[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ale chciwie słuchał, jako że każden rad się czegośnowego dowiedział, a i wieczory były długie, i do świtu wyspać się jeszcze można było choćby i na obaboki.Hej ! Jesień to była, pózna jesień !I ani przyśpiewków, ni pokrzyków wesołych, ni tego ptaszków piukania, ni nawoływań nie słychać byłowe wsi - nic, jeno ten wiatr, pojękujący w strzechach, jeno te dżdże, sypiące jakoby szkliwem poszybach, i to głuche, wzmagające się co dnia bicie cepów po stodołach.Lipce martwiały równo, jako te pola okólne, co wyczerpane, szare, odarte w odpocznieniu leżały icichości tężenia; jako te drzewiny nagie, poskręcane, żałobne, drętwiejące z wolna na długą, długązimę.Jesień to była, rodzona matka zimy.Ino się tym pokrzepiano, że nie ma jeszcze pluchy, że drogi nie bardzo rozmiękły i może wytrzymapogoda do jarmarku, na któren całe Lipce się wybierały, jakby na odpust jaki.Bo jarmark miał być na świętą Kordulę, walny i ostatni już przed Godami, więc się nań wszyscyszykowali należycie.Już na parę dni przedtem deliberowano po wsi, co by się sprzedać dało, czy z inwentarza, czy z ziarnaabo też z drobnego przychówku.A że na zimę szło, to i kupować trza było niemało i z przyodziewku, ize sprzętów, i z różnych różności gospodarskich, z czego i różne turbacje poszły, i swary, i kłótnie pochałupach, boć wiadomo przeciech, że u nikogój się nie przelewa a o grosz gotowy coraz to trudniej.A tu i rychtyk w ten czas i płacić przychodziło podatki, to gminne składki i spłaty różne między sobą, aczęsto i przednówkowe pożyczki, a jak niejeden to i zasługi służbie - tyla tego razem, że niektóren,choćby i z półwłókowych, ciężko wzdychał i kalkulował, a nic nie wychodziło bez wyprowadzenia najarmark konia abo i krowy, a już o biedniejszych to i nie ma co rzec.Więc też i jaki taki wyprowadzał krowinę przed oborę, wycierał jej ognojone boki wiechetkiem i na nocprzyrzucał koniczyny, to gotowanego jęczmienia z kartoflami.byle jeno wypęczniała zdziebko; którenznów przysposabiał stare, poślepłe całkiem wywłoki, żeby chyla tyla do koni były podobne na tenprzykład.Insze znowu młóciły zawzięcie dnie całe, żeby zdążyć na jarmark.I u Borynów sposobiono się raznie; stary z Kubą domłócał pszenicy, a Józka z Hanką, co im ino czasuostawało, to podpasały maciorę i te gąski wybrane z ostawianych na chowanie, Antek zaś z Witkiem, żeto leda dzień spodziewano się deszczów; jezdzili do boru po susz na ogień i po ściółkę, z której coposzło do obory, a resztę zwalali pod chałupę do ogacenia ścian.I tak ta przyspieszona robota trwała aż do pózna w noc ostatnią przed jarmarkiem; dopiero gdypszenica już we worach leżała na wozie wtoczonym do stodoły i wszystko było przyrządzone na jutro -siedli wszyscy razem do wieczerzy w Borynowej izbie.Na kominie buzował się wesoły ogień ze świerczyny, potrzaskujący cięgiem, a oni jedli wolno i wmilczeniu, ze to po spracowaniu nikomu się odzywać nie chciało, aż dopiero kiedy skończyli i gdy jużkobiety posprzątały miski i garnki z ławy, Boryna rzekł, coś niecoś przysuwając się do komina:- Przed świtaniem trza ruszyć!- Juści, że nie pózniej - odrzekł Antek i zabrał się do smarowania uprzęży, Kuba strugał bijak do cepów,a Witek obierał kartofle na rano i raz w raz poszturchiwał Aapę, któren leżał obok i wybierał sobie pchłyzębami.Cichość się uczyniła, że ino ogień trzaskał i świerszcze za kominem poskrzypiwały niekiedy, a z drugiejstrony domu dochodził plusk wody i szczękanie mytych garnków.- Kuba, ostaniesz to w służbie dłużej, co?Kuba spuścił ośnik, którym strugał, i zapatrzył się w ogień tak długo, aż Boryna mu przypomniał.- Słyszałeś, com ci rzekł?- Słyszeć słyszałem, ino tak w głowę zachodzę, że po prawdzie to krzywdy mi nijakiej u was nie było.Juści, ale ino.- urwał zakłopotany.- Józia, daj no gorzałki i co przegryzć, co mamy na sucho radzić, kiej %7łydy jakie - zarządził stary iprzysunął przed komin ławkę, na której Józia wnet postawiła butelkę, wianek kiełbasy i chleb.- Napij się, Kuba, i rzeknij swoje słowo.- Bóg zapłać, gospodarzu.Ostać, tobym się ostał, ino.ino.- Postąpię ci coś niecoś!.- Przydać by się przydało, bo to i kożuch zlatuje ze mnie., i buciska też, a i kapot jaki kupiłbym.jużjak ten dziadak jaki jest człowiek, że nawet do kościoła iść, to ino do kruchty.bo jakże mi przed ołtarzw takim obleczeniu.- A w niedzielę nie baczyłeś na to, inoś się pchał tam, gdzie najpierwsze.- rzekł surowo Boryna.- Juści.Hale.Prawda.- bąkał srodze zawstydzony i ciemny rumieniec oblał mu twarz.- A to i dobrodziej naucza, żeby szanować starszych.Napij no się, Kuba, na zgodę i słuchaj, coć rzeknę,a sam się pomiarkujesz, że co parobek, to nie gospodarz.Kużden ma swoje miejsce i la każdego coinnego Pan Jezus wyznaczył.Wyznaczył ci Pan Jezus twoje, to go się pilnuj i nie przestępuj, napierwsze miejsce się nie pchaj i nie wynoś się nad drugie - bo zgrzeszysz ciężko.I sam dobrodziej cipowtórzy to samo, że tak być musi, bych porządek na świecie był.Miarkujesz se, Kuba?- Nie bydlem przeciech i swoje pomyślenie mam.- To baczże, byś się nad drugie nie wynosił.- I.inom bliżej ołtarza chciał być.- Pan Jezus z każdego kąta słyszy, nie bój się.I po co się pchać między najpierwsze, kiej wszyscywiedzą, ktoś jest?- Juści, juści
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|