w wirujące koło Stefana i z wielką uwagą rozejrzała się po sali.No tak, oczywiście, dwóch wyścigowców, znanych jej z twarzy.Jakiś taki duży i prawie łysy, z jednym kędziorkiem na środku ciemienia, wpadł jej w oko, widziała go wczoraj, wcale nie grał, ani wczoraj, ani dziś, gawędził z kimś przy nieczynnym stole.Szczupły, siwy, ale bardzo przystojny, przy bufecie, też nie widziała, żeby grał.O, i ten gbur, gruby, potężny i agresywny, który wczoraj obstawiał duże numery, znów gra przy tej samej ruletce.No, mnóstwo Chińczyków, ale tych, rzecz jasna, w żaden sposób nie rozpozna z twarzy, może zapamiętać najwyżej tuszę, chociaż wydają się jednakowi nawet i pod tym względem.Dając spokój Chińczykom, Elunia jeszcze raz dokonała przeglądu obecnego w kasynie społeczeństwa, niejasno czując, że powinna odwdzięczyć się za zauważenie jej samej.Nie zakładała świadczenia przed sądem, żadne konkretne przewidywanie nie przyszło jej do głowy, chciała po prostu być uczciwa i przyzwoita.Stefan Barnicz, acz zajęty swoją ruletką, widział ją doskonale.Przestała grać, niegłu­pia dziewczyna.Czemu jednak z tak wielkim natężeniem wpatrywała się w powszechnie znanego głównego mafioza podwarszawskiej mafii, rządzącego nawet mafią ruską.?Zaintrygował go ten fakt niezmiernie.Ukończywszy dokładny przegląd kasynowych gości, Elunia zastanowiła się, co teraz.Nie podejdzie przecież do faceta, choćby nawet był najpiękniejszy w świecie, nie zaproponuje spotkania, głupio byłoby, może on jej wcale nie chce.I nie będzie jej przecież co wieczór odwoził, poza wszystkim, ile czasu jej samochód ma spędzić na hotelowym parkingu?! Co powinna zrobić? Podrywać go jakoś inaczej? Jak? W podrywaniu wprawy nie miała.Z niepokojem w sercu, ciężkim westchnieniem i mocnym postanowieniem przybycia do tej jaskini rozpusty nazajutrz, zdecydowała się iść do domu.* * *- No i nic mi z tego nie przyszło, że cię nie było - powiedziała w telefon o poranku smętna i zniechęcona Jola.- Z dwojga złego już bym wolała, żebyś była.- A co się stało? - zaciekawiła się Elunia i odłożyła pisak, którym robiła sobie schematyczne szkice.- A tam.Przyszła ta małpa, Anusia, wróciła z Paryża i przyleciała z marszu, wcale nie wiedziałam, że wróciła, w ogóle jeszcze nie miała prawa wrócić, raszpla głupia.Znasz ją, nie? Suka parszywa.- I co ci zrobiła?- No jak to co, rzuciła się na Tadzia.A ten głupek zaskoczył w jednej sekundzie i dał się otumanić.Jakbyś była, może by go rozproszyło i mniej by się do niej przyssał.Już wczoraj wieczorem dzwoniłam, nie było cię, nie chciało mi się klekotać do sekretarki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript