[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Odjechałeś.Pod bankiem przy rondzie Nowego Światu.Właśnie tam parkowałam.Barnicz przez chwilę prezentował sobą wcielenie zdumienia, obróciwszy Elunię ku sobie, żeby to zdumienie dokładnie zobaczyła.- Mnie widziałaś? Niemożliwe.Od wieków mnie tam nie było, mogłem przejeżdżać, ale to akurat nie dziś.Przykro mi, ale to nie byłem ja, może i lepiej, że nie podeszłaś, zaczepiłabyś obcego faceta.Wysyp to może, bo będę musiał iść, pożegnam cię z żalem.Elunia już miała otwarte usta dla wygłoszenia mnóstwa dalszych uwag, protestu, że nie był to nikt inny, tylko właśnie on, podania szczegółów, delikatnego napomknięcia o kolejnym spotkaniu, umówieniu się jakoś, ale to nagłe pożegnanie rąbnęło ją siekierą i zaparło jej dech.Dla niego w końcu tu przyszła, na niego czekała, zaczynał stanowić treść jej życia, a wymykał się jej z rąk.Skąd w ogóle mógł wiedzieć, czy ona nie porzuci znienacka gry, kasyna i hazardu.No nie, nie porzuci.Ale on nie może mieć pewności, a co wtedy.? A, prawda, on wie, gdzie ona mieszka i w tej sytuacji numer telefonu łatwo znajdzie.Jakieś tajemnicze, okropne przeczucie powiedziało jej, że prędzej ona się utopi, niż on poszuka jej numeru telefonu, ale i tak nie zdołała się już do niego odezwać.Pożegnał się i poszedł.Poszedł.Poszedł i przepadł.Po długiej dopiero chwili oprzytomniała o tyle, że zaczęła rozważać treść rozmowy.Powiedział, że to nie był on, bzdura, nonsens, wykluczone, nie mogła się tak pomylić, patrzyła na niego dostatecznie długo, serce się odezwało.A z Kaziem chyba się jednak pomyliła.? A otóż właśnie nie wiadomo, może tak, może nie, czy to jakieś maniactwo widywać osoby, które znajdują się gdzie indziej.? Niemożliwe przecież, żeby nagle przestała rozpoznawać ludzi na ulicy, i to ludzi bliskich i dobrze znanych, niemożliwe, żeby po mieście zaczęło latać tyle świeżo wylęgłych sobowtórów, ale chyba niemożliwe także, żeby wszyscy uparli sieją oszukiwać.? Po co im to? Co to w ogóle ma znaczyć i co się dzieje?Gdyby dziwaczne zjawisko dotyczyło kogoś w zasadzie obcego, dalekiego znajomego, na przykład, albo rzadko widywanego sąsiada, Elunia nie przejęłaby się wcale i wyrzuciła z umysłu nawet wspomnienie o nim.Teraz jednakże oba widoki szarpnęły nią, tu nieobecny Kazio, tam Stefan.Boże drogi, ale Stefan.był sobą, z pewnością, ale czy nie wyglądał jakoś inaczej.? Jezus Mario! Ależ on miał brodę.!!!Elunia posiadała znakomitą pamięć wzrokową.Grzęzły w niej spostrzeżenia optyczne, nawet nie uświadomione, niedostrzegalne od razu.Nie miała pojęcia, co leżało na zagraconym stole, nie obchodziło jej to, ale po pewnym czasie, kiedy owe przedmioty należało sobie przypomnieć, jawiły się przed jej oczami jeden po drugim i umiała je odtworzyć z zadziwiającą dokładnością.Szczególnie widoki oglądane w stanie znieruchomienia pozostawały jej na zawsze.Teraz też ujrzała brodę Stefana Barnicza niczym na jawie.Jakby ją miała przed sobą na fotografii.Automat przestał dźwięczeć, ponieważ jego użytkowniczka zastygła.Jej dłoń skamieniała na przycisku „start”, jej myśl na brodzie idola i na razie nie była zdolna do niczego innego.Spotkało ją coś wstrząsającego i cześć, kosmos zatrzymał się w biegu.Nie doznając żadnych bodźców zewnętrznych, Elunia odzyskała ludzkie właściwości dopiero po dwóch minutach i sześciu sekundach.W ciągu takiego czasu sprinterzy mogą przebiec sto metrów przez płotki, dostać oklaski i otrzeć pot z twarzy.Niczego nie ocierała, ale wróciła do życia, spróbowała opanować jakoś straszliwe wrażenie i zacząć myśleć konstruktywnie.Sytuacja jej nie sprzyjała, bo automat, jak każdy normalny automat, po paru godzinach niepłacenia, ruszył wreszcie do przodu.Dostateczną ilość pieniędzy Elunia miała przy sobie i dostatecznie długo czekała na Barnicza, żeby przetrzymać swoją złą passę.Wpadła na całą serię układów wygrywających, zdublowała je nawet kilkakrotnie i ten nagły sukces nadzwyczajnie podniósł ją na duchu.Okropne i zdumiewające przeżycie straciło część swojego gniotącego ciężaru i pozwoliło się przynajmniej rozważyć.Wracając do domu grubo po północy, lekko zaledwie przegrana Elunia nie doszła do żadnych sensownych wniosków.Zarówno broda Stefana, jak i jego zaprzeczenie, jakoby pętał się pod bankiem, wciąż wydawały się jej niepojęte.Jeszcze gorzej przedstawiało się jego dzisiejsze zachowanie, obce, obojętne, pozbawione wyrosłej już między nimi intymnej atmosfery, pchające ją w koszmarne szpony niepewności i w ogóle niezrozumiałe.Z tym już całkowicie nie umiała sobie dać rady i postanowiła nazajutrz poradzić się Joli.* * *Zaledwie Elunia zdążyła rozbudzić się porządnie, umyć, wypić kawę, zjeść delikatne śniadanie, obejrzeć swój stół do pracy i zastanowić się, od czego zacząć, od roboty czy od telefonów, w zamku zazgrzytał klucz i w mieszkaniu objawił się Kazio.Dopiero wtedy uważniej spojrzała na zegarek, dochodziła jedenasta.Sama się zdziwiła, że widok Kazia sprawił jej tak wielką przyjemność.Powinna chyba raczej zdenerwować się jego bezceremonialną wizytą, zgoła przestraszyć przypomnieniem, że ma klucz, którym sama go obdarzyła, pomyśleć, że mógł przecież, rany boskie, zastać rywala! Nic z tego nie przyszło jej do głowy, ucieszyła się i tyle.- Nie miałem cierpliwości dzwonić, wolałem przyjechać od razu - oznajmił radośnie Kazio, wypuszczając ją z objęć.- Bardzo masz pilne to wszystko? Możesz stracić godzinkę? Napijemy się byle czego i mów, co się tu działo!Elunia natychmiast pomyślała, że zamiast dzwonić do Joli, wyjaśni te osobliwe halucynacje z Kaziem i żywo przyjęła propozycję.- A otóż to! - wykrzyknęła z zapałem.- Nareszcie jesteś wyraźnie!- Proszę.? A przedtem byłem niewyraźnie.?- Jeszcze jak! Boże jedyny, co ja przeżyłam.!Ugryzła się nagle w język, bo jednak szczerość ma swoje granice, no, może nie tyle szczerość, ile elementarna przyzwoitość i poczucie taktu.Lada moment powiedziałaby mu o Stefanie, coś istniało w Kaziu takiego, co skłaniało do nieopanowanych zwierzeń, ale to już byłaby chyba przesada.Nieprzyzwoita przesada.Wszystko, tylko nie Stefan!Kazio zdążył już skoczyć do kuchni, gdzie włączył czajnik elektryczny.Wrócił i szarpnął zamek swojej torby turystycznej.- Mały prezencik ci przywiozłem, remulada do rybek.Carlsberg i whisky z samolotu
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|