Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby na podeście czekał na niego sam Boofuls albo panna Redd lub nawet ten wściekły kot, Gałka, to mógłby jakoś sobie z tym poradzić.Ale stanąć twarzą w twarz z samym sobą i to tak szyderczo uśmiechniętym – to było więcej, niż mógł znieść jego system nerwowy.– O, Boże – szepnął.– Boże, to już koniec.Alison stała nieruchomo ze zbielałą twarzą, sparaliżowana strachem.– O co ci chodzi, Alison? – naigrywało się z niej jej odbicie.– Nie mów mi, że ze wszystkich ludzi właśnie ty boisz się spojrzeć na samą siebie?Odbicie Martina uśmiechnęło się i ujęło dłoń lustrzanej Alison, jakby od lat byli w sekrecie przyjaciółmi.– Co z ciebie za śmiałek, Martin! Cała ta wyprawa w głąb świata luster, jedynie po to, by uratować twego pięcioletniego kolegę.Pseudo-Martin zszedł kilka stopni, tak że znalazł się tuż przed swym oryginałem.– Zawsze miałeś wielkie plany, prawda? Mały człowieczek, wielkie plany.Cóż, chyba możemy ci to wybaczyć.Każdy człowiek ma prawo do marzeń.A twoim najlepszym marzeniem był Boofuls!, musical autorstwa Martina Williamsa.Spójrz, do czego to doprowadziło! Zmieniło cały świat, czyż nie?– Zejdź mi z drogi – warknął ochryple Martin.– Daj spokój, Martin, przecież mówisz do siebie.Jedyną osobą, która stoi ci na drodze, jesteś ty sam.Martin poczuł, jak krew odpływa mu z głowy.W ustach czuł suchość i bliski był omdlenia.Coś jednak mówiło mu, że jego odbicie powiedziało prawdę.Jedyną osobą, która stała na jego drodze, był on sam.Jego próżność, ambicje, nieostrożność, chwile wściekłości.To on sam pośrednio spowodował śmierć tych stu czterdziestu czterech tysięcy niewinnych ludzi.W Biblii święty Jakub Apostoł powiada: Jeśli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka, oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie.Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jakim był.Lecz teraz Martin wiedział już, jakim jest człowiekiem, i nie był to ten zadowolony z siebie, uśmiechnięty osobnik, który w tej chwili stał przed nim na schodach.– Zejdź mi z drogi – powtórzył.Poczuł, że wracają mu siły.Jego pewność siebie wyraźnie wzrosła.– Natychmiast złaź, z tych pieprzonych schodów!Błyskawicznie, z szybkością atakującej kobry, odbicie Martina odrzuciło w tył głowę i szeroko rozwarło usta.Wychynęła z nich śliska różowa główka o oczach płonących błękitem i groźnie kłapiących zębach.Martin uchylił się i odskoczył w tył, lecz szyja potwora wygięła się tylko, a jego szczęki zamknęły się, muskając jego ramię, rozrywając koszulę i lekko kalecząc skórę.Alison krzyknęła, a jej odbicie także wydało z siebie głos nie był to jednak okrzyk strachu, lecz czystego triumfu.Martin jednak zbiegł po schodach, chwilami tracąc równowagę i przeskakując po cztery i pięć stopni.A kiedy zębata głowa zbliżyła się do niego, okręcił wokół jej szyi kawał liny i szarpnął z całych sił.Głowa zaczęła się dławić, jej oczy wytrzeszczały się coraz bardziej.Na szczycie schodów odbicie Martina także zaczęło się dusić i upadło na kolana.Czymkolwiek była, ta ohydna główka miała wyraźny związek z wnętrznościami odbicia, zatem jeśli Martin zdołałby ją zabić, to pozbyłby się także jego.Coraz mocniej zaciskał linę.Płonące błękitne oczy zaczęły mętnieć i zachodzić mgłą.Z kącików ust potwora ciekła ślina, potem krwawa ślina, wreszcie krew.Głowa zmalała i pomarszczyła się, niemal jak penis tracący erekcję, aż w końcu upadła na schody.Odbicie Martina także runęło bezwładnie na dół i koszmarne zwłoki spoczęły oparte o ścianę podestu.– A teraz – powiedział Martin do lustrzanej Alison, ruszając na górę i zwijając w ręku linę – jeśli o ciebie chodzi.Ale odbicie Alison uniosło tylko górną wargę i zasyczało wściekle.Następnie zbiegło po schodach, roztrąciło całą trójkę i zniknęło na ulicy.Alison mocno uścisnęła Martina.– Zrobiłeś to.Jesteś cudowny! Zrobiłeś to!– No, chodź – pogonił ją.– Boże, mam tylko nadzieję, że nie jest jeszcze za późno.Weszli do lustrzanego mieszkania Martina, zamykając za sobą drzwi.Następnie Martin i Alison pochwycili obie ręce Emilia i podeszli do lustra.– Nie ma Ramone – Martin zmarszczył brwi.– Popatrzcie, lina jest na miejscu.Ale nie ma Ramone.– Wracajmy wreszcie – błagała go dziewczyna.Jednocześnie zamknęli oczy i przycisnęli czoła do chłodnej powierzchni lustra.„Mogę tego dokonać”, pomyślał Martin.„Mogę przejść przez szkło.Potrzebny jest tylko jeden krok i już tam będę, z powrotem w rzeczywistym świecie.”Znów poczuł to dziwne rozciąganie i ściskanie.W uszach mu dzwoniło, serce tłukło się w piersi i przez jedną długą chwilę sądził, że nie żyje.„Umarłem”, powiedział do siebie, po czym otworzył oczy i oto stał razem z Alison i Emiliem z powrotem w prawdziwym pokoju stołowym.– Udało się – stwierdził.– I popatrz, co ci mówiłem? Emilio jest cały i zdrowy.Boofuls blefował przez cały czas.Alison rozejrzała się wokół, zaniepokojona.– Ani śladu Ramone.Nie wyglądał na faceta, który mógłby ot tak wstać wyjść, zostawiając nas.– Może pan Capelli coś wie – podsunął Martin.Emilio zapiał z radości:– Gdzie jest dziadek? Dziadku? Jesteś tu?Martin pochylił się i podniósł chłopca, po czym razem zeszli do mieszkania gospodarzy.Gdy nacisnęli dzwonek, Martin poczuł, że ciało dziecka sztywnieje z napięcia.Nie mówiąc ani słowa wskazał palcem wizytówkę na drzwiach.Capelli, nie illepaC.Pan Capelli otworzył drzwi niemal natychmiast.Już miał coś powiedzieć – wtedy jednak zobaczył Martina, Alison i, co najważniejsze, Emilia.Nie był w stanie wykrztusić ani słowa.Mocno przycisnął do siebie wnuka, a po jego policzkach popłynęły łzy.Martin i Alison czekali cierpliwie.– Z nim wszystko w porządku, panie Capelli, naprawdę – wykrztusił Martin głosem przytłumionym przez wzruszenie.– Może mieć parę złych snów.Ale poza tym wszystko okay.Pan Capelli postawił wreszcie Emilia na podłodze, nadal jednak nie wypuszczał go z objęć.– Mam złe nowiny – powiedział.– To dotyczy twego przyjaciela, Ramone.Martin poczuł nagły chłód.– Co się stało? Czy musiał wyjść?– Nie.Bardzo mi przykro [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript