[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Od moru odprawili nabożeństwo i przyśpieszając kroków, wzięli się jeszcze barzej na lewo, na skroś dotopolowej drogi, mierząc pod sam las, jak wiodła wąska i wyjeżdżona mocno dróżka.Już zwartą kupą ruszyli, tylko Agata ostała przy kopcu, kryjomo odarła szmatę z krzyża i podążając zdala za procesją zagrzebywała ją strzępkami po miedzach la jakiegoś zabobonu.Organista zaintonował litanię, ale ciągnęli ją ospale, że śpiewał ino kto niekto, w pojedynkę, bo kobietyrajcowały z cicha, rzucając jeno w potrzebnym miejscu wrzaskliwie: "Módl się za.nami" - zaś dzieciskawyparły się na wyprzódki i baraszkowały swawolnie, jaże Pietrek Borynów, obzierając się naproboszcza, mruczał zezlony:- Obwiesie, juchy! zberezniki!.bo jak paś spuszczę!Ksiądz, znużony już sielnie, pot ocierał z łysicy, a rozglądając się po sąsiednich rolach pogadywał zwójtem:- Ho, ho! tym już groch powschodził.- A prawda!.wczesny być musi, rola doprawiona i idzie kiej bór.- Ja siałem jeszcze na Palmową, a dopiero kły puszcza- Bo u do dobrodzieja na tym dołku zimnica, a tu grunt cieplejszy.- I jęczmiona już im powschodziły, a równe, jakby siewnikiem posiane.- Modliczaki dobre gospodarze, na dworską modę w polu robią.- Tylko na naszych polach ani znaku jeszcze owsów i jęczmionów.- Spóznione wszystko, deszcze też przybiły, że nieprędko się ruszą.- I spaprane, że niech Bóg broni! - westchnął ksiądz żałośnie.- Darowanemu koniowi w zęby nie zaglądają - zaśmiał się kowal.- Te, wisusy, uszy poobrywam, jak nie przestaniecie! - krzyknął proboszcz na chłopaków śmigającychkamieniami za stadkiem kuropatw, szorujących w poprzek zagonów.Przycichły z nagła rozmowy, chłopaki przywarły po bruzdach, organista znów jął beczeć, kowalzawtórował, jaże w uszach zawierciało, a cieniuśkie głosy kobiet podniesły się jękliwym chórem, żelitania rozwlekła się nad polami, niby ten ciąg ptaków zmęczonych długim lotem i już z wolna i corazniżej opadających.Parli się tak wśród pól zielonych długim i rozśpiewanym zagonem, że ludzie, pracujący na modlickichpolach, a nawet i na dalszych, podnosili się od roboty czapy zdejmując, to przyklękając na zagonach,gdzie zaś bydło zaryczało, podnosząc ciężkie, rogate łby, a kajś znowu spłoszony zrebak odbiegł maci,w cały świat gnając.Ze staje mieli jeszcze do trzeciego kopca i figury przy topolowej, gdy ktosik wrzasnął z całych sił:- Chłopy jakieś z lasu wychodzą!- A może to nasi?- A nasi! nasi! - buchnęło z kupy i kilkanaścioro rzuciło się naprzód.- Stać! Nabożeństwo pierwsze - nakazał ostro ksiądz.Juści, że ostali, przedeptując z niecierpliwości.Zbili się jeno barzej w kupę, stowarzyszając jak popadło,bo każdego dziw nie podrywało z miejsca, ale ksiądz nie puścił, przyśpieszał jednak kroku.Wiater skądciś zawiał, że świece pogasły, chorągwie zatrzepały i żyta, krze i ukwiecone drzewa jęły siękolebać, jakby kłaniając i do nóg się chyląc procesji.Ale naród, choć śpiewał coraz głośniej, w dyrdyjuż sunął i oczy wpierał w bór niedaleki, między drzewa przydrożne, kaj już wyraznie bielały się kapotychłopskie.- Nie pchajcieże się, głupie: chłopy wam nie uciekną! - zgromił ksiądz, bo mu już następowały na piętytłocząc się jedna przez drugą.Hanka, co była szła w rzędzie z najpierwszymi gospodyniami, aż krzyknęła dojrzawszy kapoty.Wiedziała przeciek, jako tam Antka nie zobaczy, a mimo to zatrzęsła się radością i pijana zgołanadzieja rozsadzała jej duszę, że zeszła na bok, w bruzdę, i oczy wypatrywała.Zaś Jagusia, idąca wpodle matki, porwała się z miejsca, bych lecieć, ognie ją przejęły i taki dygot, cozębów nie poredziła zewrzeć; a drugie kobiety też nie mniej się rwały ku tym wytęsknionym.Jenoponiektóre dzieuchy i chłopaki nie wstrzymały długo, bo naraz chlasnęły z kupy, kiej woda z cebrawstrząśniętego, i mimo wołań pognały na przełaj do drogi, jaże im łysty bielały.Procesja rychłodosięgła krzyża Borynów, za którym tuż zaraz był kopiec, na skraju ziem lipeckich i dworskiego boru.Chłopy już tam stojały kupą w cieniu brzóz wielgachnych, stróżujących przy krzyżu; z dala jużodkrywali głowy i oczom kobiet pokazały się lube twarze mężów, ojców, braci a synów utęsknionych,twarze pochudłe, wymizerowane a pełne radości, pełne uśmiechów szczęścia.- Płoszki! Sikory! Mateusz! Kłąb! i Gulbas! i stary Grzela! i Filip! Mizeraki kochane! Biedota! JezusMaria, Matko Przenajświętsza! - rwały się wołania i pokrzyki a szepty gorące, i już oczy gorzałyradością, już się ręce wyciągały, już tłumione płacze kwiliły i krzyk nabrzmiewał w gardzielach, jużponosiło wszystkich, ale ksiądz jednym gromkim słowem powstrzymał i uciszył naród, a dowiódłszy podkrzyż, czytał spokojnie modlitwę "od ognia"; jeno czytał wolno, bo niechący a cięgiem obzierał się nastrony i poczciwymi oczyma chodził po twarzach wynędzniałych.Wszyscy też przyklęknęli w półkole i wraz z żarliwą i dziękczynną modlitwą łzy płynęły z oczu,uwieszonych na Chrystusie przybitym do krzyża.Dopiero kiej zakończył i wodą skropił głowy chylącesię do ziemi, zdjął rogatą czapeczkę i wesoło a w cały głos huknął:- Niech będzie pochwalony! Jak się macie, ludzie kochane!Juści, co chórem odkrzyknęli, cisnąc się do niego kiej te owce do pasterza, a w ręce całując, a za nogiobłapiając, a on ci każdego brał do serca, po głowach całował, po zbiedzonych twarzach głaskał,troskliwie pytał j i z dobrym słowem odpuszczał, aż utrudzony siadł pod krzyżem, pot obcierając i te łzypoczciweA naród skotłował się kiej ten wrzątek kipiący.Buchnęła wrzawa, śmiechy, cmokania, płacze radosne dziecińskie jazgoty, gorące słowa i szepty,krzyki, co jak śpiew się wydzierały z serc uszczęśliwionych, wołania tęsknic z nagła zapomnianych;każda swojego na stronę odciągała i każden kiej ten chojak kolebał się wpośród krzyków w kupie kobieti dzieci, w radosnej wrzawie gwaru i płaczów.Dobrze ze dwa pacierze trwały powitania i byłyby sięprzeciągnęły do nocy, aż ksiądz się spamiętał, że pora, i dał znak.Ruszyli do ostatniego kopca, drogą wzdłuż lasu, niskimi zaroślami jałowców i sośnianej młodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|