Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Zajet dziśkuśnia?O tak, bardzo duży ruch — powiedział czule Duggin.Bardzo duży ruch.Jest mi potrzebny kamień, Fiz.Zwiędły starzec uśmiechnął się szeroko.Wyglądał makabrycz­nie.— Gałkana drzwiach — oznajmił.— Dałeś to dla Lunitari.Onaznikneła.Duggin cierpliwie przytaknął.Jego twarz była zaledwie kilka centymetrów od głowy starego człowieka.— Dawno temu — dodał karzeł.— To było dawno temu.Jest mi potrzebny kamień, Fizzie.Pośpiesz się.Zamień to z po­wrotem, muszę go mieć.— Ale ja go nie mam — odparł trochę głośniej.Duggin ponaglał go.Teraz, Fizban — nalegał.— Muszę go mieć natychmiast, iZrób to.Głupi Dougan — powiedział starzec, wymawiając jegoimię nieco inaczej.— Głupi Dougan Redhammer.Dlaczego niepozwalasz mi spać? Gałkana drzwi.Jeststracony.— Podciągnąłsię na jednym łokciu, opierając się na ramieniu Duggina i wstałniepewnie.Mógł upaść w każdej chwili.— Tutaj.— Spojrzał nachodnik, po czym ostrożnie położył kościstą dłoń na okrągłymchodnikowym kamieniu.— Tutaj — powtórzył.— Głupie Istranigdynieznaleźli.Jeden włożyłemna prawo.Głupi Kin'pressednigdy nie zauważyli tego.Duża gałka drzwi.Kiedy tak mówił, okrągły płaski kamień zmieniał kształt.Błys­kawicznie stał się dużym, szarym, w kształcie kryształu klejnotem wielkości melona, jakiego można znaleźć na rynku.Siedział w brudnym małym dołku obok innych ułożonych na ulicy kamieni.Hayrn i ja gapiliśmy się z otwartymi buziami.Wyczerpany starzec wrócił na swoje miejsce.W cieniu wyglądał naprawdę przerażająco.Jego łańcuch brzęczał przez chwilę, ale zaraz zapanowała cisza, iCzy to Szary Klejnot? — Hayrn zapytał dziwnym głosem.— Czy to Szary Klejnot.Zamknij się! — warknął Duggin.Szybko złapał wielokąt-ny kamień pomiędzy kikuty i przytrzymując go ramieniem,schował pod odzienie.Dziękuję, stary przyjacielu — raz jeszcze zwrócił się dostarego człowieka.Ułożył go na ziemi i ucałował w czoło.— Śpijw pokoju.Wstał.Po jego ciemnej brodzie spływały łzy.— Fizban — odezwałem się.Przygotowałem się na kolejnyszok, ale się myliłem.— To Fizban? Szalony czarnoksiężnik?Karzeł spojrzał na mnie pełen złości, wyraźnie się dystansu­jąc.Skąd na Abyss możesz wiedzieć cokolwiek o Fizbanie?Wojna Lanc! — rzuciłem.— Fizban był czarodziejem,który pomagał Bohaterom Lancy! Pamiętasz.o, do licha! —przypomniałem sobie za późno, że w tym świecie nie było tejwojny.Nawet Godking ani upadli bogowie nic o niej nie wiedzą.W tym Krynnie wydarzenie to nigdy nie nastąpiło.Spojrzałem uważniej na bezzębnego, obrośniętego, śpiącego na kamieniach starego człowieka.Czułem tak wielki ból i zara­zem przerażenie, że przez chwilę myślałem, iż umrę.— To Fizban — powiedziałem.— Uwolnijmy go i zabierz­my ze sobą!Duggin złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę pokładów.Nie możesz dla niego nic zrobić, chłopcze — oświadczyłtwardo i stanowczo.— Kingpriest otruli go.Zniszczyli jegorozum.Ocalało w nim tylko trochę magii.Zostaw go w spokojui pozwól.Duggin — odezwał się niespokojnie Kapitan.— Straże!Hej! — ktoś krzyknął.Rzuciłem spojrzenie w kierunku na który wskazał Hayrn.Rozpoznali nas.Trzech strażników biegło w naszym kierunku.Dwóch z nich w trakcie biegu sięgnęło po krótkie miecze.Stać! — wrzeszczał dowódca oddalony od nas zaledwiedwieście stóp.— Nie ruszać się z miejsca!Uciekajmy! — rozkazał Duggin i prysnął w kierunku, którymu wcześniej wskazaliśmy, do miejsca postoju Latającego Kraba.Był najszybszym karłem, jakiego kiedykolwiek widziałem.Bez broni nie mieliśmy szans w walce.Wskoczyliśmy do naszej rybackiej łodzi tak szybko, jak tylko zdołaliśmy.Trzej strażnicy byli tuż za nami.Trzymając w rękach obnażone szable, przekli­nali nas w imię Godkinga.W ostatnim momencie zdołałem odwiązać maszt i przymocowane do mola liny.Słyszałem, jak Duggin krzyknął:— Sam się zatrzymaj!Wtedy błysnęło dziwne światło.Zaskoczony upuściłem tycz­kę do odepchnięcia się od mola.Szybko ją jednak złapałem, chociaż prawie wylądowałem za burtą.Kiedy byłem gotowy,zobaczyłem, że trzej strażnicy stali, jakby zamarli w trakcie biegu.Nie poruszali się.Nad ich głowami promieniowała aureola magicznego światła.Obejrzałem się.Duggin trzymał w kikutach wielokątny, sza­ry kamień, nakierowany prosto w straże.Usiadł po chwili, po­mrukując coś sam do siebie, i próbował schować kamień z po­wrotem pod pelerynę.Kamień wyślizgnął mu się i upadł na pokład.Niezadowolony karzeł wstał.— Abyss z tobą — powiedział zły, kiedy wyprowadziłemstatek na otwartą wodę.Hayrn zaciągnął żagiel, ale wiatr pchałnas z powrotem w stronę wybrzeża.Duggin rozejrzał się dookoła.Widział nasze niepewne miny.Pochylił się ostrożnie, aby podnieść kamień.— Wietrze, dmij! — krzyknął, trzymając kamień w kierun­ku żagla.Usłyszałem więcej stóp uderzających o pokład mola,ale w tym czasie zadął wiatr i wypełnił żagiel.Łódź się zachwia­ła.Przewróciłem się, wypuszczając tyczkę, która wpadła dozatoki.Wiatr porywał nas miarowo w daleką, rozciągającą sięprzed nami przestrzeń.Kierowaliśmy się na północ ku WrotomPaladina.Duggin usiadł na pokładzie, kamień położył obok siebie.W słabym świetle księżyca ledwie widziałem żelazną obrożę na jego szyi.Westchnął głośno, kiedy spojrzał na biały księżyc i patrzące na nas szeroko otwarte oko.Po chwili wyszczerzył zęby.— Odzyskałem go, Kingprieście — stwierdził.— Odzyska­łem go, ty zdradziecka, samolubna kreaturo.Ty nędzna kuloobłąkanego półbożka! Ty.—jego przekleństwa z każdą minutąstawały się coraz bardziej okrutne, zawzięte i szokujące.Parzyłymnie w uszy.Nikt w świecie nie przeklinał z takim zaangażowa­niem, jak Duggin tamtej nocy.Wreszcie zabrakło mu powietrza i zadyszany położył się na plecach.Leżący obok niego Szary Klejnot emanował monoton^ nym blaskiem.— Wspaniały Reorx! — wykrzyknąłem.Słysząc te słowa, karzeł podniósł się i spojrzał na mnieW księżycowym świetle jego twarz wyglądała blado.W ciągu kilku godzin postarzał się o sto lat, przynajmniej tak wyglądał.— Miło mi, że ktoś o mnie pamięta — powiedział.Zamknąłoczy i odpłynął w głęboki sen.Wiatr niósł nas na głębokie morzei w ciemną noc, jak najdalej od nowego Palanthas.Przez cały dzień i noc płynęliśmy na północ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript