Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I kto wie czy nie do Noirmontów.? Widzi mi się, że teraz ty wymagasz za wiele.Mimo szczerych chęci, nie zdołałyśmy jednak pokłócić się porządnie.Wiado-mo było, że musimy wracać do Francji i w tej kwestii spory nie wchodziły w ra-chubę.O podobieństwo do Arabelli pociągnęłyśmy losy, padło na mnie, powar-czałam krótko i dałam spokój, bo dziadek budził sympatię.I tak bardzo zmartwiłsię naszym odjazdem.Zabawiałam go, jako prababcia, cały dzień, a Krystyna przez ten czas grzeba-ła jeszcze w papierach.Uzgodniłyśmy zamianę nazajutrz, bo chciałam przejrzećdla przyjemności część najstarszą, niepotrzebną.Wyjechać pojutrze.Problemuz komunikacją nie było, musiałyśmy płynąć promem z Dover, samochód bowiemzostawiłam w Calais, na strzeżonym parkingu.Kiedy moja siostra zeszła na obiad, wystarczył mi jeden rzut oka.Widać było,że coś znalazła.Z nadludzkim opanowaniem przetrzymałyśmy cały wieczór.Dziadek wyrażałobawy, czy tak krótkie studia wystarczą jej, to znaczy mnie, do napisania histo-rii rodziny i Kryśka musiała mnie tłumaczyć i usprawiedliwiać.Podpowiadałam,ile mogłam, ale skończyło się na tym, że obiecała ponowną wizytę.Urządziłai siebie, dziadek zażądał, żebyśmy przyjechały razem na dłużej, na całe lato naprzykład, pokaże nam inne posiadłości rodzinne, bo ta tutaj to wcale nie jest pier-wotne gniazdo, należy do Blackhillów dopiero od Arabelli i tego lordowskiegoprzeskoku na młodszą gałąz, a najstarsza jest ruina więcej ku północy.Siedzibęśredniowiecznych przodków, bodaj nawet zdewastowaną, powinnyśmy zobaczyć!W gruncie rzeczy nie miałam nic przeciwko oglądaniu zabytków, lubiłam stareruiny.Krystyna, tak naprawdę, też, ale musiała udawać, że nie, żeby się czymśróżnić ode mnie.Zdaje się, że głupi upór w kwestii zmniejszenia podobieństwa,49 zatruł nam życie radykalnie, a już z pewnością nie do zniesienia utrudnił namten wieczór, kiedy każda musiała występować jako ta druga.Dopiero w połowiewpadło nam wreszcie do głowy, że zamiany możemy dokonać w ciągu jednejminuty. Co znalazłaś?  spytałam pośpiesznie w łazience, zmywając brwi. List prababci Justyny do narzeczonego  odparła, już w peruce, uzupełnia-jąc makijaż. Fantazja! Jest o sokołach, ale poza tym, to chyba chciała dowalićnam roboty.Więcej się nie dowiedziałam, wróciłyśmy do dziadka.Nie byłby nawet wcalemęczący, gdyby nie ten cholerny diament.Nasz przodek prezentował tyle uroku,że jego towarzystwo, nawet przez cały dzień bez przerwy, stanowiło przyjemność.I na pewno nie był tępy i głupi. Ja nie jestem zawsze natrętnym, starym piernikiem  powiedział z wiel-ką powagą, a w oku mu wesoło błyskało. Obiecuję dać wam trochę spokoju,jeśli przyjedziecie na dłużej.Ale teraz mam was na krótko, a jestem wami takzachwycony, że nie mogę się oprzeć.Wykorzystuję każdą chwilę. My, proszę dziadka, też nie jesteśmy takie znowu cudowne  odparła Kry-styna. Ciężko z nami wytrzymać.Kilka dni, to jeszcze, ale na dłużej. Szukałyście czegoś prawda? Coś było wam potrzebne z dokumentów ro-dzinnych, znalazłyście to i dlatego chcecie odjechać.Nie wnikam, co to było, aleco? Dobrze zgadłem?Za Arabellę robiła już teraz ona, więc mogłam sama odpowiedzieć. Tak  przyznałam. Ten jeden moment połączenia rodzin, brakowało mitego, bo ja rzeczywiście zajmuję się historią.W Noirmont jest straszliwy bałaganw papierach, w Polsce przepadło prawie wszystko, a tu.? Istne cudo! Nawetgdyby dziadek nie chciał, to ja przyjadę w tym grzebać! Tu się dowiedziałam, ilekosztowały guziki niciane do poszewek sto dwadzieścia lat temu!Kryśka popatrzyła na mnie z podziwem, podziw był bez sensu, nie musiałamniczego udawać, naprawdę zachwycały mnie takie informacje! Obok tych guzi-ków znalazłam czas i koszt naprawy jednej nogi od krzesła, rzezbionej i polero-wanej, w czystym drewnie, bez forniru.Dziadek bawił się znakomicie. Guziki niciane.! Jak wy świetnie mówicie po angielsku! Skąd wam sięto wzięło? Do czegoś przecież trzeba mieć zdolności  westchnęła Krystyna smętnie. My mamy do języków.Po francusku mówimy jeszcze lepiej, nie wspominająco polskim. Szkoda, że nie jestem bogatszy  powiedział dziadek z wielkim żalem.Podzieliłbym majątek. Dobrze, że Williamek tego nie słyszał  rzekła Krystyna, idąc po schodachna górę. Trafiłby go szlag na samą myśl.I po cholerę byłaś taka czarująca, ażmi się niedobrze robiło, już się bałam, że dosiedzimy do rana!50 Zdziwiłam się szczerze. Ja? Miałam wrażenie, że ty.Prababcia Arabella do pięt by ci nie sięgnęła! A, cholera, lubię tego staruszka.Chciałam być nadęta i antypatyczna, alechyba mi nie wyszło.A ssie mnie do listu prababci Justyny! Ciebie.! A co ja mam powiedzieć?! To trzeba było nie ględzić o guzikach, nogach, jajkach i udzcach bara-nich.!List pra- i tak dalej -babci Justyny pogodził nas, zanim zdążyłyśmy się po-kłócić rzetelnie, czego już chyba obie byłyśmy spragnione.Usiadłyśmy nad nimzgodnie. Mój najdroższy  pisała pra- i tak dalej -babcia niewątpliwie do narzeczo-nego, Jacka Blackhilla. Mam nadzieję, że pamiętasz, dlaczego przyjechałamdo Anglii, mówiłam Ci o tym.Na wszelki wypadek przypominam.Chciałam od-nalezć tego osobnika, posłańca jubilerskiego, a że znalazłam Ciebie, to już drugasprawa.Otóż okazuje się, że on wcale nie wyjechał z Francji, dopiero pózniejuciekł do Ameryki.Okazuje się także, że od tej dziewczyny usłyszałam prawdę,on wcale nie zabił mojego kuzyna Gastona.Co do trucizny w sokołach, to chybajednak jej nie ma, ale tego nikt nie jest pewien [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript