Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy Stef na mgnienie oka ujrzał jego twarz.Breda była odmieniona, gdy jego dar uśpił jej ból pod­czas migreny.Medren odżył, gdy ustąpiła dokuczliwość je­go gorączki.Lecz tamte reakcje w porównaniu z ulgą, jaką znać było teraz po Randalu.No cóż, nie było porównania.Dopiero w tej chwili Stefen uzmysłowił sobie, jak ciężkie musiało być życie króla z jego cierpieniem, nieodłącznym towarzyszem, w dzień i w nocy, bez nadziei na ustanie bólu.Nie mógł znieść myśli o zakończeniu tej chwili ulgi, nie po tym, co zobaczył.Toteż choć audiencja dobiegła końca, Stef grał dalej, pogrążając się w transie.Nie istniało dla niego nic poza muzyką i przepływającą przez niego energią, w ca­łości skierowaną teraz na Randala.Cichy, cyniczny głosik odzywający się gdzieś w zakamarkach jego głowy nie mógł się temu nadziwić; zastanawiał się, dlaczego ten człowiek robi na Stefenie aż tak silne wrażenie, dlaczego Stef daje z siebie tak wiele, choć przecież nikt nie obiecywał mu nagrody.Chłopiec nie zważał jednak na te myśli.Być może go­dzinę wcześniej byłby się nad nimi zatrzymał dłużej, lecz teraz, zamiast rozsądne i racjonalne, wydały mu się mało­stkowe i niedobre.Poza tym i tak nic się nie liczyło.Liczyła się tylko muzyka i miejsca, których dotykała.Stefen czuł w sobie już tylko przepływ melodii, wolny od wszelkich myśli.To był świat, dla którego żył, odkąd tylko go odkrył - malutki wszechświat utkany z muzyki.Tutaj było jego miejsce i nic nie mogło go tu dosięgnąć - ani głód, ani ból, ani samotność.Zamknął oczy i pozwolił muzyce ponieść się głębiej w ten świat, głębiej, aniżeli do­tarł kiedykolwiek wcześniej.Naraz coś musnęło jego błądzące myśli.Uczucie czyjejś bliskości wkradło się tam, gdzie nikt dotąd nie wtargnął.“Co to?” - zdumiał się, a jego palce potknęły się na strunach.To nieznaczne wahanie rozwiało nastrój, w którym się zatopił.Nagle poczuł ból, rzeczywisty ból, a nie echo cier­pień Randala.Palce miał obolałe i rozognione - grał już o wiele dłużej, niż powinien.Istotnie, gdy powoli otworzył oczy i zgiął palce, oddzie­rając je niemal od strun, popatrzył na swą drugą dłoń na gryfie.Jej zaczerwieniona i trochę spuchnięta skóra zdra­dzała, że pod zgrubieniem zrobiły się już pęcherze.“To dopiero będzie ból.” Ale to nie ta myśl o tym wy­rwała go z transu.Otóż obok niego ktoś stanął, dość blisko, aby rozproszyć jego skupienie, choć nie na tyle, by zawisnąć wprost nad nim.Stefen poczuł, że oblewa się rumieńcem; dlaczego, tego nie wiedział.Nie był zakłopotany, może raczej zmieszany, Uniósł wzrok znad swej okaleczonej dłoni i popatrzył, któż to obok niego stoi.Gdy zatraciwszy się w swej muzyce, wszedł w trans, Sala Audiencyjna była niemal pusta - teraz tłum ludzi wypełniał ją po brzegi.Ale z transu wybiła go jedna, jedyna osoba: drugi herold, ten, którego Stef nie mógł wcześniej dojrzeć, bo zasłaniała go kobieta stojąca przy tronie.Stefen znał go dobrze, wiedział dokładnie, kim jest.Długie, srebrzyste włosy, twarz, do której wzdychała każda kobieta na dworze, srebrzy­ste oczy, które zdawały się patrzeć prosto w serce - tego herolda nie można było pomylić z żadnym innym.Oto stał przy nim mag heroldów, Vanyel Ashkevron, Zmora Demo­nów, zwany też Panem Ognia albo Łowcą Cieni.Miał ze sto różnych imion, a opowieści i ballad o nim krążyło dwa razy tyle; był chyba najczęściej opiewanym w pieśniach żyjącym heroldem.Stefen znał każdą z tych legend i wiedział o Vanyelu rze­czy, jakich nie znajdziesz w pieśniach.Przede wszystkim zaś wiedział, że Vanyel ma ustaloną reputację samotnego wilka i że od lat trzyma się z dala od ludzi, którzy nie byli heroldami, a nawet ci, których nazywał “przyjaciółmi” byli z nim w gruncie rzeczy niewiele bliżej aniżeli przygodni znajomi.Nie miewał kochanków - odkąd Stef trafił do Kole­gium, ani razu nie słyszał plotek na ten temat.“Więc z chęci upolowania go, panie zaczęły wytężać swój spryt, a każda czyniła to z nadzieją, że właśnie ona stanie się tą, w której Vanyel znajdzie upodobanie, że to właśnie jej uda się roz­topić bryłę lodu, w której się skrył.”Gdyby wszystko to nie było aż tak śmieszne, Stef pewnie by ich nawet żałował.Wszystkie te damy skazane były bo­wiem na fiasko, a ich zaloty, wzdychania i nadzieje nigdy nie miały zostać spełnione.Stef wiedział to, czego one nie wiedziały - nie wiedziały dlatego, iż Vanyel żył tak, jak gdyby złożył śluby czystości.Kilkoro starszych heroldów, którzy znali go jeszcze z młodych lat, nieskorych było do plotek.Niemniej jednak, dzięki Medrenowi, Stef wiedział, że Vanyel, jak on sam, jest shay'a'chern.I że jego samo­tność nie bierze bynajmniej swego źródła w braku zdolności do odczuwania pożądania.Samotność ta, według Medrena, brała się z lęku.Był to lęk przed tym, że bliskość Vanyela mogłaby narazić jego potencjalnych partnerów na niebezpieczeństwo.Lęk przed tym, że ci, na których mu zależało, mogliby kiedyś zostać wykorzystani przeciwko niemu.Przeszłość zdawała się w pewien sposób potwierdzać te obawy.Jeśli chodzi o życie uczuciowe, szczęście Vanyelowi raczej nie sprzyjało.“Zwłaszcza z Tylendelem.”Stef wiedział wszystko o Tylendelu, pewnym kandydacie na herolda, o którym nigdy się nie mówiło - przynajmniej nie mówiło się chętnie.Wspominano jego Towarzysza, leczunikano wypowiadania jego imienia.Mówiono: “Gala wy­parła się swego Wybranego.”“Jak gdyby osobom wypowiadającym jego imię, groziło splamienie się jego błędem.”Niewiele pieśni opowiadało o tamtych wydarzeniach i niewielu ludzi skłonnych było rozmawiać o zmarłym ucz­niu, pomimo że akt wyrzeczenia się Tylendela przez jego Towarzysza dał początek potędze Vanyela.Ludzie wiedzieli, że herold Vanyel był najbliższym przy­jacielem Tylendela - niektórzy pamiętali nawet, że ko­chankiem.Jednak Stefen odnosił wrażenie, jak gdyby po­mimo tego chcieli zapomnieć o istnieniu Tylendela.Przerażało go to jako przejaw swego rodzaju niesprawied­liwości.Wszak tamta tragedia bezpośrednio zadecydowała o tym, że Vanyel stał się najbardziej szanowanym i najpotęż­niejszym magiem heroldów Kręgu, a z informacji, jakie zdołał zebrać Stefen, wynikało iż Tylendel nie był przy zdrowych zmysłach, gdy dążąc do zemsty, położył na szali, wszystko inne.Towarzysze o tym wiedziały: to one pociągnęły dla niego za sznur Dzwonu Śmierci.Dzięki temu zaś pochowano go ze wszystkimi honorami, mimo że Gala się go wyparła.Wszystko to mówiło Stefenowi, że ktoś jeszcze, nie tylko Vanyel, uważał Tylendela za godnego Bieli, którą zasłużenie Otrzymałby, gdyby tylko nie posunął się za daleko.Stefen był jedną z niewielu osób spoza Kręgu Heroldów, które wiedziały, że potępiony Tylendel był pierwszym ko­chankiem Vanyela i - według Medrena - jego jedyną miłością, dodatkowo umacniającą ich więź życia.“A Medren dobrze się w tym orientuje, bo przecież Vanyel to jego wuj” - pomyślał Stefen, wpatrując się głupawo w srebrzyste oczy nad sobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript