[ Pobierz całość w formacie PDF ] .I to przez kogo, przez pana, który podobno nie liczy się z niczym, gdy chce dopiąć swego celu.— Widzę, że dokuczanie mi sprawia pani przyjemność — odparł, gdy tylko, opanowawszy swój gniew, mógł wydobyć głos.Miał wrażenie, że profesor Moorsom wsączył mu w ucho jad, który, rozpływając się teraz, plami nie tylko miłość jego, ale i zazdrość.Odnosił się podejrzliwie do każdego słowa wychodzącego z tych ust, od których zawisło jego życie.— Co pani może wiedzieć o ludziach, którzy nie dbają o nic, gdy chodzi o dopięcie celu? — zapytał, jak mógł najłagodniej.— Znam ich trochę ze słyszenia.— Zapewniam panią, że nie różnią się od innych: cierpią, ulegają czarowi…— Ale jeden z nich dziwne mi rzeczy opowiada.Po krótkim milczeniu zmieniła temat rozmowy.— Dziś rano spotkało mnie wielkie rozczarowanie.Nadszedł list od wdowy po starym służącym; pan wie, o kim mówię.Miałam nadzieję, że otrzymała jakieś wiadomości… stąd.Lecz nie dowiedziała się nic nowego od czasu naszego wyjazdu.Głos jej był spokojny.Zazdrość jego nie znosiła tego rodzaju rozmów, lecz był zadowolony, że przynajmniej nie zdarzyło się nic, co by ułatwiło poszukiwania; ślepym, niewyrozumowanym szczęściem napełniała go myśl, że będzie oglądał ją długo, wobec tego że nie zniechęciła się do dalszych poszukiwań.„Siedzę za blisko niej” — pomyślał i odsunął się nieco, obawiając się, iż w rozterce uczuć rzuci się na jej ręce, leżące na kolanach, i pokryje je pocałunkami.Bał się.Nic, nic już nie wyzwoli go spod jej czaru, nawet gdyby była naprawdę fałszywa, głupia, zepsuta — jest bowiem jego przeznaczeniem.Ogrom jego niedoli pogrążył go w takie odrętwienie, że zrazu nie usłyszał głosów i kroków w salonie: był to Willie, który powrócił do domu z redaktorem.Wyszli na taras, paplając głośno i budząc ogólne zdumienie.Uspokoiwszy się stanęli, jakby sami też zdziwieni.VIIWracali z uczty wydanej na cześć lokalnego poety, ostatniego odkrycia redaktora.Odkrycia takie należały do jego zawodu i powołania, były dumą i rozkoszą jedynego apostoła literatury na tej półkuli, osamotnionego protektora kultury.„Niewolnika z pochodnią”, jak się sam podpisywał pod tygodniowym dodatkiem literackim swego dziennika.Bez trudu namówił cnotliwego Willie’ego, który lubił biesiady, aby mu pomógł w słusznej sprawie, i teraz, pozostawiwszy poetę śpiącego na dywanie przed kominkiem w gabinecie redaktora, w dzikim pośpiechu wpadli do domu Dunsterów.Redaktor spieszył tu z następnym odkryciem.Chwiejąc się z lekka na nogach, otworzył szeroko usta i wykrzyknął to jedno słowo:— Odnaleziony!Stojący za nim Willie podniósł obie ręce nad głowę i opuścił je dramatycznym gestem.Renouard ujrzał, jak niby w nagłej panice cztery siwowłose postacie na drugim końcu tarasu zerwały się z krzeseł.— Mówię wam… że… się znalazł! — wołał z emfazą protektor literatury.— Co takiego?! — wykrzyknął Renouard zduszonym głosem.Panna Moorsom chwyciła go za rękę: dotknięcie to wlało mu ogień w żyły, a w gorącej ciszy, która go ogarnęła, zaszumiała mu w uszach krew czy ogień.Zrobił ruch, aby powstać, lecz powstrzymał go konwulsyjny uścisk jej dłoni.— Nie, nie! — Oczy panny Moorsom pociemniały jak noc i spoglądały dookoła niespokojnie.Redaktor ruszył w jej stronę, a za nim Willie, jak zwykle ostentacyjnie dźwigając swe ogromne, ciężkie cielsko, które jednak nawet przez chwilę nie mogło się utrzymać w prostopadłym położeniu.— Tak… odnaleźliśmy niewinnego Artura… — zaczął redaktor, a potem dodał bardziej urzędowym tonem: — A to z pomocą tego oto listu.Sięgnął do wewnętrznej kieszeni i, wyciągnąwszy kawałek papieru, uderzył weń otwartą dłonią.— To list tej staruszki.Willie nosił go w kieszeni od rana, to jest od chwili kiedy dała mu go panna Moorsom, aby mi pokazał.Dopiero przed godziną przypomniał sobie o nim, nie przypuszczając, że jest w nim coś ważnego.Istotnie! Trzeba tylko umieć czytać!Renouard i panna Moorsom wyłonili się z ciemności ramię w ramię; była to dobrana para: oboje wstrząśnięci, ale spokojni i bladzi jak dwa żywe posągi; panna Moorscm puściła jego rękę
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|