Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I część jego, ta część, wskrzeszająca w pamięci wioski wśród pustkowi, którymi rządził Cochise, powiedziała, że to duchy.A jednak druga jego część.Tra­vis potrząsnął głową, przyjmując je teraz takimi, jakimi były - mile widzianymi towarzyszami w obcym miejscu.Dzień chylił się już ku zachodowi, a Travis wciąż szedł wędrow­nym szlakiem.Gnający go przymus sprawiał, że nie ustawał w podą­żaniu przez surowy kraj wzgórz i rozpadlin.Mgła podniosła się te­raz nad gigantyczne góry, które znajdowały się bardzo blisko niego, chociaż nie były to tamte góry, zapamiętane z przeszłości.Te tutaj były bladobrązowe, o nieprzystępnym wyglądzie, niczym wysuszo­ne w słońcu czaszki szczerzące zęby, co miało stanowić ostrzeżenie dla wszystkich przybywających.Z wielkim trudem Travis wszedł na wzniesienie.Przed nim, na tle linii nieba, stały oba kojoty.Kiedy dołączył do nich człowiek, jeden, a później drugi podniósł głowę i wydał płaczliwy, przejmują­cy zew, który był częścią tego innego życia.Apacz spojrzał w dół.Nurtująca go zagadka została częściowo rozwiązana.Rozpoznał roztrzaskany o górskie zbocze wrak - był to statek kosmiczny! Ścisnęło go lodowate przerażenie i odchylił do góry głowę.Spomiędzy ściśniętych warg wydobył się krzyk, równie żałosny i rozpaczliwy jak ten, który wydawały z siebie zwierzęta.4Ogień - najstarszy sojusznik człowieka, jego broń i narzędzie, wzbi­jał się wysoko w pobliżu kamiennego, nagiego zbocza góry.Wokół ogniska siedzieli ze skrzyżowanymi nogami mężczyźni, było ich pięt­nastu.Za nimi, strzeżone przez płomienie i ów ponury krąg, zebrały się kobiety.Zgromadzeni tu ludzie byli do siebie podobni.Wszyscy pochodzili z tej samej rasy, średniego wzrostu, krępi, wyglądali na silnych i wytrzymałych.Mieli brązową skórę i czarne, sięgające ra­mion włosy.Byli też młodzi - poniżej trzydziestki, a kilkoro nie skoń­czyło jeszcze dwudziestu lat.Kiedy słuchali Travisa, w ich oczach i na wymizerowanych twarzach widniało napięcie.- Musimy znajdować się na Topazie.Czy ktoś z was przypomi­na sobie, jak wchodził na statek?- Nie.Tylko to, że obudziliśmy się w nim.- Jeden z zebranych przy ognisku podniósł podbródek i wbił wzrok w Travisa z głębo­kim, tlącym się gniewem.- To jeszcze jedno oszustwo Pinda-lick-oyi.Białych Oczu.Nigdy nie postępowali z nami fair.Złamali obiet­nicę, tak jak człowiek łamie nadgniły kij, bo ich słowa to zgnilizna.I to ty, Fox, nakłoniłeś nas do wysłuchania ich.W kręgu powstało poruszenie, kobiety zamruczały coś pod nosem.- A czyja także nie siedzę z wami w tej osobliwej dziczy? - od­parował.- Nic nie rozumiem.- Inny mężczyzna trzymał rękę z dłonią uniesioną do góry w pytającym geście - Co się z nami stało? Byliś­my w starym świecie Apaczów.Ja, Jil-Lee, jeździłem na koniu wraz z Cuchillo Negro, pojechaliśmy schwytać Ramosa.A potem znala­złem się tutaj, w rozbitym statku, a obok mnie leżał martwy mężczyzna, który kiedyś był moim bratem.Jak dostałem się z przeszłości naszego ludu poprzez gwiazdy do innego świata?- Sztuczki Pinda-lick-o-yi! - Ten, który odezwał się pierwszy, splunął w ogień.- Myślę, że był to redax - odrzekł Travis.- Słyszałem, jak mówił o tym doktor Ashe.Nowa maszyna, która sprawia, że człowiek przy­pomina sobie nie własną przeszłość, lecz przeszłość swoich przod­ków.Przebywając na statku, musieliśmy znajdować się pod jego wpły­wem, żyliśmy więc tak, jak żył nasz lud przed stu lub więcej laty.- A jaki byłby cel takiego postępowania? - zapytał Jil-Lee.- Chodziło zapewne o to, żebyśmy bardziej przypominali na­szych przodków.Mówiono nam o tym, jako o części przedsięwzię­cia.Podróż w nowe światy wymaga innego rodzaju człowieka niż ten obecnie żyjący na planecie Ziemia.By stawić czoło niebezpie­czeństwom czyhającym w dzikich miejscach, potrzebne są te cechy, które już utraciliśmy.- Ty, Fox, byłeś już wcześniej wśród gwiazd, czy natknąłeś się tam na tego rodzaju niebezpieczeństwa?- Tak.Słyszałeś o trzech światach, które zobaczyłem, kiedy sta­tek z dawnych dni bez naszej wiedzy zabrał nas w gwiezdną podróż.Czy wy wszyscy nie zgłosiliście się na ochotnika, by zostać pioniera­mi i także zobaczyć dziwne i nowe rzeczy?- Nie zgodziliśmy się jednak, żeby cofnięto nas w przeszłość w narkotycznym śnie i wysłano bez naszej wiedzy w kosmos! Travis kiwnął głową.- Deklay ma rację.Ale w kwestii, dlaczego zostaliśmy wysłani w ten sposób i dlaczego statek uległ katastrofie, nie wiem nic więcej niż wy.W kabinie, w której znajdowała się ta nowa instalacja, zna­leźliśmy ciało doktora Ruthvena.Nie odkryliśmy nic innego, co mo­głoby nam powiedzieć, z jakiego powodu zostaliśmy tu sprowadze­ni.Ponieważ statek się rozbił, niestety, musimy tu zostać.Zapadła cisza, milczeli i mężczyźni, i kobiety.Mieli za sobą wiele wypełnionych pracą dni oraz nocy, kiedy męczyły ich koszmarne sny.Przy ścianie klifu leżały pakunki z uratowanym z wraku zaopatrze­niem.Wszyscy zgodzili się na odejście od zniszczonej kuli, zgodnie ze starym zwyczajem, nakazującym szybkie opuszczenie miejsca naznaczonego śmiercią.- Czy ten świat jest pozbawiony ludzi? - chciał wiedzieć Jil-Lee [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript