[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Rozzuchwalił się do tego stopnia, że gdy go zdejmowano z orbity, groził wypowiedzeniem wojny.Demontaż nie opłacał się, więc go storpedowano.Natomiast piratronów nigdy nie było; jest to zwykłe zmyślenie.Inny zawiadowca solarycznych projektów, pełnomocnik BIUST–u (Board of Intellectronics, United States), zamiast użyźniać Marsa, handlował żywym towarem (znany jest jako commeputainer, bo był wyprodukowany na francuskiej licencji).Idzie tu zapewne o zjawiska skrajne, coś jak smog lub korki komunikacyjne minionego stulecia.O złej woli, o premedytacji ze strony komputerów nie ma zresztą mowy; robią one zawsze to, co dla nich najłatwiejsze, tak samo jak woda płynie zawsze w dół, a nie pod górę; ale gdy wodzie łatwo jest postawić tamę, bardzo trudno otamować możliwe zboczenia z drogi — komputerów.Autor Historii intelektrycznej podkreśla, że, ogólnie biorąc, wszystko idzie doskonale.Dzieci uczą się czytania i pisania dzięki syropkom ortografinowym, wszystkie produkty, nawet dzieła sztuki, są powszechnie dostępne i tanie, w restauracjach oblega gościa tłum usłużnych kelputerów, przy czym dla usprawnienia obsługi tak wąsko są wyspecjalizowane, że jest osobny do pieczystego, inny do soków, galaretek, owoców — tzw.kompoter — i tak dalej.Ano, niby racja.Istotnie — komfort na każdym miejscu niesłychany.Dopisane po kolacji u Symingtona.Wieczór był miły, ale zrobiono mi idiotyczny kawał.Któryś z gości — żebym wiedział, kto! — wrzucił mi do herbaty szczyptę konwertku kredybiliny i doznałem niezwłocznie takiego zachwycenia serwetką, że w głos zaimprowizowałem nową teodyceę.Po kilku ziarenkach przeklętego środka zaczyna się wierzyć we wszystko, co się nawinie — łyżkę, lampę, nogę stołową; intensywność moich doznań mistycznych była taka, że na kolana padłem, by oddać cześć zastawie.Dopiero gospodarz pospieszył mi z pomocą.Dwadzieścia kropel zgłowiny zrobiło swoje; napawa ona sceptycyzmem tak zimnym, taką obojętnością na wszystko, że i skazaniec miałby po niej egzekucję z głowy.Symington gorąco przepraszał mnie za ten incydent.Myślę, że jednak odmrożeńcy budzą jakieś skryte resentymenty w społeczeństwie, boby się na coś takiego podczas normalnego party chyba nikt nie ważył.Chcąc, bym ochłonął, Symington przeprowadził mnie do swej pracowni.I znów zdarzyło mi się głupstwo.Włączyłem kasetowy aparat na biurku, biorąc go za radio.Buchnęły zeń tabuny lśniących pcheł, oblazły mnie od stóp do głów i tak łaskotały po całym ciele, że drapiąc się i krzycząc wyleciałem na korytarz.Był to zwykły swędor.Ja zaś niechcący uruchomiłem Prurytalne scherzo Uascotiana.Doprawdy nie potrafię docenić tej nowej, dotykowej sztuki.Bili, najstarszy syn Symingtona, mówił mi, że istnieją też utwory nieprzyzwoite.Sprośna sztuka asemantyczna, spokrewniona z muzyką! Ach, ta niezmożona ludzka wynalazczość! Młody Symington obiecał zaprowadzić mnie do tajnego klubu.Czyżby orgia? W każdym razie niczego nie wezmę do ust.8 1X2039.Wyobrażałem sobie, że będzie to jakiś luksusowy przybytek, miejsce ostatecznego wyuzdania, a tymczasem zeszliśmy do zatęchłej, brudnej piwnicy.Podobno stworzenie tak wiernej imitacji minionych czasów kosztowało majątek.Pod niskim stropem, w zaduchu, u okienka zamkniętego na cztery spusty, stał cierpliwie długi ogonek.— Widzi pan? To jest prawdziwy ogonek! — z dumą podkreślił Symington junior.— No dobrze — rzekłem po jakiejś godzinie cierpliwego wystawania — ale kiedyż wreszcie otworzą?— Niby co? — zdziwił się.— No, jakże… to okienko…— Nigdy! — z satysfakcją odezwał się chór głosów.Osłupiałem.Niełatwo przyszło mi pojąć, że uczestniczyłem w atrakcji, która była taką samą odwrotnością życiowych norm, jak ongiś czarna msza — względem białej.Ale też — czy to nie logiczne? — obecnie wystawanie w ogonku może być już tylko zboczeniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|