Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Smoki nie, tylko Jasinowski nie umiał powozić i pozwolił się im rozhukać.Pamiętasz,Jędruś, jak to wtedy się rwały?  umyślnie mówił o tej sannie i patrzał na Jankę. Ba, dzisiaj mnie jeszcze dreszcz przejmuje i dziwię się, żeśmy się nie pozabijali, pamię-tam i z tego, że żona zemdlała. Pani zemdlała?.ale kiedy?. pytał jakby nie wiedząc o tym. Skorośmy tylko wysiedli. No, no, nie wiedziałem!. Ze co?  podchwyciła. %7łe pani umie takie rzeczy odczuwać tak mocno. Zawżdy kobieta je miętsza kiej menszczyzny!  wtrąciła stara sentencjonalnie. Przyznam się, że pierwszy raz jechałam z taką szaloną szybkością. Urządzimy sobie jeszcze nieraz podobną sannę, żeby się pani przyzwyczaiła i nie mdlała. Nie, więcej już tak nie pojadę, a przynajmniej niepańskimi końmi  powiedziała z naci-skiem, bo ją drażnił ironiczny ton jego głosu. Wyrychtujemy sanie, założymy bułanki i pojedziemy, jak Boga tego kocham, że jaz.ha! Matka, daj no jeszcze gorzałki, napijemy się z panem Witowskim.Ale matka, widząc, że stary już pijany, podniosła się, ujęła go pod pachę i chciała wypro-wadzić. Nie ciągaj, jak mówię gorzałki postaw, to postaw.Pan Witowski jest jaśnie pan dziedzici ja jestem jaśnie Pietrz dziedzic.Postaw gorzałki, niech się dwa dziedzice ucieszą, jak Boga88 tego kocham, wesołym dziś taki, to. nie skończył już, bo go Andrzej ujął mocno pod ramięi wyprowadził, a zaraz i Józia się zabierać zaczynała do odjazdu. Idzcie państwo spać, mnie Bartek da herbaty jeszcze, wypiję i pójdę sobie.Niech się paninie dziwi, to nie po raz pierwszy. tłumaczył Jance.Ale Andrzej z Janka pozostali i jeszcze z godzinę razem siedzieli na werandzie, wpatrzeni iwsłuchani w cudną noc lipcową, tak ciepłą, tak rozmarzającą i pełną zapachów lip i kwitną-cych w klombach heliotropów, tak rozśpiewaną, że Janka wkrótce zasnęła w swoim bieguno-wym fotelu, a Andrzej był coraz senniejszy.Witowski siedział na balustradzie, pił herbatę, dopóki była, palił papierosy jeden za drugimi patrzył w niebo granatowe, głębokie, pełne gwiazd i ciszy nieobjętej; czasem spoglądał naJankę, której przechylona twarz słabo się rysowała w zmroku, na jeziorko dymiące mgłami,na park czarny i głucho szemrzący jakby przez sen, w tę noc spokojną, która obejmowaławszystkich i wszystko w sen i w milczenie, i w końcu nie odezwawszy się ani słowem ze-szedł z werandy i poszedł.89 XX%7łycie w Krosnowie płynęło cicho a pracowicie, szczególniej teraz, czasu żniw.Andrzej od świtu do nocy na koniu uwijał się na polach, stary również dnie całe przesia-dywał w lasach.Dom.opustoszał, bo nawet stara Grzesikiewiczowa, gdy słońce przygrzało,szła w pole z przyzwyczajenia i siadywała dnie całe pod stertami lub nie zżętym jeszcze zbo-żem i śledziła robotę albo łaziła około domowego gospodarstwa i gderała, że ciągle słychaćbyło jej gniewny głos w coraz innej stronie.Tylko Janka nie brała udziału w tych kłopotach i pracach.Te pierwsze dnie przepędziła prawie samotnie.Męża widywała raz na dzień, a czasamiwcale, jeśli kazał sobie obiad przynieść na pole, a wieczorami albo zamknięty w kancelarii zekonomami przesiadywał prawie czas cały, albo jeśli przychodził na kolację do jadalnego, tobył tak strudzony, że nie dopijał herbaty i zasypiał w krześle.Przepraszał ją za to serdecznie, wypytywał, czy się nie nudzi, czasem zabierał w pole iuspokojony jej spojrzeniem i twarzą zawsze zamkniętą, zmrożony tym chłodem obojętności,jaki wiał od niej i tą jakąś pańską wyniosłością, z jaką na wszystko patrzyła, choć bardzocierpiał z tego powodu, zostawiał ją w samotności.Zapracowywał się, żeby nie czuć bólu iwyzbyć się tego wrzenia gniewu, jakie nieraz czuł w sobie w jej obecności. Jeszcze się nie zżyła z nami, czuje się obca, niech mama o niej pamięta!  tłumaczyłmatce. Nie bój się, Jędruś, już ja pilnuję, chuchana na nią, już jej tu niczego nie brakuje. Niech mama z nią więcej przesiaduje i rozmawia, bo ona tak ciągle sama, to może się jejnudzi. A bogać to! mówić, juści, ale widzisz, kiej nie śmie.Nieraz przylecę z pola ino po to,coby z nią pogadać, bo i mnie się za nią ckni, i boje się gemby otworzyć.Ona taka pani, takauczona, co ja jej powiem? A nudzić, to pewnie, że się nie nudzi, bo cięgiem grywa na forte-pianie abo czyta na tych wielgich książkach.Panią mam synowę, uczoną mam synowę! dopowiadała z dumą stara, ale swoją drogą ciężko jej było, że nie mogła się do niej zbliżyć,bo właśnie ta jej  uczoność i  pańskość przegradzały i otaczały Jankę kołem zaklętym.Ob-ca była im wszystkim, zupełnie obca.Przyszła z innego świata, podziwiali ją, kochali poswojemu, ale nie rozumieli, tak że zwolna do duszy starych wkradała się niechęć, podsycanajeszcze zmianami, jakie z jej przyjazdem zaprowadzał Andrzej w Krosnowie.Dotychczas, pomimo magnackiej fortuny, żyli jak dostatni chłopi, może trochę lepiej,mieszkali w oficynie, jadali, co Magda ugotowała, jezdzili bryczkami, ubierali się jak bądz,skąpili na wszystkim, bo nie mieli żadnych potrzeb.A teraz wszystko się zmieniło.Andrzejchciał dom postawić na stopie odpowiedniej: nie dla siebie, bo było mu to dosyć obojętne, aledla Janki, przyjął kucharza, piwnice kazał zaopatrzyć dostatnio, Bartka ubrał w liberię, poku-pował powozy i kilka par koni cugowych stało zawsze w stajni, aż starego złość porywała. Te habany zeżrą tyle owsa, co połowa fornalskich, nic nie robią, jak Boga tego kocham! skarżył się żonie po cichu, bo Andrzejowi nie śmiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript