Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiadła na jednym z kuchennych stołków i schowała głowę w dłoniach, usiłując stłumić owo zimne kłębienie się w brzuchu.Maszynka do kawy śpiewała swoje „baiup-blib-bilib”.Gdy kawa była już prawie gotowa, poczuła pierwszy atak ostrego bólu.Był tak nieoczekiwany i tak dokuczliwy, że osunęła się ze stołka i krzyknęła głośno.Stołek przewrócił się z łoskotem, Jennifer upadła na kolana zaciskając dłonie na brzuchu.- Boże! - krzyknęła.- Paul! Och.mój Boże! Paul! Paul!Ból skupiał się w macicy, intensywny, niemal nie do zniesienia.Czuła, jakby coś rozdzierało jej łono, jakby coś je przebijało lub skręcało i ściskało niczym wyżymaczka.Przez chwilę była w szoku, jej serce biło wolno, a oczy uciekły w głąb czaszki.Trzęsła się zaciskając zęby.Paul wszedł do kuchni nagi i zły.- Jennie! Co u diabła.- krzyknął.Potem jednak ujrzał białka jej oczu i dostrzegł drgawki.Bez słowa podszedł prosto do wiszącego na ścianie telefonu i wybrał numer.- Pogotowie.potrzebne jest pogotowie, szybko! Ty­siąc czterysta czterdzieści, Paseo del Serra.Tak, chodzi o moją żonę.Uklęknął przy Jennifer, wziął ja w ramiona.- Kochanie?Powoli źrenice jej oczu wróciły na swoje miejsce.Wciąż jednak wyglądała na półprzytomną.- Kochanie - powtórzył Paul.- Słuchaj, kochanie.Wezwałem pogotowie.- Paul - wyszeptała.Ledwo poruszała wargami, tak jakby próbowała brzuchomówstwa, jakby chciała coś po­wiedzieć tak, aby jej ciało nie mogło tego słyszeć.----- Paul.to tak boli.nie mogę tego znieść.Próbował ją podnieść.- Chodź, Jennie.Chodź, położę cię na łóżku.- Nie ruszaj mnie - wyszeptała.- Jennie, nie możesz zostać na podłodze w kuchni.- Nie ruszaj mnie, na miłość boską, Paul, nie ruszaj mnie! Paul przyjrzał się jej uważnie.- Jennie, kochanie, nie możesz zostać na podłodze w kuchni.Jennifer trzęsła się w drgawkach, z jej dolnej wargi spływał długi strumyk śliny.- Och, Boże, Paul, to tak boli.Jakby coś mnie gryzło, jakby coś było we mnie i wgryzało się.- Kochanie, to na pewno zatrucie pokarmowe.Ostry ból to typowy objaw zatrucia pokarmowego.To musiała być ta cielęcina.Musisz uważać z cielęciną.Jaką kupiłaś, świeżą czy mrożoną? Zaskarżę ten supermarket.Jennifer ledwie go słyszała.Ból w macicy narastał, tak jakby coraz to nowe nerwy były nim porażane.Ożywiło się też kłębowisko ruchu i gdy Paul rozpiął delikatnie jej nocny strój, sam ujrzał konwulsyjne ruchy tak wyraźnie, jakby mięśnie kurczyły się i zwijały w jakiejś groteskowej szamota­ninie.Skóra jej marszczyła się i wybrzuszała, jakby coś napierało na nią od wewnątrz.Odrzuciła głowę do tyłu tak, że tętnice wystąpiły jej na szyi jak ciemnoniebieskie robaki.Krzyknęła.Był to najbar­dziej przepełniony bólem i goryczą krzyk, jaki Paul usłyszał w swym życiu.Gorszy nawet od krzyku kobiety, którą widział kiedyś na Ventura Freeway, gdy jej ramię zostało odcięte w wypadku samochodowym.Był tak rozpaczliwy, tak bolesny, że Paul sam też krzyknął wysokim głosem, błagając ją, by umilkła:- Przestań! Na miłość boską, przestań!Ucichła nagle, niespodziewanie.Wpatrywała się w Paula jakby go nie poznając, potem opuściła powoli spojrzenie i zerknęła na swój brzuch.Z jej gardła dobyło się dziwne syczenie, chrapliwe jakby miała trudności z oddychaniem.- Jennie - powiedział Paul ze strachem.- Jennie, co to jest? Na miłość boską, musisz mi powiedzieć!Jego oczy podążyły za jej spojrzeniem.Kotłowanina nie ustawała, pod skórą pojawił się zaś guz ciemny jak solidny siniak.Jennifer patrzyła na to z przerażeniem, nie mogła jednak oderwać oczu.Ból był coraz silniejszy, przekroczył już wszystko, czego dotąd doświadczyła, nie odzywała się, całe cierpienie wyrażając świszczącym oddechem, kurczowym zaci­skaniem pięści i bezustanną modlitwą.Chciała, by to wszystko okazało się tylko złym snem, a nie rzeczywistością; by mogła powiedzieć jedynie „obudź mnie, Paul”, żeby to się skończyło.Wiedziała jednak, że to nie sen.Przeżywała to na jawie, trawiący jej ciało ból był realny.Boże, proszę, uratuj mnie! Boże, proszę, nie pozwól mi umrzeć! Boże, o cokolwiek mnie poprosisz, czegokolwiek zażądasz, zrobię to! Proszę, Panie, proszę, Panie, proszę!Paul usłyszał odległe jeszcze wycie ambulansu i ścisnął dłoń Jennifer.- Słyszysz, kochanie? - pocieszał ją.Lekarz będzie tu za parę minut.Jennifer uniosła głowę i chrapliwym głosem powiedziała:- Za późno.- Nie, Jennifer, nie można tak mówić.Wezmą cię i w dziesięć minut zawiozą do szpitala.Wszystko będzie dobrze.No, kochanie, obiecuje ci.- Za.późno.Za.- powtórzyła głosem jeszcze bar­dziej zniekształconym.Wczepiła ręce we włosy i ścisnęła je tak mocno, że Paul usłyszał, jak pęka skóra na czaszce.Otworzyła szeroko usta i tym razem krzyk, jaki wydała, trwał i trwał, i nie milkł.Krzyczała tak głośno, że Paul nie słyszał ani podjeżdżające­go Paseo del Serra ambulansu, ani sanitariuszy dzwonią­cych do drzwi.- Jennie! Przestań! Jennie! - rykną! na nią, powtarza­jąc to w kółko; ich twarze były odległe tylko o cale - ona blada, cierpiąca, a on z poczerwieniałym obliczem, wściekły.Nagle krzyk jej przeszedł w opadający, cichnący jęk strachu i odrazy.Spojrzała na swój brzuch.Ręce wciąż miała schowane we włosach.Czarny guz był coraz większy, poruszał się.Paul patrzył na to niezdolny do stwierdzenia, co właściwie widzi, przez myśl przemykały mu różne dziwne i przerażające pomysły.Może jakaś mucha bydlęca złożyła jajeczka pod jej skórą i teraz jest wyląg.Może twardy kawałek niestrawionego jedzenia, który przebił jelita, a cia­ło próbuje go teraz wydalić.Prawda była jednak straszniejsza niż wyobrażenia Paula.W chwili, gdy Jennifer znów krzyczała, a sanitariusze dobijali się do drzwi, guz rozciągnął się, tak że pokrywająca go skóra stała się niemal przezroczysta, po czym coś ciemnego przegryzło się przez nią, tryskając przy tym fontanną jasnoczerwonej krwi na jej koszulę i uda [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript