Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szary kabriolet ruszył pędem.Dina i April stały chwilę, patrząc, jak szybko oddalasię po szosie. Ma tupet dziewczyna  powiedziała wreszcie Dina.  Moje dzieci! A sama niema więcej niż dwadzieścia lat.April westchnęła. Nie wiem, co to za jeden ten Cleve  szepnęła w rozmarzeniu  ale mam nadzie-ję, że będzie jej wart.Wracały z wolna pod górę. Czuję  odezwała się z namysłem April  że dowiedziałyśmy się czegoś bardzoważnego, ale nie umiemy jeszcze tego szczegółu dopasować do całości.Tak samo byłoz Clarkiem Cameronem w książce mamusi.Wyśledził człowieka, który kupował tonypietruszki; a pózniej okazało się, że to właśnie był morderca, chociaż z początku nikttego nie przypuszczał.Clark Cameron czuł od razu, że coś w tym. Nie gadaj tyle  niecierpliwie przerwała Dina. Przeszkadzasz mi myśleć. Ach, przepraszam szanowną panią  rzekła April.Zrobiły w milczeniu dalszych dwadzieścia kroków pod górę.Nagle Dina stanęła. April!  wykrzyknęła. Gdzie się podział Archie?April spojrzała na siostrę i głośno przełknęła ślinę. Siedział tam  wykrztusiła wreszcie niepewnie  na murku przy bramie.Pobiegły przed willę Sanfordów.Ale ani tam, ani nigdzie na horyzoncie nie było wi-dać Archiego. Pewnie poszedł do domu  powiedziała April bez przekonania.Dina krzyknęła kilka razy:  Archie! Archie! , lecz nie doczekała się odpowiedzi.Bar-dzo blada, zwróciła się do April. Nie mogło mu się chyba stać nic złego.nic takiego. Myślę, że mu się nic nie stało  rzekła April.Wypatrzyła cywila strzegącego dys-kretnie bramy do ogrodu Sanfordów i podeszła do niego z przymilnym uśmiechem. Czy nie widział pan małego chłopca? Taki rozczochrany, z brudną buzią, z dziu-rami na łokciach i z rozwiązanymi sznurowadłami?Tajniak się rozpromienił. Ach, ten brzdąc! Owszem, widziałem.Poszedł kilka minut temu tam  wskazał zasiebie dużym palcem  pod górę, do cukierenki Luke a z sierżantem O Hare.Dina za-czerwieniła się ze złości, April zbladła, obie zaś oniemiały. Czemu panienki pytają?  mówił bardzo grzecznie tajniak. Może go mamu-sia szuka?39  Nie  odparła Dina. My go szukamy. I pod nosem mruknęła jakieś słówko.Na szczęście tajniak nie dosłyszał.Dina bowiem powiedziała:  Judasz. ROZDZIAA 5 Nie trzeba brutalnych środków.Wystarczy psychologia  mawiał chętnie sierżantO Hare. Na psychologię każdy się złapie.Kiedy więc ujrzał Archibalda siedzącego samotnie i wciąż jeszcze kipiącego ze zło-ści na murku przy bramie, postanowił zastosować metodę psychologiczną.Bądz cobądz  przypomniał sobie w porę  wychował własnych dziewięcioro.Powinno pójśćz tym smykiem jak po maśle. Dzień dobry, chłopcze  powiedział. A gdzież to siostrzyczki? Bimbam siostrzyczki  odparł posępnie Archie nie podnosząc głowy.Sierżant udał zgorszenie. Ejże?  zawołał. Czy to ładnie tak się wyrażać o grzecznych panienkach? Grzeczne panienki!  zgrzytnął Archie. Antypatyki!  Spojrzał w górę nasierżanta:  Wie pan co? No?  spytał O Hare. Nienawidzę bab!  Archie szukał chwilę właściwego słowa. Ja nimi pogar-dzam!  oświadczył. Co ty mówisz?  Sierżant cmoknął:  ts, ts, ts. Po chwili namysłu rzuciłz sztuczną niedbałością:  Gdybyś chciał stąd pójść, musiałbyś pewnie najpierw spy-tać siostry o pozwolenie? W ogóle z nimi nie rozmawiam i o nic nie potrzebuję się pytać  odparł z gory-czą Archie. To są głupie gapy, co nic nie wiedzą. A to się dobrze składa  rzekł sierżant O Hare  bo właśnie idę do Luke a i my-ślałem sobie, że może byś chciał pójść ze mną.Archie otworzył usta, żeby zawołać:  Byczo! , ale w ostatniej chwili pohamował sięi powiedział:  No.Był w rozterce.Sierżant O Hare to przecież nieprzyjaciel.Z drugiej jednak strony Ar-chie i tak zamierzał wybrać się do Luke a.Syrop słodowy u Luke a kosztował dwadzie-ścia pięć centów bez kremu i bez czekolady.A z czekoladą i z kremem.41 Archie wstał i wpakował ręce do kieszeni. Dobra jest  oświadczył. Idę.Nim minęli trzy wille po drodze do Luke a, Archie słuchając opowiadania sierżantazdążył zmienić opinię o policjantach.%7łeby na własną rękę nakryć dziewięciu rozpru-waczy kas pancernych! Bez broni wedrzeć się do meliny gangsterów, w której każdychdrzwi, każdego okna strzegł karabin maszynowy.A kiedy z ogrodu zoologicznego ucie-kły dwa lwy. No, nic nadzwyczajnego  mówił sierżant O Hare. To dla policjanta chlebz masłem.Zresztą, to nie były bardzo duże lwy.Opowiadał o swym bohaterstwie z całą skromnością.Archie słuchał z otwartymiustami, wreszcie rzekł: No! Wie pan co? Złapał pan kiedy mordercę? Pewnie!  odparł sierżant O Hare. Aapie się dzień w dzień.Zwykła rzecz. Głos miał już trochę znudzony. A czy ci już mówiłem, jak ścigałem dzikusa, couciekł z cyrku, uzbrojony w łuk i zatrute strzały? I co? I złapał pan?  spytał Archie wlepiając w sierżanta oczy pełne czci i uwiel-bienia. Niech pan opowie! Opowiem  przyrzekł sierżant. Ale trochę pózniej. Siadł na wysokim sto-liku przy kontuarze i zwrócił się do Luke a:  Podwójny syrop słodowy z czekoladąi z kremem dla mojego przyjaciela i kawa dla mnie. Byczo!  wyrwało się Archiemu.Ale w tej chwili ukłuł go wyrzut sumienia.Dinaprzepadała za syropem słodowym z kremem.Szkoda, że nie ma Diny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript