Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obiecał dzwo-nić co dwanaście godzin, a wróci najdalej za kilka dni.Wtedy wszystko potoczysię dawnym rytmem.Niewiele to pomogło.Nadal nikt nie kwapił się do pracy.Kilku studentówstwierdziło, że jest za gorąco na kopanie, lepiej więc wybrać się na wycieczkękajakową po rzece.Marek po krótkim namyśle pozwolił im popłynąć.Inni także znajdowali sobie jakieś zajęcia na wieczór.Kate wróciła przed na-miot obładowana linami i hakami.Oznajmiła, że idzie się powspinać na skalneurwisko niedaleko Gageac.Poprosiła Chrisa, aby z nią pojechał, lecz wolał pójśćz Markiem na plac ćwiczebny.Stern pojechał do Tuluzy na obiad, a Rick Changwybrał się do Les Eyzies na spotkanie z kolegą pracującym przy tamtejszych wy-kopaliskach z paleolitu.W magazynie została tylko Elsie Kastner pochłonięta ana-lizą jakichś dokumentów.Marek zapytał ją, czy chce poćwiczyć razem z nim. Nie wygłupiaj się, Andre!  usłyszał w odpowiedzi.66 * * *Od centrum jezdzieckiego na obrzeżu Souillac dzieliło ich zaledwie sześć ki-lometrów.Właśnie tu Marek ćwiczył dwa razy w tygodniu.W rogu mało uży-wanego placu pozwolono mu wkopać słup z zamocowaną na szczycie, dającą sięobracać poprzeczką.Na jednym jej ramieniu wisiała słomiana tarcza, na drugimtworzący przeciwwagę wypchany skórzany worek, podobny do bokserskich wor-ków treningowych.Była to właśnie kwintana, której współczesną wersję wykonał na podstawierysunków ze starych manuskryptów.Zrobienie kwintany było stosunkowo proste.O wiele większe trudności spra-wiło zdobycie odpowiedniej kopii.Marek wielokrotnie miewał podobne proble-my.We współczesnym świecie zdobycie rzeczy niegdyś wytwarzanych i używa-nych masowo graniczyło z cudem, nawet jeśli dzięki funduszowi ITC pieniądzenie stanowiły problemu.W średniowieczu kopie ćwiczebne toczono z drągów o długości prawie trzechi pół metra.Taki był przyjęty rozmiar oręża turniejowego.Okazało się jednak, żedrzewce tej wielkości są nie do zdobycia.Po długich poszukiwaniach Andre zna-lazł specjalistyczny warsztat stolarski w północnych Włoszech, niedaleko granicyaustriackiej.Właściciel zgodził się wytoczyć sosnowe drągi o żądanych rozmia-rach, zdumiało go jednak zamówienie na dwadzieścia sztuk. Kopie często sięłamią , tłumaczył Marek. Będę ich potrzebował dużo.%7łeby zabezpieczyć sięprzed odłamkami miękkiego drewna, kupił plastikowy kask futbolowy, do któregozamocował przezroczystą osłonę na twarz.Ilekroć go wkładał, budził powszechnąsensację.Wyglądał w nim jak obłąkany pszczelarz.Ostatecznie Marek wrócił do współczesnej techniki i zaczął korzystać z kopiialuminiowych, wytwarzanych w firmie produkującej kije bejsbolowe.Były lepiejwyważone, przez co sprawiały wrażenie autentycznych.A ponieważ drzazgi z pę-kających drzewców nie stanowiły zagrożenia, mógł używać zwykłego lekkiegokasku jezdzieckiego.Docisnął jego pasek pod brodą i z końca pola dał znać Chrisowi stojącemuprzy kwintanie. Jak tam?! Gotów?!Hughes skinął głową, uniósł tarczę i pomachał ręką.Marek opuścił kopięi spiął konia.wiczenia z kwintana należały do stosunkowo prostych.Galopujący jezdziecmusiał trafić w tarczę ostrzem kopii.Jeśli mu się to udało, wprawiał przyrządw ruch obrotowy.Nie mógł więc wyhamować konia, żeby zawieszony na drugimkońcu poprzeczki worek z piaskiem nie trafił go w tył głowy.Marek wiedział, iż67 w średniowieczu stosowano bardzo ciężkie przeciwwagi, zdolne wysadzić mło-dego adepta sztuki z siodła.Jego worek był znacznie lżejszy, niemniej uderzenienie należało do przyjemności.Podczas pierwszej próby trafił w sam środek tarczy, ale jechał trochę za wol-no, toteż boleśnie dostał workiem w lewe ucho.Zatrzymał konia i odwrócił sięw siodle. Czemu sam nie spróbujesz, Chris? Może pózniej  odparł Hughes, ustawiając kwintanę do następnej próby.Do tej pory Markowi tylko dwa razy udało się namówić przyjaciela do ćwi-czeń z przyrządem.Zawrócił konia, cofnął się na koniec pola i ruszył do kolejnej szarży.Początko-wo trafienie w tarczę w pełnym galopie wydawało mu się niewykonalne.Dopieroz czasem nabrał wprawy.Tylko co piąta próba kończyła się niepowodzeniem.Rumak zaczął nabierać prędkości.Marek opuścił kopię. Cześć, Chris!  usłyszał Hughes za plecami.Obejrzał się i pomachał ręką dziewczynie na koniu.W tym momencie Ma-rek trafił w tarczę, poprzeczka się obróciła, a skórzany worek trafił Chrisa prostow twarz.* * *Leżał oszołomiony na ziemi, słuchając dzwięcznego, donośnego śmiechu.Dziewczyna opanowała się szybko, zeskoczyła z konia i pomogła mu wstać. Och, Chris, wybacz mi, proszę  powiedziała z nienagannym brytyjskimakcentem. To przeze mnie.Niepotrzebnie cię zawołałam. Wszystko w porządku  mruknął nieco naburmuszony.Otarł piach z twarzy, podniósł głowę i zdobył się na uśmiech.Jak zawsze był pod wrażeniem jej uroku.Zwłaszcza teraz, w popołudniowymsłońcu, blond włosy cudownie podkreślały jej urodę i kontrastowały z niebieskimioczyma.Sophie Rhys-Hampton była najpiękniejszą kobietą, jaką spotkał w życiu.Do tego najinteligentniejszą i najbardziej urzekającą. Och, Chris. Delikatnie ocierała mu policzki chłodnymi palcami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript