Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście, że nigdy nie uzyskam nominacji na stanowi-sko tak eksponowane, jak Najwyższego Sędziego prowincji, a nawet nie zostanęPierwszą Przedstawicielką.Ale już drugie przedstawicielstwo jest funkcją głów-nie doradczą, to dobra synekura i nic więcej.Drugi Przedstawiciel to prawie nikt,bo musi jednocześnie zabraknąć aż dwojga jego zwierzchników, by uzyskał choćodrobinę realnej władzy.Takie rzeczy prawie się nie zdarzają.Przez chwilę panowało milczenie. Nie mogę jednak uwierzyć  spróbował jeszcze  że masz władzę nadtym głupcem Nalwerem.Prawda, to głupiec. odpowiedział sam sobie. Odjak dawna? Od dwóch dni.Jego wzrok bezradnie obiegł pokój. %7łartujesz sobie, pani?Roześmiała się znowu. Wasza wysokość, proszę mi wybaczyć  rzekła, poważniejąc  ale od-osobnienie, w jakim przebywałeś tak długo, zniekształca perspektywę, z jakiejoceniać trzeba świat i ludzi.Oczywiście, panie, że Nalwer, choćby był jeszczedwa razy głupszy, nie dopuści się zdrady stanu dla samych tylko moich pięknychoczu.Ale ma ambicje.Wszędzie i zawsze był tylko tłem dla innych, lekceważo-ny, pomijany.Naraz, w jednej chwili, ktoś ocenił go bardzo wysoko, podsunąłmyśli, które mając za własne, powtórzył i zyskał uznanie.Uznanie tych, którzy235 patrzyli nań dotąd pobłażliwie.Ależ, wasza wysokość, czy wiesz, jaka jest siłarozbudzonych nagle, długo tłumionych ambicji, kiedy raz wybuchną? 39Wychodząc z jaskini, Riolata natknęła się na zwłoki żołnierza.Siedział opartyo skałę; chyba osuwał się wzdłuż niej, na słabnących nogach aż umarł.Dłonie,czerwone od krwi, zaciśnięte miał na poderżniętym gardle.Jego broń zniknęła.Riolata, wciąż jeszcze ze łzami w oczach powstrzymując chęć masowania po-ciętych pasem pośladków, zdała sobie sprawę, że o czymś zapomniała. Kochanywujek Raladan , którego znała od zawsze i któremu właziło się na głowę, przezcałe niemal życie był piratem.Tutaj oto leżały trupy dwóch świetnie uzbro-jonych i wyszkolonych żołnierzy, których zabił nieomal mimochodem i poszedłdalej, jakby wypił dwa kubki rumu.Tego człowieka należało się bać  gdy onago niedoceniała.Zadeptała dymiące łuczywo, starannie osuszyła oczy, po czym przebrała sięw rzeczy siostry, krzywiąc się, parskając i fukając ze wstrętem.Okrążyła wzgórze i ujrzała okręt Lereny, w niewielkiej odległości od brzegu.Dostrzegła też szalupę na piasku i ludzi przy niej.Odetchnęła głęboko i poszłatam.Raladan stał oparty o burtę wyciągniętej częściowo na brzeg łodzi.Trzymałkuszę, opartą na przedramieniu.Ogarnęła go ową bezbrzeżną pustką, jaka czasemwypływała z jej oczu, i rzekła krótko: Na okręt.Majtkowie, znudzeni długim siedzeniem na brzegu, skwapliwie zaczęli spy-chać łódz.Raladan odszedł na bok, wciąż trzymając uniesioną kuszę.Nie unikałjej wzroku  i naraz pojęła, że ten człowiek wcale nie straszył.On istotnierozważał, czy nie posłać jej pocisku.Za chwilę mogła być martwa, jak te skały.Poczuła coś w rodzaju lęku.Czy aby dobrze oceniła swe szanse? Na Szerń,jakże głupio mogłoby się skończyć jej życie, jej plany, zamierzenia.Mechanizmspustowy kuszy czekał tylko na nacisk palców Raladana.Odwróciła się, by niewyczytał w jej wzroku strachu, nienawiści i  wyroku na siebie. Zapłacisz mi za to  pomyślała. Przysięgam, że zapłacisz mi za wszystko.Już niedługo.Ale klęska spadła z innej strony.Nie Raladan był jej przyczyną.O przegranejmiał przesądzić posępny cień, mknący pośród złotoczerwonych łusek fal, od stro-237 ny chylącego się ku morzu słońca.Nie widzieli go majtkowie, brodzący po udaw wodzie, wzdłuż burt łodzi.Nie widział go jeszcze Raladan, wciąż pogrążonyw ponurych rozważaniach. Nie. powiedziała.Wściekłość, budząca się dziś tyle razy, wybuchła znowu, gorzka tym razemi spleciona z uczuciem bezsilności. Idz precz!  wrzasnęła chrapliwie, chwytając się za włosy przy skroniach.Raladan i majtkowie skierowali wzrok na nią, a potem  tam.Rzuciła sięw morze, przewróciła pośród fal, ale zaraz podniosła, ociekając wodą. Dlaczego?! Powiedz dlaczego, ty draniu! Jestem twoją córką, słyszysz?!Jestem tak samo twoją córką jak ona!Słońce nad horyzontem zdawało się przygasać, krwista czerwień przeszła nie-mal w brąz.Riolata nie słyszała i nie widziała niczego, poza upiornym kadłubem,nadciągającym nieuchronnie, złowieszczo, niepowstrzymanie, z prędkością gna-nej wiatrem chmury.Z pokładu okrętu Lereny ludzie rzucali się w fale, wpławzmierzając ku wyspie. Zatrzymaj się!  krzyknęła, bijąc pięściami wodę. Zatrzymaj się! Opu-ściła ręce i powiedziała z rozpaczą: Ojcze.Czarny wrak przepadł gdzieś nagle, po czym wyłonił się znikąd  już bliżej.Niewyrazny, zamglony od pędu, otoczony głuchym hukiem pękających fal, jakgłaz ciśnięty ręką olbrzyma, uderzył w burtę stojącej na kotwicy kogi, wydzwiga-jąc wielki okręt ku niebu, z łoskotem przewyższającym grzmot burzy.Czas jakbyzwolnił swój bieg, widziała każdy szczegół  więc maszt pękający w połowie,rozpadające się na wszystkie strony, jakby rozsadzone wybuchem deski burt, roze-rwany pokład, ukazujący czarną jamę ładowni i figurki ludzi, wyrzucone wysokow powietrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript