[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ja bardzo lubię trudne rzeczy.Wiedziałam, kiedy będzie miał dyżur do północy i wiedziałam gdzie.Wszystko, co dotyczyło jego pracy, było mi znane niemal równie dobrze jak własny zawód.Na ten temat mogłam uzyskać bez trudu wszelkie możliwe informacje, niezależnie od wiadomości, które posiadałam od lat.Zamówiłam sobie na wieczór taksówkę, inteligentnie wybrawszy kierowcę z upodobaniem do dziwnych przygód, i czekałam.Nastawiłam radio i słuchałam, jak znajomy, piękny głos czyta komentarz do „Carmen”.Już dawno wydawało mi się, że niekiedy z głośnika rozbrzmiewa coś znajomego, ale tak kategorycznie zaprzeczał temu, że jest spikerem.Zresztą, przez radio ten głos brzmiał nieco inaczej.Wolałam go słuchać przez telefon, kiedy mówił własnymi słowami i z własną intonacją.Przez telefon głos był bardzo miękki, ciepły, może nieco niższy i na pewno o wiele bardziej urzekający.A telefon właśnie zadzwonił.Istotnie, miał prawo, pierwszy akt „Carmen” szedł pełną parą.Złośliwie uśmiechnięta, podniosłam słuchawkę.— Dobry wieczór.— Jak się masz — powiedziałam i włączyłam się do zabawy.— Wiesz, znów się zastanawiałam nad twoim imieniem i doszłam do wniosku, że jednak muszę cię jakoś ochrzcić.— Proszę cię bardzo.Co proponujesz?— Najpierw uznałam, że najodpowiedniejszy będzie ten Izydor.Bo to i pasuje do ciebie, i w kalendarzu jest na właściwym miejscu.— Izydor.No cóż, jeśli ci tak bardzo na tym zależy, to niech będzie Izydor, chociaż, gdybym miał do wyboru, to już wolałbym Pikador.— Nie.Rozmyśliłam się.Nie wiadomo, jak się ten Izydor zdrabnia.Izydorciu? Izydusiu? Do luftu takie imię.Po jeszcze głębszym namyśle doszłam do wniosku, że oprócz Izydora pasuje jeszcze do ciebie Jan.Ale Jana bardzo nie lubię, bo w młodości znałam jednego alkoholika imieniem Jan.Z Jana można by ewentualnie zrobić Janusza.Janusza lubię i lubię bardzo imię Zbyszek, i imię Marek, ale ani Zbyszek, ani Marek do ciebie nie pasują.Więc chyba pozostanę przy Januszu.Co ty na to?Janusz go na chwilę zamurował.Wyraźnie było słychać, jak się zaciął przy tym imieniu.Dopiero po chwili powtórzył:— Jak mówisz? Nie Jan, tylko Janusz? Dobrze, proszę bardzo, zgadzam się.Zawsze to jednak lepsze niż Izydor.Po półgodzinie „Carmen” zbliżyła się do antraktu, więc musieliśmy przerwać rozmówcę.Cierpliwie przeczekałam drugi akt, jak również dziennik w programie pierwszym, oraz: „miłym słuchaczkom i słuchaczom życzę: dobrej nocy”.Nigdy w życiu nie słuchałam dziennika z takim zainteresowaniem.Zaraz po hymnie państwowym telefon znów zadzwonił.— Mam teraz chwilę spokoju — powiedział.Mógł się nie fatygować, sama wiedziałam.— Zrobiłem sobie dobrą herbatę i odpoczywam.— Yunan? — spytałam mimo woli z zainteresowaniem.— Nie, to jest taka w małych paczuszkach, którą się parzy w szklance.Przywiozłem sobie z zagranicy.Ponieważ absorbujące mnie dotychczas tajemnice były już w znacznym stopniu wyjaśnione, zaczęła mi się wydobywać na światło dzienne ukryta na dnie niepokojąca myśl.Właściwie coś w tych naszych kontaktach towarzyskich jest niepewnego.Przez cały czas wszelka inicjatywa spoczywa w jego rękach, a ja, zajęta zagadnieniami śledczymi, zupełnie na jego poczynania nie reaguję.Poczynania mi się nie bardzo podobają i już od pewnego czasu przestałam je rozumieć.Po co on we mnie wmawia, że wyjeżdża w delegację? Przecież to nieprawda.Jeżeli nie ma ochoty przez kilka dni dzwonić, to może nie dzwonić, kto mu każe? Potem powie, że nie miał czasu i koniec.Nie ma ochoty mnie widywać? No to niech nie widuje, Bóg z nim, ale chyba podstawowa uprzejmość wymaga ustawienia tych kontaktów na jakiejś określonej płaszczyźnie.Zwłaszcza po tamtej scenie, która dopiero teraz zaczyna być dla mnie obraźliwa.Tak, najwyższy czas przejąć inicjatywę, ale wtedy musiałabym się ujawnić, że wszystko wiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|