[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Kochali się gwałtownie, wręcz przerażająco intensywnie, a potem le-żeli nadzy, tuląc się do siebie. O rany wydyszał David, gdy tylko zdołał złapać oddech. Co? Kocham prawdziwą naturę.Nie wiem, ale& otoczenie& czuję siętu żywy, czuję jedność z naturą, jestem& Napalony? Strzał w dziesiątkę. Ja też staję się powoli wielbicielką natury przyznała Laura. Zauważyłem.Ale powinnaś być ostrożniejsza. Dlaczego? Te twoje krzyki& kobieto, przeraziłaś na śmierć naszych kosma-tych przyjaciół! Tobie się podobało. Prawda. Poza tym z ciebie kiepski był Marcel Marceau. Moi? Ryczałeś jak łoś.Tylko czekałam, aż na polanie pojawi się jakaś ło-sza. Nie miałem szczęścia.Ty musisz mi wystarczyć. Przesadziłeś ze złośliwością.Laura sięgnęła do kieszeni dżinsów, wyjęła z niej wygniecioną pacz-kę papierosów.David jęknął. Masz zamiar to palić? Nie.Mam zamiar nakarmić zwierzęta. Miś Strażnik mówi: to ludzie podpalają lasy. Zachowam ostrożność. Słuchaj, Lauro, nie przeszkadza mi, kiedy palisz w mieście& Bzdura. W porządku, bzdura.Ale tutaj, w leśnej głuszy, musisz miećwzgląd na naszych kosmatych przyjaciół. Dlaczego tak strasznie ci się nie podoba, że palę?David wzruszył ramionami. Poza tym, że to nałóg obrzydliwy, niebezpieczny dla zdrowia, zaktórym nie przemawia nic, choćby jedna drobna korzyść, chyba chodzio to, że nie lubię całować popielniczki.Z języczkiem. Ale ja po prostu muszę coś trzymać w ustach. Wiem.To jedna z tych rzeczy, za które cię kocham. Zboczeniec.Miałeś czas przyzwyczaić się do dymu.Przez czterylata mieszkałeś z T.C.A Clip? Oni dwaj ciągle palą te śmierdzące cyga-ra. No tak, ale ich nie całuję z języczkiem.No, może czasami T.C., alerzadko. Podejrzewałam cię o coś takiego. Wez pod uwagę, że T.C.nie przeżyłby bez swoich cygar.Są jegoczęścią, przedłużeniem osobowości, powiedzmy.A Clip ma siedem-dziesiąt lat i w dodatku jest moim szefem.Nie uważamy za stosownekrytykować szefów.Poza tym lubię palącego Clipa. Dlaczego? Cygaro Zwycięstwa.Kiedy pali, to znaczy, że mamy zwycięstwow kieszeni.Laura objęła go, przytuliła. To mój papieros można nazwać Papierosem Zwycięstwa. Tak? Clip lubi sobie zapalić po zwycięskim meczu.Ja lubię sobie zapalićpo niezwykle silnym orga& Nie wycieraj sobie buzi tym słowem, Ayars. Przepraszam.David usiadł. Chcesz wiedzieć, dlaczego zależy mi na tym, żebyś rzuciła pale-nie?Laura potrząsnęła głową.David tulił ją, delikatnie gładząc jej włosy. Bo nie chcę, żeby zdarzyło ci się coś złego powiedział cicho. Bochcę być z tobą na zawsze.Spojrzała na niego z nadzieją. Naprawdę? Kocham cię, Lauro.Kocham cię bardziej, niż potrafisz to sobie wy-obrazić.Dwa miesiące pózniej rzuciła palenie.I od tej pory nawet nie pomy-ślała o papierosie& aż do dziś.Głośne pukanie do drzwi przywołało ją do rzeczywistości. T.C& ? Tak, to ja. Otwarte.T.C.wszedł do apartamentu.Twarz miał ściągniętą. Też mi cywilizacja! Gdzie McDonald? Gdzie Roy Rogers? Masz coś nowego?T.C.pokręcił głową.Laurze wydał się dziwnie roztrzęsiony. Co się stało? spytała. Nic.Tyle że chyba jestem trochę zmęczony i głodny. Zamów coś do pokoju. Za chwilę. Na co czekasz? Jeśli jesteś głodny&Zadzwonił telefon.T.C.praktycznie rzucił się na niego, poderwałsłuchawkę& Halo?Laura próbowała odczytać coś z wyrazu jego twarzy, ale odwróciłsię do niej tyłem, opuszczając nisko głowę.Wyglądał jak bukmacherw budce telefonicznej, przyjmujący stawki.Minęło kilka minut, nim po-wiedział: Dobra, już jadę. Co się dzieje? Wrócę za jakiś czas. Dokąd jedziesz? Kto do ciebie dzwonił? Może to jakiś ślad, a może nie rzucił T.C.przez ramię, wycho-dząc z apartamentu. Jeśli coś z tego wyjdzie, zadzwonię. Idę z tobą. Nie.Potrzebuję cię tutaj.Ktoś zawsze może zadzwonić.Laura chwyciła torebkę. Recepcjonista zapisze wiadomości. To nie wystarczy. O co ci chodzi? Siedzeniem w pokoju niczego nie zwojuję. Z całą pewnością niczego nie zwojujesz, jadąc ze mną.Będziesz mitylko wchodzić w paradę.Słuchaj, Lauro, ja potrzebuję faktów.Niemam zamiaru chuchać i dmuchać& Tak? przerwała mu Laura. Daj sobie spokój z tymi bzdurami.Bo wiesz, że to bzdury! Może pozwolisz mi skończyć? Każdy z tych Krokodyli Dundee natwój widok zamarzy o miastowej narzeczonej i zamknie się jak ostrygaalbo przynajmniej zacznie uważać na słowa. Więc zostanę w samochodzie. Posłuchaj mnie choćby przez sekundę.W najbliższym czasie spo-dziewam się ważnego telefonu.Chcę, żebyś ty go przyjęła.Ja zadzwo-nię, kiedy tylko się czegoś dowiem.Obiecuję. Ale&T.C.tylko potrząsnął głową i szybko wyszedł.Laura nie pobiegła zanim.W Bostonie nigdy nie zgodziłaby się, żeby ktokolwiek, mężczyznaczy kobieta, potraktował ją tak szorstko, z wyższością, ale nie była w Bo-stonie, a poza tym T.C.to T.C.Najbliższy przyjaciel Davida.Najbardziejzaufany przyjaciel.Jeśli ktokolwiek może pomóc Davidowi, to on.Manajwiększe szanse.Największe.Rozmówca po drugiej stronie usłyszał, jak T.C.przerywa połączenie.Czekał.W słuchawce brzmiał niezmienny, monotonny sygnał, ale nieodkładał jej.Stał jak zaczarowany.Wszystko zostało już załatwione.T.C.wiedział.Sprawy posuwałysię naprzód.Nie było odwrotu.Rozmówca odłożył słuchawkę, upadł na łóżko i rozpłakał się. % % %Laura siedziała w hotelowym pokoju samotna, niepewna i komplet-nie zdezorientowana.Telefon nie dzwonił.Nikt nie zapukał do drzwi.Czas wlókł się chwiejnie, nierówno i bardzo powoli.Czuła, jak słabniejej związek z rzeczywistością, ze światem i z Davidem.Rozejrzała się po niegdyś pięknym apartamencie i jej wzrok spocząłna rzeczach zwykłych, znajomych, uspokajających.Na koszykarskichbutach Davida, rozmiar dwanaście i pół, specjalnie wzmocnionychw kostce, bo prawą złamał jeszcze na studiach.Jeden leżał na wykładzi-nie, na boku, jak przewrócone canoe, drugi stał pod kątem prostym dopierwszego.Na tym po prawej widziała wyrazne logo Svengali, na pra-wym zasłaniała je przepocona skarpetka.Od drugiej, rzuconej luzem,skręconej i wyglądającej jak mężczyzna śpiący w pozycji embrionalnej,dzielił ją jakiś metr.David nie należał do najporządniejszych, zdarzyłosię jej spotkać kilku mężczyzn pod tym względem znacznie od niegolepszych.Chętnie używał klamek i krzeseł w charakterze wieszaków,wykładzina doskonale zastępowała mu szafki na spodnie i bluzy, a ka-felki podłogi łazienkowej szuflady na gacie, skarpetki i piżamę.O higie-nę osobistą dbał aż przesadnie, ale apartament wyglądał tak, jakby po-rzucono go w ucieczce przed pożarem. Tak jest przytulniej argumentował. To tylko bałagan powtarzała Laura.I znów obrazy przeszłości przepędziło stukanie do drzwi.Spojrzałana zegarek.T.C.wyszedł prawie dwie godziny temu
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|