Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy mógłbym zamienić słówko z właścicielem? - zapytał niepewnie.- W kuchni - rzuciła dziewczyna o zaciętej twarzy i jeszcze raz zmierzyła go spojrzeniem.Valdirowi udało się zrobić na niej wrażenie wygłodniałego i bezbronnego, więc złagodniała odrobinkę.- Wejdź tylnymi drzwiami - rozporządziła.- Najle­piej od razu cię uprzedzę, że Bel nie lubi takich jak ty.Ostatni nasz muzykant uciekł z jej najlepszą dziewczyną.- Dziękuję, droga pani - z pokorą rzekł Valdir.Dziewczyna parsknęła i wróciła do obsługiwania stołów.Valdir musiał przejść, w głąb całego kwartału domów, nim odnalazł dojście do uliczki na tyłach gospody.Spostrzegł kilku opryszków popatrujących nań badawczo, lecz jego opłakany stan najwyraźniej przekonał ich, że nie byłoby nawet z czego go okraść.Dopomógł im w tym też podstępny, cichy głosik rozbrzmie­wający w ich głowach: Nie warto sobie nim zawracać głowy.On nie ma nic, co opłacałoby się kraść.W uliczce panował fetor, i to nie tylko z powodu zalegają­cych tam śmieci; Valdir był szczerze rad, że od rana nie miał niczego w ustach.Zaryzykował rozpalenie magicznego świateł­ka, aby uniknąć wdepnięcia w coś nieprzyjemnego.a gdy stało się rzeczą oczywistą, że w niektórych miejscach jest to wprost niemożliwe, zaryzykował skorzystanie z odrobiny większej po­mocy magii, tworząc na ziemi czyste plamy, po których mógł bezpiecznie stąpać.A to zabawne - pomyślał, przestępując ostrożnie kałużę koń­skiego moczu.- Tylko fakt, że nigdy nie potrafiłem stawiać czoło sytuacjom takim jak ta, zadecydował o tym, że nigdy nie uciekłem z domu, by zostać minstrelem.A teraz oto jestem tu­taj, odgrywając na jawie jeden z własnych koszmarów.Zabawne.W końcu odnalazł tylne wejście do Gospody Pod Zielonym Ludkiem i pchnął drzwi.Kuchnia również wyglądała na sto­sunkowo czystą, ale nie udało mu się obejrzeć jej dokładniej, gdyż niemal natychmiast cały widok przysłoniła mu jakaś olbrzymka.Gdyby okazało się, że nie ma mniej niż metr i osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, Valdir nie byłby zaskoczony.Rękawy swej przepoconej lnianej koszuli podwinięte miała niemalże do ra­mion, ukazując nagie ramiona oplecione masywnymi mięśnia­mi, których nawet Jervis mógłby jej pozazdrościć.Nosiła raczej bryczesy niż spódnice, co mogło być podyktowane względami praktycznymi, gdyż kawał materiału potrzebny na uszycie spó­dnicy dla niej mógłby znacznie nadszarpnąć jej skromny za­pewne budżet.Siwiejące brązowe włosy kobiety przycięte były krócej niż włosy Valdira.Nikt pewnie nie zwróciłby uwagi na jej twarz - dopóki nie stanąłby nagle w obliczu blizny biegnącej od lewej skroni aż po prawą stronę żuchwy.- A ty czego tu chcesz? - zapytała.Jej głos zabraniał jak złowieszczy pomruk.- Nic.takiego - wyjąkał Valdir.- Schronienia, wielmożna pani, schronienia dla biednego muzykanta.- Schronienia.Strawy i napitku, i miejsca do spania w za­mian za kilka marnych miedziaków, które uda ci się uzbierać -huknęła kobieta z obrzydzeniem.- Tak, i okazji, żeby czmych­nąć z którąś z moich dziewuch, jak tylko się odwrócę.Nic z tego, mój chłopcze.Lepiej poszukaj sobie innego miejsca do grania tej twojej kociej muzyki.Nie ma tu gospody, która potrzebowałaby wierszoklety.Valdir rozwarł swe smutne oczy i gdy kobieta już się odwra­cała, pociągnął ją za rękaw.- Wielmożna pani, proszę.- błagał bezwstydnie.- Jestem tu nowy z kilkoma miedziakami, za które mogę kupić jedynie trochę skórki od chleba.Błagam, wielmożna pani, będę się od­nosił do innych twoich dam jak do sióstr.Odwróciła się.- Och, czyżby? Idź mydlić oczy komu innemu! Jesteś tu no­wy, to.- Pani - zakwilił, uchylając się przed wymierzonym w niego ciosem.- Pani, przysięgam.pani.ja.- Pozwolił, by jego głos przycichł do zawstydzonego szeptu.-.pani, twoje służące są przy mnie bezpieczne! Nawet więcej.ja.jestem shayn.Niewiele jest miejsc otwartych dla takich jak ja.Olbrzymka wlepiła w niego wzrok, rozwarła usta, a potem wyszczerzyła zęby.- Może to i prawda! Możesz być taki, z tą ładną buzią i w ogóle! To mi się podoba! - Jej ręka jak kawał bekonu zagar­nęła go do kuchni.- W porządku, dam ci szansę! Dwa posiłki i spanie na podłodze za połowę tego, co uzbierasz.Wiedział, że musi się targować, choćby dla zachowania po­zorów - ale niezbyt uparcie, bo inaczej może wzbudzić wątpli­wości co do swego przebrania.- Trzy posiłki - rzucił rozpaczliwie - i ćwiartka.Spiorunowała go spojrzeniem.- Tylko spróbuj - ostrzegła go - Tylko spróbuj mi grać na nerwach, pięknisiu.Trzy i pół.- Trzy i pół - zgodził się bojaźliwie.- Umowa stoi.I nie próbuj mnie nabierać, bo moje dziew­czyny będą cię regularnie sprawdzać.A teraz słuchaj.Mam tu żołnierzy, przede wszystkim.Chcę żywych piosenek, takich, żeby chciało im się od moich dziewuch czegoś więcej niż tylko piwa.Żadnych przydługich ballad ani miłosnych pieśni, i żad­nych smutków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript