[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Dopiero po chwili dotarło do niej, co powiedział.Był legendą, a ona, nie wierząc w jego istnienie, zmusiła go do ujawnienia się.Spojrzała na jego dłonie - jedną z nich zastępował hak.- To ciebie będą winić - mówił dalej.- Powiedzą, że przez twoje zwątpienie polała się krew niewinnego dziecka.Ale po cóż jest krew, jeśli nie po to, by ją przelewać? Po jakimś czasie przerwą dochodzenie, policja odejdzie, reporterzy znajdą sobie nową sensację, a ludzie nadal będą opowiadać historie o Cukierniku.- Cukiernik? - szepnęła.- Przyszedłem dla ciebie - powiedział łagodnie i wszedł do sypialni.Znała go, bez wątpienia.Znała go od pierwszej chwili, kiedy tu przyszła.To mężczyzna ze ściany.Jego portret nie był fantazją - w rzeczywistości wyglądał równie przerażająco.Ale kiedy zastanowiła się, doszła do wniosku, że wygląda śmiesznie i w gruncie rzeczy jest niegroźny.Ludzie potrzebowali sensacji, istnienia jakiegoś okrutnego mordercy, demona powstającego z grobu, a ten człowiek zaspokajał ich potrzeby.Była prawie oczarowana - jego głosem, barwnym makijażem, słodkim zapachem jego ciała.Nie mogła mu się oprzeć.Była tu z potworem, wspaniale odgrywającym swoją rolę, a u jej stóp leżały zakrwawione jeszcze brzytwy.Czy zawahałby się podcinając jej gardło, gdyby ją schwytał?Kiedy próbował zbliżyć się do niej, szybkim ruchem pochyliła się i poderwała koc.Grad brzytew i słodyczy uderzył w ramiona mężczyzny.Zarzuciła mu koc na głowę.Ale zanim zdążyła prześliznąć się obok niego, poduszka, leżąca na materacach, stoczyła się jej pod nogi.To wcale nie była poduszka! Cokolwiek widziała w karawanie okrytym kaskadą białych kwiatów - nie było ciałem Kerry'ego, które teraz leżało u jej stóp.Na jego nagim, zakrwawionym ciele widniały znaki szatana.Zamarła z przerażenia, a Cukiernik zrzucił z siebie koc.Kurtka nie miała guzików i gdy uniósł ręce do góry - wbrew swej woli - ujrzała jego nagi, poraniony tors.Kiedy odwróciła się ze wstrętem, roześmiał się.- Słodycze dla Cukiereczka - mruknął i zbliżył hak do jej twarzy.Nie widziała już światła wpadającego przez okno ani nie słyszała dzieci bawiących się na podwórzu.Nie miała już szans powrotu do normalnego świata.Cukiernik był coraz bliżej.- Nie zabijaj mnie - wykrztusiła.- Wierzysz w moje istnienie? - zapytał.Odpowiedziała niemal natychmiast:- Jak mogłabym nie wierzyć?- Więc dlaczego chcesz żyć?Nie rozumiała, ale bała się zdenerwować go, więc milczała.- Gdybyś nauczyła się trochę ode mnie.- powiedział - nie prosiłabyś o życie.- Jego głos przeszedł w szept.- Jestem wytworem ludzkiej fantazji - pochylił się do jej ucha.- To błogosławiony stan, uwierz mi.Żyć w ludzkich marzeniach, słyszeć, jak szepczą o tobie po kątach, ale nie istnieć naprawdę.Rozumiesz?Jej umęczone ciało rozumiało.Jej nerwy, zmęczone hałasem, rozumiały.Słodycz, którą jej proponował, była życiem bez życia - być martwym, ale pamiętanym przez wszystkich, uwiecznionym w plotkach i graffiti.- Bądź moją ofiarą - szepnął uwodzicielsko.- Nie.- Nie mogę używać przemocy - powiedział uprzejmie.- Nie mogę zmusić cię, żebyś umarła.Ale pomyśl.Pomyśl.Jeśli zabiję cię tutaj - jeśli nie użyję haka.- Najwyraźniej odgrażał się.Ciarki przeszły jej po plecach.- Pomyśl, jak to wyjaśnią w swoich rozmowach.jak będą brzmiały plotki? Powiedzą: „Umarła tam.Ta kobieta z zielonymi oczami".Twoja śmierć będzie opowiastką do straszenia dzieci.Kochankowie będą" używać jej jako pretekstu, by zachować dystans.Miała rację - próbował ją uwieść.- Tak łatwo zdobyć sławę - kusił.Potrząsnęła głową.- Wolę być zapomniana niż zapamiętana w ten sposób.Wzruszył ramionami.- Wygrałaś! - Opuścił hak.- Powiedziałem, że nie będę cię zmuszać, i dotrzymam słowa.Pozwól mi chociaż na pocałunek.Przysunął się jeszcze bliżej.Wyszeptała kilka bezsensownych protestów, które zignorował.Cofała się, aż plecami dotknęła ściany.Jego słodki zapach przyciągał pszczoły.Wyobraziła sobie robactwo gnieżdżące się w jego włosach i łachmanach.Sama myśl o tym napawała ją obrzydzeniem.Błagała, by ją zostawił, ale nie słuchał.Próbowała go odepchnąć, lecz w tym samym momencie chwycił ją za kark i przyłożył hak do gardła.Zdrętwiała.Mógł ją zabić jednym zdecydowanym ruchem, ale dał słowo.i dotrzymał go.Pszczoły były wszędzie.Czuła je na swojej skórze, we włosach i uszach.i cukier na wargach, ale nic nie mogła zrobić, bo hak wciąż spoczywał na jej gardle.Znalazła się w pułapce bez wyjścia, jak w nocnym koszmarze z dzieciństwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|