Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kwestia nawyków i obyczajów, damy się nie podejrzewa.Piękna była, może się w niej kochał.- Możliwe - zgodziła się Krystyna i otworzyła puszkę naszego Żywca, którego udało mi się znaleźć w sklepie.- Jak to dobrze, że trafiłaś na szopę z łajnem, bo ichnie jest nie do picia.Z angielskich sklepów alkoholowych, shop i winę, wyszła nam szopa z łajnem i tak już zostało.Lu­biłyśmy piwo, ale normalne, w zamku dziadka zaś uszczęśliwiano nas tylko porterem.- Resztę zostawiłam w kuchennej lodówce - po­informowałam ją.- Zakradłam się i chyba nikt mnie nie widział.- A nawet jeśli, wola boska, i tak mają złą opinię o cudzoziemcach.Czekaj, na czym stoimy?- Nie podejrzewał Arabelli.Ale jednak się cze­piał i zmusił pana Thompsona do szczegółowego dochodzenia.Zdrowa baba padła nagle, popieram twoje zdanie, pokojówka jej to załatwiła.Odczekała trochę.- Bystra dziewczynka - pochwaliła nagle Krys­tyna, odstawiając puszkę i zaglądając do zapisków inspektora.- Popatrz, ona pierwsza składała zez­nania, Marietta Goundlle, bardzo ładnie wykombi­nowała depresję pani Davis.Wygląda mi na to, że wyszło jej sugestywnie i wszyscy inni po niej pow­tarzali.I ona ględziła o tym opium.Ukierunkowała śledztwo.- I nie uciekła od razu - podchwyciłam.- Od­czekała i wyjechała legalnie, nawet z zyskiem dodat­kowym.Z czego wynika, że teraz wracamy do Fran­cji, poszukiwać Marietty Gouryille, ciekawe jak.Po wszystkich cmentarzach?- Ty chyba ślepa jesteś.Ten świetny gliniarz za­pisał jej adres.Tylko raz co prawda i zapewne nieak­tualny już w momencie zapisywania, ale może to być punkt zaczepienia.Francja, jakaś wiocha.-Dwie wojny światowe i jedna francusko-pruska.-No dobrze, ale od czegoś przecież trzeba zacząć?Zamyśliłam się.- Prababcia Karolina wmówiła w nas na piśmie, że ten diament istnieje - zaczęłam w zadumie.- Nie zginął, gdzieś jest.Uczyniłyśmy założenie, że sam z Indii nie przyszedł, rąbnęła go ze świątyni i przy­wiozła prababcia Arabella.Ze świątyni, przy tej świątyni upierają się wszyscy.- W liście pradziadka Noirmonta o świątyni też była mowa - przypomniała Krystyna.- No więc właśnie.Arabellę, między nami mó­wiąc, przyjęłyśmy na duszę.- Wydaje się najbardziej prawdopodobna.Kiwnęłam głową i obejrzałam się za piwem.Jakoś wzmagało bystrość myślenia.- Zaraz pójdę do lodówki po tę resztę - obie­całam.- Służba już chyba śpi.Tutaj działy się dziw­ne rzeczy, ze śledztwa pana Thompsona mnie wy­chodzi morderstwo.- Mnie też.- Dziwię się, że jemu nie wyszło.- Nie wiedział o diamencie.Zabrakło mu motywu.Spojrzałam na nią, zaskoczona, i trochę piwa wychlapnęłam na stół.- A wiesz, że masz rację.A ja się zastanawiałam, jak mógł tak to puścić! Oczywiście, że przez to, powodów nie widział, nikt potem nie uciekł, nikt nie szastał pieniędzmi, rabunek odpadał, a opium nawet było w modzie.Wątpliwości miał, wyjaśnił je sobie i dał spokój.No dobrze, można go zrozumieć.Zakładamy dalej, że dziewczyna wyjechała z diamentem, bo jakoś w tej Francji musiał się znaleźć, a sam na piechotę nie poszedł.Oczywiście możemy się mylić od góry do dołu, wcale go tam nie było, prababcia Karolina w życiu go nie widziała, posiadała tylko wiedzę o nim.Jednakże pani Davis zeszła ze świata śmiercią gwałtowną i o czymś to świadczy.- Czekaj, jedno mnie zastanawia - przerwała mi znów Krystyna.- Dlaczego Arabella nie naro­biła krzyku? Nie odkryła kradzieży czy co?- E tam.Mogła odkrywać, ile chcąc.Przypomnij sobie, co pisała prasa, skandal okropny, może i nie przejmowała się zbytnio, ale musiałaby zgłupieć do­szczętnie, żeby kręcić powróz na własną szyję.Przy­znać, że doprowadziła do samobójstwa męża, ukry­wając kamień obrazy? Ten drugi George.Może by nie chciał za żonę potwora moralnego.? A.! Uro­dziła dziecko, tu już musiała się liczyć z opinią.- A żyć miała z czego.Możliwe, że dobrze zgad­łaś, wal dalej, bo chyba do czegoś zmierzasz?- Chodzi po mnie mętna myśl - wyznałam.- Czekaj, przyniosę to piwo, skoro już zaczęłyśmy od takiego napędu.Zastanowiłam się po drodze i zdołałam sprecyzo­wać ową mętną myśl.- Otóż ta cała Marietta nie mogła zniknąć jak sen jaki złoty - oznajmiłam, stawiając na stole zimne puszki.- Nie przepadła razem z diamentem, bo prababcia Karolina nie wiedziałaby o niczym, jakoś musiała się zazębić z naszą rodziną.Nie do wiochy należy jechać, tylko do naszej biblioteki, zwracam ci uwagę, że znów zaniedbanej.Przerwałyśmy w po­łowie.- W jednej czwartej.- Krakowskim targiem, w jednej trzeciej.Trzeba to wreszcie odwalić i może coś znajdziemy.Krystyna w czasie mojej nieobecności też się zas­tanawiała.- I nie tylko - rzekła stanowczo.- Musimy porządniej przegrzebać dokumenty.Wprawdzie nikt w Noirmont tak elegancko tego nie prowadził, jak ci tutaj, ale jakieś rachunki robili.Może trafimy na Mariettę wśród służby?- Może - zgodziłam się.- Ale mam wrażenie, że korespondencję tamtych przodków znajdziemy prędzej w bibliotece niż gdzie indziej.Nagminnie utykali wszystkie listy po książkach.- Czekaj, i nadal nie tylko.Zauważ, ile mamy z prasy! Poszukałabym gazet w Paryżu, wiemy z ja­kiego okresu, zaczęłabym od wyjazdu Marietty.Sięgnęłam po wielki notes, który nabyłam jeszcze w Paryżu dla porządnego prowadzenia naszych pry­watnych akt śledczych, i zaczęłam w nim notować zdobytą wiedzę.Kryśka dyktowała mi daty.Wyraź­nie z nich wynikło, że przegląd francuskiej prasy musimy zacząć od dziesiątego października 1861 ro­ku, szukając wyłącznie nazwiska Marietty Gourville.- Zastanówmy się może - zaproponowała Krys­tyna - co ta trucicielka z diamentem mogła zrobić.Bo że nie wróciła do rodziny na prowincję, tego jes­tem pewna.Przyświadczyłam.Jasne, że zagnieździła się w Paryżu.Wyjechała bez podejrzeń, nie musiała się ukrywać, nie bała się niczego, pieniądze miała.- Skąd wiesz, że miała pieniądze? - spytała Kryśka zaczepnie, bo już zbyt długo byłyśmy jednako­wego zdania i nie miałyśmy o co się pokłócić.- Prababcia płaciła jej doskonale, nie miała na co wydawać tych pieniędzy, a na odchodne dostała jeszcze dwadzieścia funtów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript