[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nie! Gdyby był narzędziem Egaheer.Ale nie jest nim.— Skąd ta pewność?— Bo wiedziałabym o tym.Nie bądźże naiwny, Del Wares.Wiem o wszystkim, co robi i co mówi Egaheer.Mogła wysłać bądź otrzymać wiadomość, której treści nie znam.Ale to zupełnie wykluczone, bym nie wiedziała o kimś takim!— Szpiegujesz Egaheer?— No.czyś oszalał? Oczywiście, że tak! Jak inaczej mogłabym jej służyć? — zapytała z lqgiką, o zasadach której nauka zupełnie milczy.— Och, przestańże wreszcie i pozwól mi pomyśleć! Czy nie widzisz, że ten twój szlachcic pytał wcale nie o mnie?— A o kogo?— O nią — orzekła pewnie.— O nią?O Egaheer.— Daruj — powiedziałem.— Co Egaheer mogłaby robić w gospodzie “Przy Gościńcu”?— Czekać na wiadomość, oczywiście.— Nie, doprawdy, posuwasz się za daleko.Rozumiem, że Egaheer pragnie mnie odzyskać.Ale czy aż tak, by nadzorować cię osobiście?— Mój biedny Del Wares — powiedziała.— Egaheer to przecież kobieta.— W żadnym razie — rzekłem stanowczo.— Kogóż więc uwiodłeś? Mężczyznę?Na to jedno nie byłem gotów.Gdyby w środek izby trzasnął piorun, nie przeraziłbym się bardziej.Na litość boską! Więc ona o tym wiedziała.— Jeśli ci własne życie niemiłe — rzekłem cicho, ocierając pot z czoła i wskazując Melanię — to miej na względzie chociaż to dziecko.O czym jeszcze chcesz rozmawiać przy służbie? Wyjdź stąd, Mel.Idź do izby na dole, idź nawet do piekła, dokądkolwiek.Wszystko będzie dla ciebie lepsze niż to, co mimowolnie możesz tu usłyszeć.— A cóż takiego może tu usłyszeć? Przecież to właśnie Melania powiedziała mi o.twojej męskiej przygodzie.Nie wierzyłem własnym uszom.— Ty, Melanio?Renata klasnęła lekko w dłonie.— Tak, Melania.Boś zawsze wolał sypiać z moją pokojówką niż ze mną.I nie uwierzysz, gdy ci opowiem, co potrafi wygadywać po równo pijany i zaspokojony mężczyzna, spełzający z łóżka na podłogę.Czy możesz mię teraz wysłuchać? Słuchaj zatem, bo wiem już wszystko, co wiedzieć trzeba.Słuchasz?— Słucham — rzekłem, nie dodając wszakże: “lecz nie myślę”.— Trzeba ją ostrzec, o ile nie jest jeszcze za późno.Ktoś wiedział, że Egaheer pojawi się w tej gospodzie.Szlachcic, o którym mówisz, na pewno nie jest posłem wicekrólowej Wanesy, albo raczej nie tylko posłem.— Kim jest zatem?— Wysłannikiem naszej królowej śniegu.— Hrabiny Se Rhame Sar?— O lodowej magii Valaquet wiadomo bardzo niewiele.Egaheer zawsze omijała tę prowincję, czy to cię nie uderzyło? Ścisłe związanie Valaquet z koroną Egaheer uznaje za rzecz najwyższej wagi, a zarazem działa tak ostrożnie jak jeszcze nigdy dotąd.Nie chce wejść w skórę pani Atheves ani w skórę księżnej Wanesy, ani nikogo stamtąd.Nie posłała nawet swoich ludzi.Dopiero teraz ty miałeś jechać.Czego boi się Egaheer?— Tylko nielojalności — powiedziała siedząca w kącie izby Melania.— Tylko tego się boję.No i jeszcze całej starej magii Valaquet, bijącej od jednego człowieka, bladego, zimnego jak ryba, który jest niczym strzelnica w murach twierdzy.Przez to małe strzelnicze okienko miotane są ciężkie pociski i gdy wreszcie dosięgną celu, moja siła rozleci się na wszystkie strony świata, a wtedy przez dwa lub trzy wieki nie pozbieram tego do kupy.Oto, czego się boję.Patrzyłem na Renatę Sa Tuel, ona zaś patrzyła tylko na mnie.Nie wiedziała.Żadne z nas nie wiedziało, że Melania umarła.lub gorzej: właśnie umiera.Od jak dawna?— Szkoda, że musiałam właśnie teraz.— rzekła Egaheer niewyraźnie.— Lecz twoja pokojówka, Sa Tuel, walczyła ze mną tak zaciekle, że z najwyższym trudem utrzymuję ją w jednym kawałku.To ciało gotowe spaść ze mnie.lecz nie szkodzi.Och, moja droga Sa Tuel, od dawna już mam cię dosyć.Podejdź tutaj.Zmusiłem się, by spojrzeć w kąt pokoju.Z nosa, ust i uszu Melanii spływały strużki krwi.Przez chwilę widziałem jej oczy,, i to wciąż były oczy małej pokojówki, która gdzieś tam w głębi myślała i męczyła się, wiedząc, że kona.To, co przygniotło jej duszę, powiedziało:— Och, znów głupstwo! Niepodobna nad tobą zapanować.Obudźże się, Del Wares.Trzymam cię z całej siły, ale musisz mi pomóc, bo umrzesz.Potrzebuję cię, bo sama nie dam rady.Obudź się, kawalerze! Najwyższa już pora, obudź się!VIBudziłem się, jakbym wstawał z grobu.Widziałem, jak doktor i wierny Aluoin pochylają się nade mną, próbując snadź zrozumieć, co mówię.Najpierw nie umiałem wydobyć głosu, lecz wkrótce dopiąłem swego.— Hałas.— rzekłem słabo.— Gwar, muzyka.Broń.Chcę.moją szpadę.do ręki.Lekarz i sługa wymienili spojrzenia.— Nie majaczę i życzę sobie.byście zrobili, co mówię.Aluoin, mój chłopcze.przynieś mi szpadę zaraz.Wkrótce.ktoś tu przybędzie, kobieta.Powie wam pewne słowo: Egaheer.Macie zrobić wszystko, co wam każe.Czułem, że znowu zaczynam tracić świadomość.Przeklęty konował znacząco potrząsał głową; oto człowiek, który zawsze wie swoje.Lecz Aluoin chyba pojął, że powiadam coś istotnego, choć bełkotliwie i słabo.— Aluoin.przepędź doktora.i zrób, co powiedziałem.Pamiętaj: Egaheer.Znów zasnąłem albo raczej zemdlałem, ale — dzięki Bogu — było to omdlenie czarne niczym sama śmierć.Nie pędziłem donikąd gościńcem, nie strzelałem do przyjaciela i nie oglądałem oczu martwej za życia pokojówki.Zdaje mi się tylko, żem płakał, lecz nie umiem powiedzieć, skąd się wzięło owo przekonanie.Najpierw posłyszałem daleką muzykę.Ach, muzykę!.Czyniono, za pomocą instrumentów, niemiłosierny wręcz hałas; najpierw był to hałas odległy, lecz przybliżał się, napływał, potężniał.Tym ludziom najwyraźniej przykazano “Grajcie głośno!”,, potem “Głośniej!” i znowu “Jeszcze głośniej!”, aż muzyka zyskała wymiar kakofonii, bo każdy myślał o tym jedynie, by potężniej dąć albo bębnić.Uczyniwszy słaby ruch ręką, bom chciał zakryć sobie porażone uszy, poczułem, iż trzymam szpadę
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|