[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Muszę zatem w kilku słowach obja-śnić ci całą historię:HISTORIA RODZINY SUAREZPierwszym z naszej rodziny, który doszedł do majątku, był IńigoSuarez.Spędziwszy młodość na przebywaniu różnych mórz, przystąpiłdo spółki dzierżawiącej kopalnie w Potosi i następnie założył dom han-dlowy w Kadyksie.Gdy Cygan doszedł do tego miejsca, Velasquez dobył tabliczek izaczął coś na nich zapisywać.Widząc to naczelnik zwrócił się ku nie-mu i rzekł: Książę zapewne życzysz sobie przedsięwziąć jakieś zajmująceobliczenie, lękam się więc, aby dalsze moje opowiadanie ci w tym nieprzeszkodziło. Bynajmniej odparł Velasquez właśnie zajmuję się twoimopowiadaniem.Być może, że ów Ińigo Suarez spotka w Ameryce ko-goś, kto mu opowie historię kogoś drugiego, który także będzie miałhistorię do opowiedzenia.Aby zatem dojść z tym do ładu, wymyśliłemrubryki podobne do schematu, który nam służy przy pewnego rodzajuNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG344postępach, ażeby można było wrócić do początkowych wyrazów.Raczwięc nie zważać na mnie i ciągnąć twoją rzecz dalej.Cygan tak dalejmówił: Ińigo Suarez, pragnąc założyć dom handlowy, szukał przyjazniznakomitszych kupców hiszpańskich.Rodzina Moro używała wówczasznacznej wziętości, uwiadomił ją więc o zamiarze wejścia z nią w stałestosunki.Otrzymał od niej przyzwolenie i aby rozpocząć interesa, za-warł kilka umów w Antwerpii i wystawił na nie weksel na Madryt.Alejakież było jego oburzenie, gdy odesłano mu jego weksel zaprotesto-wany.Następną pocztą otrzymał wprawdzie list pełen usprawiedliwień;Rodryg Moro pisał mu, że awiz nadszedł z opóznieniem, że on samprzebywał wówczas w San Ildefonso u ministra, a pierwszy jogo bu-chalter zastosował się do obowiązującej w takich wypadkach regułypostępowania, że jednak nie ma zadośćuczynienia, jakiemu z naj-szczerszą chęcią by się nie poddał.Ale obraza już nastąpiła.Ińigo Su-arez zerwał wszelkie stosunki z rodziną Moro i umierając polecił sy-nowi, aby nigdy nie ważył się wdawać z nią w interesy.Ojciec mój, Ruiz Suarez, długo był posłuszny rodzicielskim rozka-zom, ale liczne bankructwa, które nieoczekiwanie zmniejszyły ilośćdomów handlowych, zmusiły go do wejścia w stosunki z rodziną Moro.Wkrótce gorzko tego pożałował.Mówiłem ci, że mieliśmy pewienudział w spółce dzierżawiącej kopalnie w Potosi i tym sposobemotrzymując znaczną liczbę sztab srebra zwykle wypłacaliśmy niminasze rachunki.W tym celu posiadaliśmy skrzynie, każda na sto fun-tów srebra, czyli wartości dwóch tysięcy siedmiuset pięćdziesięciu pia-strów.Te skrzynie, z których kilka mogłeś jeszcze widzieć, okuto byłyżelazem i opatrzone ołowianymi plombami z cyfrą naszego domu.Każda skrzynia miała swój numer.Szły one do Indii, wracały do Euro-py, płynęły do Ameryki, a nikt ich nie otwierał i każdy z przyjemnościąwypłatę nimi przyjmował; w samym nawet Madrycie doskonale jeznano.Tymczasem jakiś kupiec, mając uskutecznić wypłatę domowiMoro, zaniósł cztery takie skrzynie do pierwszego buchaltera, który nietylko że je otworzył, ale nadto kazał sprawdzić próbę srebra.Gdy wieść o tak krzywdzącym postępowaniu doszła do Kadyksu,mój ojciec wpadł w niepohamowany gniew.Następną pocztą otrzymałwprawdzie list pełen usprawiedliwień: Antonio Moro, syn Rodryga,pisał mu, że dwór zawezwał go do Valladolid i że po powrocie dopierodowiedział się o nierozsądnym postępku swego buchaltera, który będąccudzoziemcem, niedawno przybyłym, nie miał jeszcze czasu poznaćNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG345zwyczajów hiszpańskich.Ale ojciec bynajmniej nie poprzestał na tychusprawiedliwieniach.Zerwał wszelkie stosunki z domem Moro i umie-rając zakazał mi wdawać się z nimi w jakiekolwiek interesy.Długo święcie słuchałem jego rozkazów i dobrze mi z tym było,nareszcie nieprzewidziane okoliczności znowu połączyły mnie z do-mem Moro.Zapomniałem lub raczej zaniechałem na chwilę rad megoojca i zobaczysz, jak na tym wyszedłem.Interesy z dworem powołały mnie do Madrytu, gdzie zapoznałemsię z niejakim Livardezem, który dawniej utrzymywał dom handlowy,teraz zaś żył z procentu od znacznych sum, poumieszczanych po róż-nych miejscach.Człowiek ten miał w swoim charakterze coś dla mnieprzyciągającego.Jużeśmy się z sobą dość ściśle zaprzyjaznili, gdy do-wiedziałem się, że Livardez jest wujem Sancha Moro, naówczas na-czelnika rodziny.Powinienem był natychmiast zerwać z nim wszelkiezwiązki, ale ja, przeciwnie, jeszcze ściślej się z nim połączyłem.Pewnego dnia Livardez oznajmił mi, że wiedząc, z jaką biegłościąprowadzę handel z Wyspami Filipińskimi, postanowił tytułom spółkikomandytowej umieścić u mnie milion.Przełożyłem mu, że jako wujSancha jemu raczej powinien powierzyć swoje kapitały; ale odpowie-dział mi na to, że nierad z krewnymi wchodzi w interesy pieniężne.Nareszcie przekonał mnie, co mu przyszło z tym większą łatwością, żew samej rzeczy tym sposobem nie zawiązywałem żadnych stosunków zdomem Moro
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|