[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Najpierw zgrywasz pokojówkę,potem wielką damę podróżującą powozem! Tacy są naj-gorsi: chytrzy oszuści, którzy biorą możnych na litość, apotem ich okradają i zmykają, śmiejąc się w kułak! Ale390dość tego, pannico: ciesz się, że wpadłaś w nasze ręce,póki jeszcze jesteś młoda i możesz wyjść z powrotem nadobrą drogę.Zło należy dusić w zarodku - oto moja de-wiza!Pozwoliłam mu się wygadać.W głowie miałam koło-wrót myśli.Bez trudu odgadłam, kto był informatoremkonstabla: Billy Pryszcz gotów był śpiewać jak z nut,żeby tylko wyjść na wolność.Miałam jednak nadzieję, żewszystko się wyjaśni, kiedy już panienka Elżbieta złożyzeznania.Pocieszałam się myślą, że jeszcze przed wie-czorem wrócę do domu.Najważniejsze, żeby Janek bez-piecznie odpłynął - reszta jakoś się ułoży.Niestety, pókiwiał wschodni wiatr, jego statek nie mógł odbić od brze-gu i Janek pozostawał wciąż w zasięgu prawa.Konstabl wprowadził mnie przez boczne drzwi do są-du magistrackiego.Znalezliśmy się w skąpo umeblowa-nym pomieszczeniu policji.- Siadaj tam - polecił, wskazując mi drewnianą ławę.- I nie próbuj żadnych sztuczek, bo tylko pogorszyszswoje położenie.Takich smarkaczy jak ty nie zakuwamyzwykle w łańcuchy, ale to się może zmienić.Kancelistaspisze twoje dane.- Dał znak głową staruszkowi391przygarbionemu nad biurkiem.- To chytra mała lisica,Amos.Przywódczyni bandy złodziei - taka młoda, uwie-rzyłbyś?Amos spojrzał na mnie krótkowzrocznymi oczami, niewypuszczając pióra z ręki.Przerzedzone siwe włosy ota-czały jego łysiejącą głowę jak aureola.- Rośnie nam nowa Moll Flanders, co? - zażartowałkwaśno.- W głowie się nie mieści, że te młode potrafiąbyć takie zepsute.Tak niewinnie wyglądają.- To tylko pozory.Ta ma serce przegniłe jak pół-roczne jajko - orzekł konstabl, wygładzając mundurprzed szybą drzwi oddzielających posterunek od po-mieszczeń sądu.- Wcale nie! - zaprotestowałam z oburzeniem, niemogąc się dłużej powstrzymać.Mówił o mnie jak o najgorszej zbrodniarce.- Imię i nazwisko? - spytał urzędowo Amos, ucinającmój protest.- Katarzyna Królewska - wymamrotałam, czerwie-niąc się wbrew woli, bo dwaj konstable, którzy akuratweszli, przyjrzeli mi się ciekawie.Musiałam dziwnie wyglądać: ubrana jak dama, a prze-słuchiwana jak ostatnia nędzarka.392- Miejsce zamieszkania?- Teatr Królewski Drury Lane.Amos uniósł brwi.- Naprawdę?Kiwnęłam głową.- Imiona rodziców?- Nie znam.- Jesteś sierotą?- Chyba tak.- W takim razie nazwisko prawnego opiekuna?- Nie mam.Ogarniała mnie coraz większa rozpacz: te pytaniauświadomiły mi, że nie mam na świecie nikogo bliskie-go, kto stanąłby w mojej obronie.- Nie ma rodziców, nie ma opiekuna.To czyja ty je-steś, dziecko? Co ja mam tutaj napisać, porzucona , amoże włóczęga ? - zastanawiał się kancelista, gryząckoniec pióra.- Nie jestem włóczęgą - zaprzeczyłam stanowczo.-Należę do służby domowej pana Sheridana.Miałam nadzieję, że to nadal prawda i że pan Sheridannie wyrzekł się mnie za to, że popadłam w konflikt zprawem.393Amos znów spojrzał na mnie wodnistym wzrokiem izanotował w moich aktach nazwisko pana Sheridana.- Zarzut?- Kradzież - wtrącił się posterunkowy.- Rodzaj i wartość skradzionych przedmiotów?- Klejnoty wycenione na przeszło czterdzieści fun-tów.- A! Więc to sprawa gardłowa - powiedział kanceli-sta i ze znużeniem pokręcił głową.- Następna kandydat-ka na stryczek.Zrobiło mi się niedobrze.To było jak koszmarny sen!Przecież na pewno zaraz się obudzę i okaże się, że totylko sen.Konstabl podszedł do mnie.- Wywróć kieszenie na lewą stronę, moja panno!Wstałam na chwiejnych nogach, po czym wysypałamz kieszeni na kontuar wszystkie monety, co do pensa,oraz kwit z lombardu.Konstabl z niesmakiem dzgnąłnędzny stosik, wyławiając spomiędzy monet pomiętykwit.- Tak jak myślałem.Doniesiono mi, że znajdę przytobie dowód przestępstwa.394- Kiedy ja nigdy nie zastawiałam skradzionych rze-czy! - krzyknęłam rozżalona, gapiąc się na mój własnypodpis na kwicie, którym konstabl wymachiwał mi terazprzed nosem.- Nie? Ja cię obserwuję już od wczoraj, moja panno.Niedługo po naszym pierwszym spotkaniu, w Drury La-ne mieliśmy tu na przesłuchaniu świadka sprawy o zagi-niony kałamarz.Zeznawał bardzo chętnie i zdradził nam,że ty, moja panno, dwa dni temu zaniosłaś do lombarduznaczną ilość biżuterii - biżuterii, która, jak go zapewni-łaś, nie była twoja! - Konstabl oznajmił to z triumfem.-Jak więc weszłaś w jej posiadanie, jeśli nie drogą kra-dzieży? Spadła ci z nieba czy znalazłaś ją na ulicy? Nie,nie, moja panno: najlepiej przyznaj się do wszystkiego imódl się, żeby sędzia miał dobry humor.Jak się przyz-nasz, może sąd uzna za wystarczającą karę zesłanie ciędo nowej kolonii karnej, w Botany Bay.Ale jak sędziabędzie surowy, a ty odmówisz przyznania się do winy,czeka cię stryczek - albo nazywam się król Jerzy!Amos zarżał cienkim śmiechem, rozbawiony dowci-pem kolegi.- Tak to wy się, konstablu, nie nazywacie!395Konstabl Lennox uśmiechnął się do niego pobłażli-wie.- Skończyłeś, Amos? Mogę ją już zamykać?- Gotowe - oznajmił Amos, zatykając sobie pióro zaucho.- Chodz za mną, moja panno - polecił konstabl,zdejmując klucz z przypiętego do pasa łańcucha i zmie-rzając ku ciężkim żelaznym drzwiom za kantorkiem kan-celisty.Nie miałam wyboru.Poszłam za nim i po raz pierwszyw życiu znalazłam się w więzieniu.Nawet w najczarniej-szych fantazjach nie wyobrażałam sobie, że kiedyś tutrafię.SCENA 3 - WIZIENIEKonstabl sprowadził mnie na dół wąskimi schodami doceglanej piwnicy gmachu magistratu.Był to niegdyśskład wina, teraz przerobiony na cele dla takich nieszczę-śników jak ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|