[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Teraz więc nie chciał wyjeżdżać, zanim nie okaże im swej wdzięczności w ten sposób, żeurządzi na cześć Otylii i gwoli rozrywki Szarlotty przedstawienie piękniejsze od wszystkichdotychczasowych.A może dołączyło się również do tego jakieś tajemne, jemu samemu nie-uświadomione uczucie.Było mu bardzo ciężko opuścić ten dom, tę rodzinę, a już zgoła nie-możliwe zdawało mu się rozstanie z Otylią, z jej spokojnym, przyjaznym, życzliwym wzro-kiem, w którego promieniach przeżył ostatnie miesiące.Zbliżały się święta Bożego Narodzenia.I nagle przyszło mu na myśl, że przecież właści-wie to przedstawianie obrazów przy pomocy okrągłych figur wywodzi się z dawnych jasełek,z tych pobożnych widowisk, które w owych religijnych czasach poświęcano Matce Boskiej zDzieciątkiem, ukazując, jak to im, w ich pozornej niskości, naprzód pastuszkowie, a pózniejkrólowie cześć oddawali.Uzmysłowił sobie dokładnie możliwość stworzenia takiego obrazu.Znalazło się piękne,niewinne dziecię, nie zbrakło również pastuszków i pasterek, lecz bez Otylii rzecz była nie do89przeprowadzenia.Młody człowiek wzniósł ją w swych myślach do roli Matki Boskiej.Jeślimu odmówi, wtedy bez wątpienia cały pomysł upadnie.Otylia, dosyć zakłopotana propozycją, odesłała go do Szarlotty; ta udzieliła mu chętnie ze-zwolenia i dzięki jej przyjaznym namowom Otylia przemogła swoje skrupuły, które wzbra-niały jej dotąd przyrównywać się do owej świętej postaci.Dniem i nocą pracował architekt,żeby wszystko było gotowe na wieczór Bożego Narodzenia.Doprawdy, dniem i nocą w do-słownym znaczeniu.I bez tego bowiem miał skromne bardzo potrzeby, obecność zaś Otyliibyła dlań balsamem pokrzepiającym.Pracując dla niej nie potrzebował niemal snu, trudzącsię dla niej ani myślał o posiłku.Toteż na Wigilię wszystko było ukończone i gotowe.Udałomu się zdobyć mile brzmiące instrumenty dęte, których tony rozpoczęły przedstawienie wy-wołując pożądany nastrój.Kiedy kurtyna poszła w górę, Szarlotta była naprawdę zaskoczona.Obraz, jaki miała przed oczyma, tak często powtarzano na świecie, że nawet nie można byłooczekiwać po nim jakiegoś nowego wrażenia.Lecz tu rzeczywistość przeszła wszelkie ocze-kiwania.Na scenie panowała raczej noc aniżeli zmierzch, a jednak najmniejszy szczegół oto-czenia był widoczny.Zwietny pomysł, by wszelkie światło wypływało od Dzieciątka, prze-prowadził artysta przy pomocy mądrze pomyślanego mechanizmu, który na proscenium za-słaniały pogrążone w cieniu i tylko nagłymi smugami światła oświetlone figury.Dokoła stałyradosne dziewczęta i chłopcy; na ich świeże twarze padało od dołu ostre światło.Byli tam ianiołowie, których blask zdawał się przygasać przy boskiej glorii, a eteryczne ich ciała wy-glądały mniej zwiewnie w porównaniu z Bogiem-Człowiekiem i bardziej łaknęły światła.Na szczęście dziecię usnęło w najwdzięczniejszej pozie, tak że nic nie przeszkadzało kon-templacji, gdy spojrzenie widzów zatrzymywało się na postaci Matki, która z niewymownymwdziękiem podniosła zasłonę, by ujawić ukryty skarb.Zda się w tym okamgnieniu obrazutrwalił się i zastygł.Olśniony i zaskoczony lud, otaczający figury, wyglądał, jak gdyby byłsię właśnie przed chwilą poruszył, oderwał zdumione oczy od Dzieciątka i znów z radosnąciekawością zwrócił nań spojrzenie bardziej zdziwione i zachwycone niż pełne podziwu iubóstwienia; chociaż i o tym nie zapomniano i przekazano ów wyraz niektórym figurom star-ców.Postać Otylii, jej wygląd, wyraz twarzy, spojrzenie przeszły wszystko, co dotąd malarzezdołali przedstawić.Subtelnego znawcę, jeśliby oglądał to zjawisko, ogarnąłby lęk, żeby sięw tym obrazie coś nie poruszyło, obawiałby się bowiem, czy kiedykolwiek mogłoby mu sięznów coś tak bardzo podobać.Niestety, nie było nikogo, kto by potrafił oddać całą głębięwrażenia, jakie Otylia wywoływała.Jedynie architekt, który jako wysoki, smukły pasterz, zboku, a więc z nie najlepszej pozycji, spoglądał ponad klęczącymi, odczuł na jej widok naj-wyższą radość.Któż zdoła opisać wyraz twarzy tej nowo stworzonej Królowej Niebios! Naj-głębsza pokora, cudowna skromność wobec wielkiej, jakby niezasłużonej czci, jakieś niepo-jęte, niewymierne szczęście malowało się w jej rysach, które wyrażały zarówno jej własneuczucia, jak i jej wyobrażenie o tym, co miała zagrać
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|