[ Pobierz całość w formacie PDF ] .* * *Tego wieczora Joey miał niezwykłe szczęście.Wygrał sześćdziesiąt pięć centów w rzutach monetami i małego pluszowego misia za rzuty strzałkami14Szalet był jasno oświetlony.Cuchnął wilgotnym betonem, grzybem i starym moczem.Umywalki pokrywały plamy od stale cieknącej, żelazistej wody.Amy i Liz umyły ręce i przed lustrami zaczęły poprawiać makijaż.Dwie starsze kobiety wyszły z toalety pozostawiając dziewczyny same.Czujesz ten odlot? - spytała Liz.Tak.Ja też.Czuję to od stóp aż po czubek głowy.Jestem naćpana.A ty? Co z tobą? Jest ci po prostu dobrze czy też jesteś napruta?Jestem kompletnie załatwiona - odparła Amy wpatrując się w lustro.Lekko zmrużyła oczy i drżącą dłonią umalowała szminką usta.To dobrze - stwierdziła Liz.- Cieszę się, że jesteś naćpana.Może się wreszcie rozluźnisz.Jestem wyluzowana - odparła Amy.Świetnie - mruknęła Liz.- A więc nie będę cię musiała do tego namawiać.Do czego?Do orgietki - odparła Liz.Amy spojrzała na nią, a Liz uśmiechała się lekko nieprzytomnie.Amy spytała:Orgietki? Co masz na myśli?Powiedziałam już o tym naszym dwóm napalonym samcom, tam na zewnątrz - stwierdziła Liz.Buzzowi i Richiemu?Obaj są za.Znaczy.że niby my.we czwórkę w jednym łóżku?Jasne - odparła Liz, odkładając szminkę i zamykając z trzaskiem torebkę.- To będzie FAN-TAS-TYCZ-NE!Och, Liz.Sama nie wiem.Nie.Daj się ponieść, mała.Mam w planie college i w ogóle.I pigułki.Nie zaskoczysz po raz drugi.Nie bądź taką cholerną cnotką.Popłyń z prądem, dziecino.Bądź taka, jaka jesteś.Przestań udawać niewiniątko.Nie mogłabym.Oczywiście, że byś mogła - rzuciła Liz.-I ZROBISZ TO.Chcesz tego.Jesteś taka sama jak ja.Spójrz prawdzie w oczy i baw się.Amy oparła dłoń na umywalce, aby się przytrzymać.Zawrót głowy był chyba spowodowany czymś więcej aniżeli tylko narkotykami.Była oszołomiona perspektywą pójścia na całość, stania się taką jak Liz, zapomnienia o przyszłości, skrupułach czy poczuciu winy.Życie w ten sposób musi być zabawne i przyjemne, Odprężające.I WOLNE.Liz nachyliła się w jej stronę i powiedziała:- U mnie w domu.Bezpośrednio po wyjeździe z lunaparku.Cała nasza czwórka.Moi rodzice mają ogromne łóżko.Pomyśl o tym, kochanie.Możesz mieć obu tych facetów naraz.Obaj palą się, aby dać ci to, co mają najlepszego.Ubawisz się jak nigdy dotąd.Wiem, że tak będzie, bo ja na pewno też się ubawię, a ty jesteś taka sama jak ja.Melodyjny, rytmiczny głos Liz jakby pozbawiał Amy całej energii i siły woli.Oparła się o umywalkę, zamknęła oczy i poczuła, że ów ciepły, uwodzicielski głos wciąga ją w otchłań, do miejsca, gdzie wcale nie miała ochoty się udać.Nagle Amy poczuła czyjąś rękę na swoje piersi.Gwałtownie otworzyła oczy.Liz dotykała jej pieszczotliwie, uśmiechając się.Amy chciała odepchnąć lubieżną i żwawą dłoń przyjaciółki, ale nie miała dość sił, by stawić choćby najmniejszy opór.Zawsze zastanawiałam się, jak by to było z inną dziewczyną, no wiesz, tylko my dwie, ty i ja - stwierdziła Liz.Jesteś naćpana - powiedziała Amy.- Napruta tak bardzo, że nie wiesz co mówisz.Doskonale wiem co mówię, maleńka.Zawsze się zastanawiałam.i dziś wieczorem się dowiem.Zostanie nam cała masa wspomnień, dziecino.Pochyliła się i lekko pocałowała Amy w usta; jej język poruszał się zwinnie niczym języczek węża.W chwilę później dziewczyna wyszła z toalety, kołysząc miękko biodrami.Amy czuła się podle, zwłaszcza że doświadczyła dreszczu rozkoszy, który przeniknął każdy cal jej ciała.Znowu zerknęła w lustro, mrużąc powieki, boostre światło jarzeniówek raziło jej podpuchnięte, zaczerwienione oczy.Własna twarz wydawała jej się dziwnie miękka, jakby topiła się i spływała z kości.Poszukując w sobie po raz kolejny oznak zepsucia i deprawacji, które dostrzegali w niej inni, zajrzała w głąb własnej duszy.Przez całe życie matka wmawiała Amy, że ukrywa ona w sobie jakieś nieokreślone, ale potężne zło, które należy za wszelką ceną powstrzymać.Po latach wysłuchiwania tych ociekających nienawiścią słów szacunek Amy do samej siebie z wielkiego drzewa zmniejszył się do rozmiarów cieniutkiej drzazgi; osobą, która przycinała drzewo i dzierżyła nóż, była jej matka.Teraz Amy miała wrażenie, że dostrzega cień zła, które widziały w niej mama oraz Liz; był to szczególny cień, falująca ściana mroku na samym dnie jej oczu.NIE! - pomyślała z rozpaczą, przerażona szybkością, z jaką rozpadały się jej postanowienia.Nie jestem jedną z tych osób.Mam plany, ambicje, marzenia.Chcę malować piękne obrazy, nieść szczęście ludziom.Bez trudu jednak przypominała sobie dreszcz rozkoszy, który przeszył ją od stóp do głów niczym prąd elektryczny w momencie, gdy język Liz musnął jej wargi.Pomyślała o perspektywie znalezienia się w jednym łóżku z Buzzem i Richie, którzy mogliby brać ją jednocześnie.i stwierdziła, że nie wyobraża sobie siebie w takiej sytuacji.Stojąc tak w jasno oświetlonej toalecie, czując w nozdrzach drażniącą woń pleśni, uryny i gnijących nadziei, Amy miała wrażenie, jakby znalazła się w przedsionku piekła.W końcu podeszła do drzwi i otworzyła je.Liz czekała na zewnątrz, pośród nocy.Uśmiechnęła się do Amy i wyciągnęła rękę.* * *Conrad wysłał Ducha, aby zajął się obsługą gości w barze „Na stojaka", gdzie tego wieczoru było więcej klientów niż w Tunelu Strachu.Kiedy albinos się oddalił, Conrad zamknął kasę, a Elton odesłał do punktu gry w rzutki, ostatniego z trzech należących do niego stanowisk.Elton spojrzał na niego podejrzliwie.Tunel Strachu był zbyt dochodową placówką, aby zamykać ją o tak wczesnej porze.Jednak w przeciwieństwie do Ducha, Elton nigdy o nic nie pytał - po prostu robił to, co mu kazano.Kiedy wszyscy klienci Tunelu Strachu wyjechali już na zewnątrz przez ogromne, wahadłowe drzwi i wysiedli z wagoników, Conrad wyłączył dopływ prądu do torowiska.Nie zgasił świateł ani nie wyłączył muzyki -jeszcze ją bardziej podkręcił, tak samo jak głos rechoczącego klauna.Gunther obserwował Conrada z zakłopotaniem, kiedy jednak ten wyjaśnił mu sytuację, zrozumiał i udał się do Tunelu Strachu, aby tam zaczekać.Conrad stanął przy zamkniętej kasie.Kiedy klienci podchodzili do niego, pytając o bilety, delikatnie ich spławiał.Dziś wieczorem Tunel Strachu będzie otwarty wyłącznie dla czworga specjalnych gości.* * *Liz i Amy, każda ze swoim chłopakiem, po zjedzeniu lodów z polewą czekoladową i orzechami udały się do Tunelu Strachu.Naganiacz o wyjątkowo niebieskich oczach, który wcześniej stał na drewnianej platformie, nie nagabywał już przechodzących.Stał przy kasie, która wyglądała na zamkniętą.O, nie - jęknęła Liz, rozczarowana.- Chyba nie chce pan już zamykać?Ależ skąd - odrzekł naganiacz.- Po prostu mieliśmy pewien drobny defekt techniczny.Kiedy go naprawią? - spytała Liz.Już został naprawiony - wyjaśnił naganiacz.- Ale zanim ponownie uruchomię tunel, muszę zaczekać na powrót szefa.- Ile to potrwa? - zapytał Richie.Naganiacz wzruszył ramionami.Trudno powiedzieć.Szef lubi zaglądać do butelki.Jeżeli wypił za dużo, podczas gdy my naprawialiśmy silniki, może się w ogóle nie pojawić.Cholera! - wybuchła Liz.- Zostawiliśmy to sobie na koniec, bo tunel jest moją ulubioną atrakcją w całym lunaparku.Naganiacz spojrzał na Amy.Nie spodobało się jej to, co ujrzała w jego oczach.Spojrzenie miał przenikliwie groźne, i jakby WYGŁODNIAŁE.Powinnam była założyć biustonosz, pomyślała Amy.To głupie, że staram się naśladować Liz.Nie powinnam była przyjść tu tylko w szortach, cieniutkim podkoszulku i bez stanika
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|