Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Łokcie oparła na kolanach, a brodę na rękach i wzrokiem pełnym tępej beznadziejności patrzyła w ścianę.Wokół niej panowało coś, co robiło wrażenie generalnych porządków w szczytowej fazie bałaganu lub też śladów po walnej bitwie kilku skłóconych rodzin.Zaskoczona nieco Tereska zatrzymała się w swoim radosnym rozpędzie.- Na litość boską, co się tu dzieje?! - spytała z niepo­kojem.Okrętka westchnęła ciężko i nie odrywając wzroku od ściany wykonała dwa machnięcia ręką, jedno symbolizu­jące ogólną rezygnację i drugie, wskazujące jakby drugi koniec budynku.Tereska przypomniała sobie dostrzeżone przed chwilą widoki.- Rozumiem, rozwalają.No to co, przecież mieli rozwa­lać.?Okrętka nawet nie drgnęła.Tereska odczekała chwilę, hamując niecierpliwość.- I co z tego, pytam, że rozwalają.? Zaraz.A co z wa­mi? Dlaczego tak siedzisz, jak ofiara losu?Okrętka westchnęła ponownie, nie zmieniając pozycji.Po namyśle znów machnęła ręką kilkakrotnie i całkowicie bez­nadziejnie.Tereskę zaczęło to nieco irytować.- Nie machaj ręką, tylko coś powiedz! Zapomniałaś ludzkiej mowy?!- Nie siadaj na tym!!!- wrzasnęła Okrętka okropnie, podrywając się z sagana, bo Tereska już zamierzała przysiąść na jakiejś pace, stojącej przy drzwiach.Zdążyła uchwycić się futryny i powstrzymać siadanie.- Boże, zmiłuj się.Dlaczego? Co to jest?Okrętka opadła z powrotem na sagan.- To tekturowe, a w środku jest porcelana.Usiądź gdzie indziej - rozejrzała się bezradnie dookoła.- No nie wiem, możliwe, że nie ma gdzie.Tereska wzruszyła ramionami, cofnęła się do sieni i wró­ciła ze stołkiem.Trochę był chwiejny, wsparła go o kaflową kuchnię, wypróbowała i usiadła.Sprawa zaczynała wyglą­dać poważnie.- Mów po ludzku! - zażądała surowo.- Co tu się właściwie stało? Okrętka znów przybrała poprzednią pozycję.- Przyśpieszyli termin rozbiórki - oznajmiła tonem śmiertelnej apatii.- I zaczęli nagle od dziś.I jutro musimy się przeprowadzić.Tereska przez chwilę przetrawiała uzyskaną informacje.Poczuła, że coś tu nie gra i w ogóle jest gorzej, niż się w pierwszej chwili wydawało.- Jak to.? - spytała niepewnie.- No właśnie, tak.Jutro.W ogóle nie wiem, co robić, mamusia wyjechała, ojciec w szpitalu, a jeszcze mam te dzieci.- Jakie dzieci?!!!- Sąsiadów.Tych obok.Małe.W ogóle nie wiem, co robić.Tereska poczuła się ogłuszona.Telegraficzny styl Okrętki ujawniał jakąś zupełnie niezwykłą sytuację.Coś się tu mu­siało stać i tego czegoś było chyba trochę za dużo.Bez­względnie należało rozwikłać sprawę spokojnie, rozsądnie i bez paniki.- Czekaj, mów jakoś po kolei.Dlaczego masz dzieci sąsiadów, dlaczego ojciec w szpitalu i dlaczego mamusia wyjechała.Uciekła.?- Nie, ale babcia się też przeprowadza.W Chorzowie.Też ją wyrzucają z powodu rozbiórki.Nasza miała być później, ale jest już.A ojciec w szpitalu, sąsiadka w szpitalu.- Jakaś epidemia?- Nie, ojciec rodzi, a sąsiadka ma wyrostek.Ta jest, nie, odwrotnie, sąsiadka poszła urodzić, a ojciec dostał ślepej kiszki.Wycięli mu wczoraj, wszystko dobrze, ale nie przyjdzie przecież do tego piekła.Klucze nam zostawił.- Jakie klucze?- Od nowego mieszkania.Sąsiadka nam też zostawiła.- Nie mów wszystkiego razem, bo mnie przytłaczasz.Czekaj, to znaczy, że twoja mamusia w Chorzowie użera się z babcią, ojciec leży w szpitalu z wyrostkiem.- Już bez wyrostka.- Bez wyrostka, sam leży.A gdzie Zygmunt?- Poleciał na miasto zobaczyć, co się da zrobić.- To chwała Bogu, że i on nie przepadł.Przeprowadzić się musicie natychmiast i zostaliście do tej przeprowadzki sami.Fajnie.A co z sąsiadką?- Ona też się musi przeprowadzić.- Natychmiast?- No, a jak? Zostanie na gruzach? Z niemowlęciem?Tereska zastanawiała się przez chwilę.Wyciągnęła nogi i oparła plecy o kaflową kuchnię, intensywnie rozmyślając.- Ale przecież ona ma męża - zauważyła.- Gdzie ten mąż? Porzucił ją? j- Nie - odparła Okrętka jadowicie.- Ale żeby było śmieszniej, wyjechał służbowo.On jest kierowcą i właśnie zaczął jeździć na międzynarodowych trasach, na TIRach, więc teraz im będzie lepiej.Chwilowo jeszcze jest gorzej.- Chwilowo to tobie jest gorzej.Jak on mógł wyjechać akurat, kiedy ona poszła do szpitala? I zostawili tak te dzie­ci na łasce losu? Ile tych dzieci?- Dwoje.Rozumiesz, tu nikt się o to specjalnie nie starał, samo wyszło tak głupio.Myśmy z mamusią już daw­no obiecały, że w razie czego zajmiemy się tymi dziećmi.On wyjechał przedwczoraj, zdaje się, że do Lizbony.Albo może do Władywostoku, w każdym razie na któryś koniec kontynentu.Wcale nie wiedział, że ona pójdzie do szpitala i nawet się cieszyli, że przy okazji kupi coś tam dla nie­mowląt, nie wiem, jakieś butelki czy może proszek do pra­nia.A ona się pośpieszyła o dziesięć dni ze zdenerwowa­nia.Mamusia też nie wiedziała.Wraca z Chorzowa za cztery, dni i myślała, że zdąży.A w ogóle nikt nie wiedział, że dziś zaczną rozbiórkę.Tereska z podziwem pokiwała głową.Zbieg okoliczności wydał jej się wręcz imponujący.- W ten sposób zostaliście obydwoje z Zygmuntem do przeprowadzki dwóch rodzin i dwojga dzieci - podsumo­wała.- Wszystkiego do pary.Dlaczego, do licha ciężkiego, nie przeprowadziliście się wcześniej?!- Nie wiem - rzekła Okrętka posępnie.- Chyba z głu­poty.To znaczy, ściśle biorąc, ojciec się źle czuł, a babcia rozpaczała w listach, więc ustalili, że najpierw załatwią babcię i wyrostek, a potem się spokojnie przeprowadzimy.Czy ja ci o tym nie mówiłam?- Owszem, mówiłaś; właśnie sobie przypomniałam.Zda­je się, że termin miał być za miesiąc.- Zgadza się, za miesiąc.A sąsiedzi też zwlekali, bo w nowym mieszkaniu robią jakieś szafy i najpierw chcieli skończyć.No i teraz wyglądamy jak Filip z konopi.Tereska poczuła, że to wszystko zaczyna ją denerwować.Kataklizm w domu Okrętki jaskrawo kolidował zarówno z jej planami, jak i dotychczasowym nastrojem.Chciała się po­dzielić z przyjaciółką częścią tego, co przepełniało ją pry­watnie, częścią tylko oczywiście, bo na resztę nie było słów.i całością doznań na tle księcia, ewentualnie zaproponować wyjazd na miejsce wykopaliska [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript