Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.trochę uczciwego brudu nigdy nie zaszkodzi.Prawdę powiedziawszy - mówił Marlowe, wstając i otrzepując sobie kolana i siedzenie - nie ma to jak trochę brudu, żeby docenić czystość, kiedy człowiek się umyje.Jestem spocony, bo i pan jest spo­cony.Wie pan, jak to jest w tropikach - upał i te pe!- Co pan ma w kieszeniach?- To, że pański ptasi móżdżek ciągle coś podejrzewa, wcale nie oznacza, że każdy, kogo pan spotyka, coś prze­myca.Nie jest zabronione spacerować po obozie, jeśli nie można zasnąć.- Owszem, spacer po obozie nie jest zabroniony - odparł Grey.- Ale nie spacer poza obozem.Marlowe patrzył na niego wyzywająco, chociaż wcale tak pewnie się nie czuł, i starał się wyczytać z jego twarzy, co, do diabła, chciał przez to powiedzieć.Czyżby wie­dział?- Coś takiego mógłby zrobić tylko głupiec - rzekł.- Właśnie.Grey obrzucił go długim, twardym spojrzeniem, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.Marlowe popatrzył za nim, a potem również się odwró­cił i poszedł w przeciwną stronę, nie spojrzawszy nawet na barak Amerykanów.Dziś miał wyjść ze szpitala Mac.Marlowe uśmiechnął się na myśl, jakim go przywita pre­zentem.Leżąc bezpiecznie w łóżku, Król przyglądał się odcho­dzącemu Marlowe’owi.Potem przeniósł wzrok na Greya, swojego wroga, którego wyprostowaną, złowrogą postać widział w coraz silniejszym świetle dnia.Chudy jak szkielet, w wystrzępionych spodniach i zwy­kłych malajskich chodakach, bez koszuli, z oficerską opaską na ramieniu i w wytartym berecie na głowie.Pro­mień słońca padł na przyczepiony do beretu niewidoczny znaczek wojsk pancernych i w jednej chwili przemienił go w złoto.Ile ty wiesz, Grey, sukinsynu? - zastanawiał się w duchu Król.Księga trzeciaROZDZIAŁ XVByło tuż po świcie.Marlowe leżał w półśnie na pryczy.Czy to mi się przyśniło? - zadał sobie pytanie, nagle przytomniejąc.Ostrożnie wymacał małe zawiniątko z kon­densatorem i teraz był już pewien, że to nie sen.Na górnej pryczy Ewart przekręcił się na bok i obudził z jękiem.- ’Mahlu, co za noc - powiedział spuszczając nogi.Marlowe przypomniał sobie, że dziś na jego grupę przypada kolej, żeby obrobić doły kloaczne.Poszedł więc obudzić Larkina.- Co? A, to ty - wymamrotał Larkin otrząsając się ze snu.- Co się stało?Marlowe z trudem opanował chęć podzielenia się z nim dobrą wiadomością o kondensatorze, ale ponieważ chciał, żeby przy jej przekazywaniu był obecny Mac, rzekł tylko:- Dziś nasza kolej obrobić doły.- Co, znowu? A niech to dunder świśnie!Larkin rozprostował obolałe plecy, zawiązał sarong i wsunął stopy w chodaki.Zabrali siatkę, dwudziestolitrowy kanister i ruszyli przez obóz, w którym zaczynała się poranna krzątanina.Kiedy doszli do latryn, nie zwrócili najmniejszej uwagi na obecnych tam mężczyzn, sami też nie wzbudzili żadnego zainteresowania.Larkin zdjął pokrywę z jednego z dołów, a Marlowe szybkim ruchem przeciągnął siatką po jego ścianach.Kiedy wydobył ją na zewnątrz, była pełna karaluchów.Wytrząsnął całą zawartość do kanistra i jeszcze raz prze­jechał siatką po ścianach dołu.Połów znów się udał.Larkin zakrył dół pokrywą i przeszli do następnego.- Niech pan trzyma równo - rzekł Marlowe.- No pro­szę, nie mówiłem? Chyba ze sto mi uciekło.- Nic straconego, jest ich całe mnóstwo - powiedział z obrzydzeniem Larkin, przytrzymując mocniej kanister.Smród był nie do zniesienia, ale za to plon obfity.Po niedługim czasie kanister wypełnił się.Najmniejsze z ka­raluchów miały prawie cztery centymetry długości.Larkin wcisnął wieczko i zanieśli kanister do szpitala.- Jako regularna dieta, to nie dla mnie - rzekł Mar­lowe.- Naprawdę jadłeś je na Jawie, Peter?- Oczywiście.Pan zresztą też.Tu, w Changi.- Co? - wykrzyknął Larkin, o mały włos nie wypusz­czając kanistra z ręki.- Nie myśli pan chyba, że oddałbym lekarzom malajski przysmak i źródło białka, nie uszczknąwszy przy tym czegoś dla nas.- Przecież zawarliśmy umowę! Uzgodniliśmy we trzech, że żaden z nas nie będzie przygotowywał dziwa­cznych potraw bez wiedzy pozostałych.- Powiedziałem o tym Macowi, a on się zgodził.- Ale nie ja, do jasnej cholery!- No, niech się pan już nie złości, pułkowniku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript