Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On wykonywa zła zamiarapoprzez okno.Pani winna nie siadywać na światłość. W ogóle to siadywam na tyłku  mruknęła Alicja. I co mam zrobić? Zamknąćsię w wychodku? Zakamuflować otwory  odparł pan Muldgaard uroczyście, czyniąc gest imitu-jący zaciąganie zasłon.Zasłon na oknach nie było.Alicja spojrzała niepewnie po oknach. Powinnaś to zrobić!  powiedziała Zosia stanowczo. Masz tyle różnychszmat, że można tu coś zawiesić! Uważam, że przesadzasz z tą nieostrożnością!321  Owszem, powiesić jest co, tylko nie ma na czym. Jak to? Przecież miałaś taki pręt? Tak, ale on zginął. Jak to zginął? No tak zwyczajnie.Nie ma go już parę miesięcy.Szukałam wszędzie, ale bezrezultatu.Sama się zastanawiałam, gdzie on się mógł podziać!Przyjrzeliśmy się jej w osłupieniu i niemal z podziwem.Pręt do zasłon miał przeszłotrzy metry długości.Ilość miejsc, w których mógłby się zmieścić w domu, zarównopionowo, jak i poziomo, była zdecydowanie ograniczona.Zgubić coś równie trudnegodo zgubienia to już doprawdy była duża sztuka!Niemniej jednak pan Muldgaard upierał się przy swoim, domagając się od Alicji za-stosowania specjalnych środków ostrożności.Usatysfakcjonowana wizytą Anita zaczęłasię żegnać. Właściwie nie wiem, co ci przyjdzie z zasłon, skoro tu nie ma szyby  powie-działa, wskazując ślad po zamachu na Bobusia. Kiedy zamierzasz ją wstawić?322  Jutro.Już się umówiłam.Rano przyjdzie człowiek i przyniesie.Znów się spózniędo pracy, bo chyba muszę na niego poczekać.Pan Muldgaard, znacznie mniej usatysfakcjonowany niż Anita, z niechęcią patrzyłna wybite okno i potępiająco kręcił głową. Ukrywać otwory  mówił. Nocny spoczynek zawekslować na inne miejsce.Nie objaśniać własna osoba. Dobrze, zweksluję się na kanapę  zgodziła się Alicja i odebrała telefon, którywłaśnie zadzwonił.W czasie jej rozmowy, prowadzonej po duńsku, pan Muldgaard jeszcze raz z na-ciskiem podkreślił fakt istnienia grożącego zewsząd niebezpieczeństwa i bez wielkichtrudności nakłonił Anitę do przyjęcia propozycji odwiezienia jej do Kopenhagi.Poże-gnali w końcu Alicję i wyszli razem. Chciałabym wiedzieć, kiedy ja wreszcie pójdę wcześnie spać  powiedziałaAlicja z irytacją, zamknąwszy za nimi drzwi. Jens dzwonił, że będę musiała jutropodpisywać jakieś papiery czy coś takiego, ale on wróci z tym do domu dopiero wpół dojedenastej i o wpół do jedenastej mam być u niego.Pewnie się przeciągnie do północy.323  Dlaczego nie przyjdzie z tymi papierami tutaj?  skrzywiła się Zosia. Musiszty tam jechać? Bo oprócz mnie podpisuje jeszcze parę osób.Ole, Kirsten i ktoś tam jeszczei też jutro.Musiałby latać do wszystkich.A o ósmej rano te papiery ma dostać adwo-kat.A wcześniej ich nie będzie miał.Nie znam się na tym i nic mnie nie obchodzi,ostatecznie wszystko mi jedno, gdzie ja to podpisuję. To może chociaż dzisiaj idz wcześnie spać? Czekajcie  wtrącił się ostrożnie Paweł. Czy wam się to nie wydaje podej-rzane? Które?  spytała nieufnie Alicja, zatrzymując się w połowie wylewania z dzban-ka resztki kawy. No.Ta Anita.Nie chciałem wcześniej nic mówić, ale ona tak się jakoś nagleznalazła na ulicy.Zosia, która wstała z fotela w celu posprzątania ze stołu, usiadła z powrotem. No właśnie  powiedziała podejrzliwie. Skąd ona się tam właściwie wzięła? Ze stacji  odparłam. Słyszałaś, co mówiła.324  Co z tego, że mówiła? Mogła zełgać! Prawdę mówiąc, mnie również obecnośćAnity za żywopłotem wydała się nieco dziwna.Informacje o nowych wydarzeniachmogła uzyskać od nas przez telefon.Skąd ta nagła chęć odwiedzenia Alicji? Myślcie logicznie  powiedziała Alicja. Gdyby to ona popełniała te zbrodniei gdyby czatowała w ogrodzie na następną, to nie stałaby tam przecież z pistoletemw ręku! Schowałaby go albo wyrzuciła! Mogła nie zdążyć. Nonsens! Co najmniej parę minut upłynęło, zanim wylecieliśmy na zewnątrz!Mogła w ogóle uciec dwadzieścia pięć razy! Ale. powiedział niepewnie Paweł.W tym momencie ktoś gwałtownie załomotał do drzwi. Rany boskie, kogo diabli niosą?  zaniepokoiła się Alicja, podnosząc się i idącku wejściu. Chyba w złą godzinę wymówiłaś, że mamy spokojny wieczór  mruknęła z wy-rzutem Zosia.325 Do przedpokoju wszedł Roj.Wydawał się jakiś dziwny i trochę niepodobny do sie-bie.Był średnio uprzejmy, ponuro poważny i wyraznie zdenerwowany, co mogło tylkooznaczać, że jak na duńskie odczucia, szaleją w jego wnętrzu istne tajfuny.Alicja tak-townie nie okazała zdumienia i zaskoczenia. Przepraszam, czy nie było tu mojej żony? Ewy?  spytał Roj bez wstępów,nie wiem po jakiemu, bo zrozumieliśmy wszyscy.Prawdopodobnie pomieszał duńskiz angielskim. Ewy?  zdziwiła się Alicja, której nie zdążyłam powiadomić o popołudniowychwydarzeniach. A co, miała być? Nie wiem  powiedział Roj. Myślałem, że była.Postanowiłam się wtrącić, uznawszy, że ukrywanie wizyty Ewy nie ma żadnego sen-su, a przy tym trudności językowe uniemożliwią zbyt szczegółowe wyjaśnienie kwestii.Przesadna dokładność była w tym wypadku, moim zdaniem, niepożądana. Tak, była  powiedziałam. Chciała widzieć Alicję, ale było jeszcze za wcze-śnie.Alicja nie wróciła.Już dawno pojechała do domu.326  A  powiedział Roj. Rozumiem.Dziękuję bardzo, przepraszam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript