[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Położył nastole grosz jeden z tych niewielu otrzymanych od Kantnera.142Dziewka pochyliła się lekko, podając mu lipową łyżkę.Zaleciało od niej nikłymzapachem ziół. Wpadłeś jak śliwka w kupę mruknęła z cicha. Siedz spokojnie.Już cięwidzieli.Skoczą na cię, ledwo się ruszysz zza stołu.Siedz więc i ani drgnij.Odeszła w stronę paleniska, zamieszała w parującym i pryskającym saganie.Rey-nevan siedział zmartwiały, wpatrzony w skwarki na kluskach.Jego oczy przyzwyczaiłysię już do mroku.Na tyle, by widzieć, że czterej mężczyzni przy stole w kącie za dużomają broni i zbroi na sobie, by być wieśniakami.I że wszyscy czterej uważnie mu sięprzypatrują.Przeklął w duchu swoją głupotę.Dziewka wróciła. Za mało nas już zostało na tym świecie mruknęła, udając, że wyciera stół bym miała dać ci przepaść, synku.Zatrzymała rękę, a Reynevan zobaczył na jej małym palcu kaczeniec, podobny dotych w heksie na słupie.Nawiązany łodyżką w taki sposób, że żółty kwiatek tworzyłjakby klejnot pierścienia.Reynevan westchnął, odruchowo dotknął własnego nawęzu,143zasupłanych i wpiętych pod guz kubraka łodyg wilczomlecza, zagorzałka i kminu.Oczydziewki zapłonęły w półmroku.Kiwnęła głową. Zobaczyłam, ledwoś wszedł szepnęła. I wiedziałam, że to właśnie na ciebietamci polują.Ale nie dam ci przepaść.Mało nas już zostało, jeśli nie będziemy sobiewzajem pomagać, wyginiemy ze szczętem.Jedz, nie dawaj pozoru.Jadł bardzo wolno, czując, jak ciarki chodzą mu po plecach pod wzrokiem ludziz kąta.Dziewka pobrzękała patelnią, odkrzyknęła coś komuś w drugiej izbie, dorzuciłado ognia, wróciła.Z miotłą. Kazałam mruknęła, zamiatając zaprowadzić twego konia na gumno, zachlewik.Gdy się zacznie, uciekaj przez tamte drzwi, z tyłu, za rogożą.Za progiem miejbaczenie.Na to.Wciąż niby sprzątając, podniosła długie zdzbło słomy, ukradkiem, acz szybko za-wiązała na nim trzy supełki. Mną się nie przejmuj szeptem rozwiała jego skrupuły. Na mnie nikt niezwróci uwagi.144 Gerda! krzyknął karczmarz. Chleb trza wyjmować! Ruszże się, kocmołu-chu!Dziewka odeszła.Zgarbiona, szarobura, nijaka.Nikt nie zwracał na nią uwagi.Niktoprócz Reynevana, któremu rzuciła na odchodnym pałające jak żagiew spojrzenie.Czterech zza stołu w kącie ruszyło się, wstało.Podeszli, dzwoniąc ostrogami, skrzy-piąc skórą, chrzęszcząc kolczugami, wspierając pięści na rękojeściach mieczy, kordówi baselardów.Reynevan jeszcze raz, tym razem dosadniej, przeklął w myśli swój brakrozumu. Pan Reinmar Bielau.Ot, chłopcy, sami widzicie, co znaczy łowiecki opyt.Zwierzsprawnie otropiony, knieja sprawnie obrzucona, trochę szczęścia ino, a nie być bez zdo-byczy.A szczęście się dziś do nas iście uśmiechnęło.Dwaj z typów stanęli po bokach, jeden z prawej, drugi z lewej.Trzeci zajął pozy-cję za plecami Reynevana.Czwarty, ten, który się odezwał, wąsaty, odziany w gęstonabijaną guzami brygantynę, stanął naprzeciw.Po czym, nie czekając na zaproszenie,usiadł.145 Nie będziesz nie zapytał, stwierdził raczej rzucał się, czynił prepedycyj aniżadnego tara-rara? Hę? Bielawa?Reynevan nie odpowiedział.Trzymał łyżkę między ustami a brzegiem miski, jakgdyby nie wiedział, co z tą łyżką począć. Nie będziesz sam siebie zapewnił wąsaty typ w brygantynie. Bo przeciewiesz, że to byłoby całkiem głupio.My nic do ciebie nie mamy, ot, jeszcze jedna zwy-czajna robota.Ale my, czujesz, zwykliśmy robotę sobie ułatwiać.Zaczniesz wierzgaći hałasować, to cię ruk-cuk zrobimy potulnym.Tu, na krawędzi tego stołu złamiemyci rękę.To wypróbowany sposób, po takim zabiegu nawet wiązać pacjenta nie trzeba.Czyś coś mówił, czy mi się zdało? Nic Reynevan pokonał opór zmartwiałych warg nie mówiłem. To i dobrze.Kończ jedzenie.Do Sterzendorfu kawałek drogi, po co masz głodnyjechać. Zwłaszcza wycedził typ z prawej, w kolczudze i żelaznych awanbrasach naprzedramionach że w Sterzendorfie pewnie nie od razu cię nakarmią.146 A nawet jeśli parsknął ten z tyłu, niewidoczny to pewnikiem nie tym, coby ci mogło w smak pójść. Jeśli mnie puścicie.Zapłacę wam. wydusił z siebie Reynevan. Zapłacęwam więcej, niż dają Sterczowie. Znieważasz zawodowców rzekł wąsaty w brygantynie. Jestem Kunz Au-lock, zwany Kyrielejson.Mnie się kupuje, ale nie przekupuje.Aykaj, łykaj kluski.Ruk--cuk!Reynevan jadł.Prażuchy straciły smak.Kunz Aulock Kyrielejson zasadził zapas buławę, którą dotąd miał w ręku, naciągnął rękawice. Było powiedział nie dobierać się do cudzej baby. Całkiem niedawno dodał, nie doczekawszy się odpowiedzi słyszałem księ-dza, cytującego po pijanemu jakiś list, bodajże do Hebrajczyków.Szło tak: wszelkieprzekroczenie otrzyma słuszną zapłatę, iustam mercedis retributionem.Po ludzku zna-czy to, że jeśli się co uczyniło, trzeba umieć uczynków swych znać konsekwencje i byćgotowym je ponieść.Trzeba umieć przyjmować to z godnością.Ot, dla przykładu, spoj-rzyj w prawo.To jest pan Stork z Gorgowic.Podobnych będąc jak ty zamiłowań, cał-147kiem niedawno popełnił pospołu z druhami na jednej opolskiej mieszczce uczynek, zaktóry, gdy schwycą, kleszczami szarpią i kołem łamią.I co? Patrz i podziwiaj, jak panStork godnie los znosi, jak jasne ma lica i wejrzenie.Bierz przykład. Bierz przykład zachrypiał pan Stork, który, nawiasem mówiąc, lica miałpryszczate, a wejrzenie kaprawe. I wstawaj.Czas w drogę.W tym momencie palenisko komina eksplodowało, ze straszliwym hukiem plunęłona izbę ogniem, kurzawą iskier, kłębami dymu i sadzy.Sagan wyleciał jak wystrzelo-ny, łomotnął o podłogę, chlusnął warem.Kyrielejson podskoczył, a Reynevan mocnympchnięciem zwalił na niego stół.Odkopnął w tył ławę, a niedojedzoną miską prażu-chów walnął pana Storka prosto w krościatą gębę.I szczupakiem rzucił się ku drzwiomna gumno.Jeden z typów zdążył złapać go za kołnierz, ale Reynevan miał za sobą stu-dia w Pradze, łapano go za kołnierz po wszystkich bez mała szynkach Starego Miastai Małej Strany.Zwinął się, uderzył łokciem, aż chrupnęło, wyrwał się, skoczył w drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|