Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego dłoń odruchowo spoczęła na rękojeści noża.Mimowol­nie sprawdził, czy sten jest w kieszeni przy fotelu pilota i czy tkwi w nim pełny magazynek.W innych miejscach w kabinie ukryte były należące do górali karabiny AK47 i M16.Nie pamiętał, kiedy je zabrał i schował; odkrył broń rano, gdy szacował uszkodzenia i czyścił wnętrze kabiny.Mając ucho zalepione plastrem, nie usłyszał zbliżającego się samochodu i zobaczył go dopiero, gdy stanął w bramie.Straż­nicy chana rozpoznali szofera oraz pasażera i przepuścili auto, które zatrzymało się pośrodku wielkiego dziedzińca, niedaleko fontanny.Erikki ponownie nacisnął starter.Silnik dwieściedwunastki zaskoczył, a potem zadygotał i zgasł.- Dobry wieczór, kapitanie - pozdrowił go Haszemi Fazir.- Jak się pan dzisiaj czuje?- Jeśli rany będą się tak szybko goić, za tydzień będę zdrów jak ryba - odparł uprzejmie Erikki, zachowując czujność.- Strażnicy mówią, że Ich Wysokości jeszcze nie wrócili.Chan spodziewa się mnie, przyjechałem tu na jego zaproszenie.- Są w szpitalu na prześwietleniu.Wyjechali, kiedy spałem, powinni niedługo wrócić.Ma pan ochotę się czegoś napić? Jest wódka, whisky, herbata i naturalnie kawa.- Chętnie się napiję - odparł Haszemi.- Co z pańskim helikopterem?- Jest uszkodzony - odparł zniechęcony Erikki.- Od godziny próbuję uruchomić silniki.Ten tydzień był dla niego paskudny - dodał, prowadząc pułkownika po marmurowych schodach.- Awionika jest w opłakanym stanie.Potrzebny mi jest na gwałt mechanik.Nasza baza jest, jak pan wie, zamknięta.Próbowałem dodzwonić się do Teheranu, ale telefony znowu nie działają.- Może uda mi się na jutro albo pojutrze załatwić panu mechanika z naszej bazy powietrznej.- Naprawdę, pułkowniku? - Erikki szeroko się uśmiech­nął.- To byłoby wspaniale.Przydałoby mi się także paliwo, pełen zbiornik.Czy to możliwe?- Doleci pan do naszej bazy?- Nie ryzykowałbym tego, nawet gdyby udało mi się uru­chomić silniki.Nie, nie będę ryzykować.- Erikki pokręcił głową.- Pański mechanik musiałby tu przyjechać.Minęli długi korytarz na parterze i Erikki otworzył drzwi do małego salonu, który Abdollah-chan urządził dla gości nie wyznających islamu.Nazywano go Pokojem Europejskim.Był tutaj świetnie zaopatrzony bar, sterty czekolady i uwielbianej przez chana chałwy, a w lodówce zawsze dużo lodu, woda sodowa oraz inne napoje orzeźwiające.- Ja napiję się wódki - oznajmił Erikki.Haszemi poprosił o lemoniadę.- Też napiję się wódki, ale dopiero kiedy zajdzie słońce - wyjaśnił.Wciąż słychać było zawodzenie muezinów.- Prosit!Erikki stuknął się z nim, wypił jednym haustem kieliszek i nalał sobie ponownie.Słysząc samochód, wyjrzeli przez okno.To był rolls.- Przepraszani na chwilę, powiem Hakim-chanowi, że pan przyjechał.- Erikki wyszedł i przywitał się z Azadeh i jej bratem na schodach pałacu.- Co wykazały zdjęcia?- Żadnych złamań u obojga.- Azadeh była szczęśliwa, na jej twarzy ani śladu troski.- A jak ty się czujesz, kochanie?- Wspaniale - odparł, uśmiechając się szczerze do Hakima.- Tak się cieszę.Masz gościa.Zaprowadziłem go do Pokoju Europejskiego.- Dopiero teraz dostrzegł, że chan jest bardzo zmęczony.- Czy mam mu powiedzieć, żeby przyjechał jutro?- Nie, nie trzeba.Azadeh, powiedz mu, że przyjmę go za kwadrans i niech czuje się jak u siebie w domu.Zobaczę się z tobą później, przy kolacji.- Hakim patrzył, jak siostra dotyka z uśmiechem Erikkiego i odchodzi.Jakie to dla nich szczęście, że tak bardzo się kochają.I jakie to smutne.- Ahmed nie żyje, Erikki.Nie chciałem jej o tym mówić.Fin posmutniał.- To moja wina, że zginął.ten matierjebiec Bajazid nie dał mu najmniejszej szansy.- Taka była wola Boga.Muszę z tobą porozmawiać.Hakim wszedł do Wielkiej Sali, opierając się coraz ciężej na kulach.Strażnicy zostali przy drzwiach, poza zasięgiem głosu.Hakim podszedł do niszy, odstawił kule, odwrócił się w stronę Mekki, po czym jęcząc z bólu ukląkł i próbował złożyć pokłon.Kiedy nie udało mu się to dwa razy, poprzestał na odmówieniu szahady.- Możesz mi podać rękę, Erikki?Fin bez trudu pomógł mu wstać.- Przez kilka dni mógłbyś to sobie darować - stwierdził.- Nie modlić się? - zdziwił się Hakim.- Chciałem powiedzieć, że Jedyny Bóg chyba zrozumie, jeśli odmówisz modlitwę, nie klękając.To pogorszy tylko twój stan.Czy doktor powiedział, co ci właściwie jest?- Uważa, że mam zerwane więzadła.Kiedy tylko będę mógł, pojadę z Azadeh do Teheranu, do specjalisty.Hakim wziął od Erikkiego kule i po chwili zastanowienia zamiast na poduszkach usiadł na krześle.Usadowiwszy się wygodnie, zamówił herbatę.Erikki myślał o Azadeh.Mieli tak mało czasu!- Najlepszym na świecie specjalistą od urazów kręgosłupa jest Guy Beauchamp w Londynie - powiedział.- Uzdrowił mnie w pięć minut, chociaż inni lekarze twierdzili, że muszę przez trzy miesiące leżeć na wyciągu, jeśli nie chcę, żeby diabli wzięli dwa kręgi.Nie wierz zwykłym lekarzom w sprawach kręgosłupa, Hakimie.Mogą ci co najwyżej dać leki przeciwbólowe.Drzwi otworzyły się i służący wniósł herbatę.Hakim odprawił go razem ze strażnikiem.- Dopilnujcie, żeby nikt nam nie przeszkadzał! - rozkazał.Miętowa herbata była gorąca i słodka, pili ją z małych srebrnych filiżanek.- Musimy ustalić, co masz robić.Nie możesz tu zostać.- Zgadzam się - odparł Erikki, ciesząc się, że oczekiwanie dobiegło kresu.- Wiem.wiem, że przysparzam ci wielu kłopotów jako chanowi.- Jednym z warunków, pod którymi Abdollah-chan przy­wrócił nas do łask i uczynił mnie swoim dziedzicem, było przyrzeczenie, że przez dwa lata ona i ja zostaniemy w Iranie, w Tabrizie.Dlatego, chociaż ty musisz wyjechać, ona tu zo­stanie.- Mówiła mi o tej przysiędze.- Grozi ci niebezpieczeństwo, nawet w moim pałacu.Nie mogę ochronić cię przed policją i władzami.Powinieneś natych­miast odlecieć, opuścić ten kraj.Po dwóch latach Azadeh, jeśli zechce, będzie mogła do ciebie wyjechać.- Nie mogę odlecieć.Fazir powiedział, że może przyśle tu jutro mechanika.I paliwo.Gdyby udało mi się skontaktować z McIverem w Teheranie, na pewno kogoś by tu przysłał.- Próbowałeś?- Tak, ale telefony są wyłączone.Użyłbym radiostacji w na­szej bazie, ale biuro jest kompletnie zniszczone.wracając tutaj przeleciałem nad bazą, zostały z niej ruiny.Nie ma żadnych pojazdów, żadnych beczek z paliwem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript