[ Pobierz całość w formacie PDF ] .To Martha Rosewall, skromna sprzątaczka, a nie Peter Jefferies, pisarz wielkiej klasy, wygrywa bitwę i to powinno powiedzieć czytelnikowi lub czytelniczce, po czyjej stronie jest moja sympatia.A, i jeszcze jedno.Teraz wydaje mi się, że opowiadanie to, wydrukowane pierwotnie w roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym piątym, stanowiło pierwszą próbę mej powieści “Dolores Claiborne" (1992).PALEC*Moim ulubionym typem opowiadania zawsze było takie, gdzie różne rzeczy dzieją się dlatego, że po prostu się dzieją.W powieściach i filmach (z wyjątkiem filmów, w których występują Sylvester Stallone i Arnold Schwarzenegger) czytelnik albo widz ma prawo spodziewać się wyjaśnienia, dlaczego to taka a taka rzecz miała miejsce.Pozwólcie, że coś wam powiem, moi przyjaciele i sąsiedzi.Nie cierpię wyjaśniać, dlaczego coś się dzieje, i dlatego wszelkie moje wysiłki, by w jakikolwiek sposób racjonalnie wszystko umotywować (na przykład nafaszerowanie organizmu LSD i wynikłe stąd zmiany w DNA spowodowały rozwój talentu pirokinetycznego u Charliego McGee w “Firestarter"), dają raczej mierne rezultaty.Ale prawdziwe życie rzadko ma coś wspólnego z tym, co w danym roku producenci filmowi nazywają “warstwą motywacyjną".Zauważyliście to? Nic o was nie wiem, ale nikt nie dał mi nigdy instrukcji naprawy.Usiłuję zatem tylko narobić jak najmniej bigosu i wiem, że nigdy z tego z życiem nie ujdę.Staram się zatem po prostu wszystkiego zanadto nie popieprzyć.Autor opowiadań ma prawo czasami powiedzieć: “Stało się.Ale nie pytaj mnie dlaczego".Historia nieszczęsnego Howarda Mitli należy do tej właśnie kategorii tekstów i sądzę, że wysiłki naszego bohatera, żeby jakoś uporać się z palcem wyłażącym z otworu odpływowego umywalki w jego łazience, podczas gdy w telewizji nadają teleturniej, stanowią idealną, istotną metaforę tego, jak my sami użeramy się z okropnymi niespodziankami, jakich tak wiele trzyma dla nas w zanadrzu życie: nowotwory, wypadki, od czasu do czasu jakiś koszmarny zbieg okoliczności.To jest właśnie unikalna dziedzina opowiadań fantasy, gdzie na pytanie: “Dlaczego złe rzeczy przytrafiają się dobrym ludziom?" można odpowiedzieć: “Ba.nie pytaj".W utworze fantasy taka mętna odpowiedź zwykle nas zadowala.Na koniec rodzaj głównej przesłanki moralnej: najlepsze opowiadania tego typu otwierają okno (albo kratkę w konfesjonale) na egzystencjalne aspekty naszego śmiertelnego życia.Nie jest to może perpetuum mobile.ale też i nie jest złe.MAMY TU KAPELĘ JAK WSZYSCY DIABLI*Pojawiły się w tej książce co najmniej dwa opowiadania o czymś, co bohaterki określają mianem “dziwacznego maleńkiego miasteczka".To jest właśnie takie opowiadanie; a następne to “Pora deszczowa".Być może znajdą się czytelnicy, którzy będą uważać, że o raz czy o dwa razy za dużo odwiedziłem “dziwaczne maleńkie miasteczko", a niektórzy za-pewne dostrzegą podobieństwo tych dwóch opowiadań do jeszcze dawniejszego noszącego tytuł “Dzieci kukurydzy"*.Podobieństwa istnieją, ale czy to znaczy, że “Mamy tu kapelę." i “Pora deszczowa" są autopowielaniem? To sprawa delikatna i każdy czytelnik czy czytelniczka sam musi dać sobie odpowiedź; ale moja brzmi: nie (to oczywiste, cóż innego mógłbym powiedzieć?).Wydaje się, że istnieje wielka różnica między tradycyjnymi formami a autopowielaniem.Weźmy na przykład bluesa.Tak naprawdę w bluesie występują dwie konwencje akordowe i w sumie obie są takie same.Więc powiedzcie mi teraz: czy tylko dlatego, że John Lee Hooker gra prawie wszystko, co komponuje w tonacji E albo A, oznacza, że równo jedzie na autopilocie, robiąc na okrągło dokładnie to samo? Wielu fanów Johna Lee Hookera (nie wspominając już fanów Bo Diddleya, Muddy'ego Watersa, Furry'ego Lewisa i innych wielkich) zde-cydowanie by się temu stwierdzeniu sprzeciwiło.“Nie grasz w żadnej tonacji - oświadczyliby ci aficionados bluesa.- To ci w duszy gra".Tak samo tutaj.Istnieją pewne archetypowe opowiadania gatunku horror, które ciągle tkwią na wielkich, samotnych wzniesieniach na pustyni.Opowiadanie o nawiedzonym domu; opowiadanie o powrocie zza grobu; opowiadanie o dziwacznym-maleńkim-miasteczku.Jeśli się dobrze w taki utwór wniknie, nie traktuje on wcale o tym, o czym traktuje: jest, ogólnie mówiąc, literaturą zakończeń nerwowych i receptorów mięśniowych i w tym sensie traktuje o tym, co czytelnik czuje.Ja osobiście czułem.impuls do napisania tej historii.Skóra mi cierpnie na myśl o tym, jak wielu rockmenów umarło młodo lub w paskudnych okolicznościach; to koszmar rzeczoznawców od ubezpieczeń.Dla wielu młodszych fanów tak wysoki poziom śmiertelności ma w sobie ogromny ładunek romantyzmu, ale gdy człowiek, tak jak ja, przetańczy od The Platters do rapowego Ice T, zaczyna dostrzegać ciemniejszą stronę, stronę, w której czai się olbrzymi wąż.To właśnie starałem się w tym opowiadaniu wyrazić, ale nie sądzę, żeby historia ta naprawdę wbiła się w pamięć, powodowała gęsią skórkę; może dopiero na ostatnich sześciu czy ośmiu stronach.URODZI SIĘ W DOMU*To zapewne jedyne opowiadanie w tej książce napisane na zamówienie.John Skipp i Craig Spector (The Light at the End, The Bridge plus kilka innych dobrych powieści z gatunku splatterpunk) wystąpili z pomysłem stworzenia antologii opowiadań na temat tego, co by było, gdyby zombie z trylogii George'a Romero “Umarli" (“Noc żywych trupów", “Świt umarłych", “Dzień umarłych") przejęły władzę nad światem.Pomysł wypalił z mego umysłu niczym raca “rzymskich ogni", a opowiadanie, którego akcja rozgrywa się na przybrzeżnych wyspach w Maine, jest tego wynikiem.MÓJ ŚLICZNY KUCYKNa początku lat osiemdziesiątych Richard Bachman mozolił się nad powieścią zatytułowaną (tak w każdym razie uważam) “Mój śliczny kucyk".Powieść traktowała o niezależnym płatnym zabójcy, Clivie Banningu, który dostaje zlecenie wynajęcia podobnych sobie psychopatów i zabicia na przyjęciu weselnym pewnej liczby osób, bardzo wysoko postawionych w światku przestępczyni.Banning i jego ludzie wykonują zadanie, zamieniając wesele w krwawą łaźnię, a następnie są wyłapywaniprzez swych mocodawców i po kolei likwidowani.Powieść miała stanowić kronikę wysiłków Banninga próbującego uniknąć skutków kataklizmu, który sam wywołał
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|