[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Fajfer od mirowskich! Któż cię tu przysłał? zdumiał się czyjejś troskliwości. Pan Konopka! Ja się nazywam Felek, proszę pana porucznika meldował z dumą.Zaręba przyspieszył kroku.Miasto już spało, zaledwie tu i owdzie świeciło jakieś okno.Deszcz mżył nieustannie.Bełkotały rynny i lało się z dachów.Przemykali się pod samymikamienicami.Na ulicach było pusto i ciemno, tylko liczniejsze nizli zazwyczaj moskiewskiewarty stały na rogach i przed kwaterami generałów.Na Krakowskiem spotkali kozaków czła-piących się środkiem ulicy.Liche światła latarń ledwie dawały rozpoznać w ciemnościachdrogę, A cóż ty robisz w komendzie pana Konopki? odezwał się Zaręba. Co mi przykażą.Dzisiaj przez cały dzień rozlepialim ze Staszkiem i kamratami raportgenerała Kościuszka! Zrywalim też z murów rozporządzenia Moskalów i marszałkowskie!Potem byłem w asyście Baraniego Kożuszka pod Krakowską Bramą i gdzie indziej.Pan Ko-nopka nakazał krzyczeć przeciw arystokratom!Spojrzał uważniej na chłopaka: chudy był, niewyrośnięty, o bladej, mizernej twarzy i nie-zmiernie bystrych oczach, prawe dziecko ulicy, snadz przygarnięte przez pułk mirowski i wjego barwy przybrane.Minę miał zadzierżystą i głos starego pijaka. Felek, dostaniesz złotówkę, jeśli mi odpowiesz prawdę. Wedle rozkazu.Już nie pamiętam, jak złocisz wygląda i jego wnuczka dziesiątka. Kto w Indii , wiesz, na rogu Podwalu i Wąskiej, pobił dzisiaj jednego majstra? Nie wiem, pokornie melduję.Ja stałem przy Baranim Kożuszku, a skoro pokazywał lal-kę, krzyczałem: Zmierć! W ariergardzie był Staszek ze starszymi.może to oni. Masz swoje i zmiataj! Sam już trafię odprawił go przed pocztą. %7łyczę dobrego zdrowia panu porucznikowi! pieniądz wsadził w zęby i zasalutował.Zaręba ruszył ku Karmelitom, pomiędzy krainy gesto porozstawiane i kałuże.Wyznanie Felka pokazało w prawdziwym świetle rolę Konopki.Trzeba było obmyśleć ja-kąś satysfakcję dla Kilińskiego; był potrzebny dla sprawy i słusznie obrażony.Zwłaszcza te-raz wobec jego zapewnień o związkach z Kościuszką.Poczuł się tym odkryciem jakoś przy-kro dotknięty! %7łeby Kościuszko znosił się tajnie z jakimś tam szewcem! To mu się zgoła niepodobało.Miał to prawie za uchybienie godności wodza.Jedenastą wydzwonił mu do ucha pektoralik, kiedy skręcał od Karmelitów na lewo wciemną uliczkę, biegnącą tyłami domów Krakowskiego ku Bednarskiej.Uliczka była spadzi-sta, niebrukowana i strasznie błotnista; środkiem bełkotała woda, spadająca bystrym strumie-niem gdzieś na dół.Domy wynosiły się na wysokich podmurowaniach, że do furt prowadziłystrome schodki.Z prawej strony szarzał wysoki klasztorny mur, spoza którego wychylały sięolbrzymie drzewa, zaciemniając do reszty.Ledwie rozpoznał kamienicę Barssa; miała zakra-towane okna, zaś wybite z obsady stopnie ruszały się pod nogami niby klawisze.Przystanąłdosłyszawszy jakieś kroki za sobą; szereg cieniów skradał się pod murami.Od strony Bednar-skiej również nadchodzili.Wszyscy zmierzali do tej samej furty.Kołatano w jeden umówionysposób, każdy też wymawiał toż samo hasło.Otwierały się zamczyste drzwi, jakoby do klatki zawartej jeszcze z drugiej strony żelaznąkratą.Poza nią, w ciasnej sieni, przy mdłym olejnym kaganku ktoś w czarnej masce uchylająckraty pilnie zaglądał w twarze nadchodzących.Po czym każdy z przepuszczonych nakładałmaskę i krętymi schodkami spieszył na pierwsze piętro do stancji, służącej kiedyś Barssowi102za kancelarię.Tam na środku wynosił się okrągły stół nakryty czarno, zaś na nim ustawio-ne w trójkąt płonęły trzy woskowe świece, leżała otwarta księga, puginał i trupia czaszkaszczerzyła żółte zęby.Stawali pod ścianami, gdyż prócz krzesła dla przewodniczącego drugich siedzeń nie było.Mówiono szeptem obtulając się szczelniej płaszczami i nasuwając głębiej kapelusze, żeby sięnie wydać głosem ni ruchem.Izba słabo rozświetlona zdawała się napełniać mrocznymi cieniami
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|