[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Stanął w progu czerwony jak burak i spocony, ledwie zipiący, ale już w łańcuchu, i powlókłszyślepiami po gromadzie zakrzyczał srogo:- Cicho tam, ludzie, dyć to nie karczma!- Pietrze, a chodzcie ino, cosik wama rzeknę! - zawołał do niego Kłąb.- Hale, nie ma tu żadnego Pietra, a jeno urzędnik! - odburknął wyniośle.Wzięli na ozory to powiedzenie, jaże się kałduny zatrzęsły z uciechy, gdy naraz wójt zakrzyczałuroczyście:- Rozstąpta się, ludzie! Naczelnik!Jakoż powóz ukazał się na drodze i podskakując na wybojach zakręcił przed kancelarią.Naczelnik podniósł rękę do czoła, chłopi pozdejmowali kapelusze, zaległo milczenie, wójt z pisarzemprzypadli wysadzać go z powozu, a strażnicy stanęli przy drzwiach wyprostowani kieby kije.Naczelnik dał się wysadzić i rozebrać z białego obleczenia i odwróciwszy się powłókł oczami pogromadzie, przygładził żółtawą bródkę, nasrożył się, kiwnął głową i wszedł do mieszkania, kaj gozapraszał pisarz w pałąk przygięty.Powóz odjechał, chłopi znowu się zwarli dokoła stołu rozumiejąc, iż zaraz rozpocznie się zebranie, aleprzeszło dobre Zdrowaś, przeszedł może i cały pacierz, a naczelnik się nie pokazywał, jeno zpisarzowych pokojów roznosiły się brzęki szkła, śmiechy i jakieś smaki wiercące w nozdrzach.A że mierziło się już czekanie i słońce przypiekało coraz barzej, to jaki taki jął się chyłkiem przebieraćku karczmie, aż wójt zakrzyczał:- Nie rozłazić się! A którego zbraknie, ten się zapisze do sztrafu.Juści, co się jeszczek wstrzymali klnąc jeno coraz siarczyściej a niecierpliwie spozierając na pisarzoweokna, bo ktoś je przymknął ze środka i zasłonił.- Wstydzą się chlać na oczach!- Lepiej, bo każden jeno grdyką robi, a po próżnicy ślinkę łyka! - pogadywali.Z aresztu, stojącego w rząd z kancelarią, wyrwał się żałosny i długi bek, a po chwili wylazł stójkaciągnąc na postronku sporego ciołka, któren się opierał ze wszystkiej mocy, ale naraz grzmotnął gołbem, jaże chłop rymnął na ziemię, zadarł ogona i pognał, ino się za nim zakurzyło.- Aapaj złodzieja! Aapaj!- A posyp mu soli na ogon, to się wróci!- Jaki to zuchwały, uciekł z kozy i jeszczek ogon zadarł na pana wójta!Dogadywali przekpiwając się ze stójki, któren ganiał za ciołkiem i dopiero przy pomocy sołtysównapędził go w podwórze.A jeszcze nie odzipnęli, kiej wójt przykazał wziąć się do wymiatania aresztu isam doglądał, pilił i niemało pomagał bojając się, bych się czasem nie zachciało tam zajrzećnaczelnikowi.- Wójcie, a trza wykadzić, bych nie zwąchał, co to był za aresztant.- Nie bójcie się, po gorzałce do cna straci wiater.Rzucał kto niekto jakie słowo kolące, jaże wójt błyskał ślepiami a zęby zacinał, ale w końcu zbrzydły imnawet przekpinki, a tak dokuczyło czekanie na słońcu i głód, że całą hurmą ruszyli pod drzewa, niebacząc na wójtowe zakazy, któremu jeno Grzela powiedział:- Hale, naród to pewnie pies, nie przyjdzie ci do nogi, choćbyś krzyczał do wieczora! - i rad, iż zeszli zestrażnikowych oczów, jął znowu kręcić się wśród ludzi przypominając każdemu z osobna, jak magłosować.- Jeno się nie bójta! - dodawał - prawo za nami! Co uchwalimy, będzie, a czego nie chce gromada,nikto ją do tego nie przymusi.Ale nie zdążyli się jeszcze ludzie porozkładać w cieniach ni przegryzć co niebądz, gdy sołtysi jęlinawoływać, a wójt przyleciał z krzykiem:- Naczelnik wychodzi! Chodzta prędzej! zaczynamy!- Nawąchał się dobrego jadła, to go ponosi! Nama nie pilno! Niech poczeka!Mamrotali gniewnie, zbierając się ociężale przed kancelarią
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|