[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Z czym spotkamy się jutro? Z tabunem pędzących grazów czy z jeszcze bardziej przebiegłymi i groźnymi bestiami?Nymani podniósł się nagle i oddalił kawałek od schroniska wśród skał.Zatrzymał się na zboczu wypatrując czegoś.Dan zobaczył, że myśliwy porusza nozdrzami tak jak wówczas, gdy zwietrzył lwi zapach w jaskini.- Coś martwego - powiedział powoli.- Coś ogromnego lub jeszcze.Asaki zszedł do nich, skinął ręką i Nymani ześlizgnął się po górskim zboczu.- Co to jest? - zapytał Jellico.- Trudno orzec od razu.Mam nadzieję, że nie jest to coś, czego się obawiam - odparł wykrętnie Naczelny Strażnik.- Zapoluję na lablę! Widziałem świeży trop nad strumieniem.Zszedł ze szlaku i powrócił pół godziny później z przewieszoną przez ramię zdobyczą.Odzierał właśnie ze skóry zwierzynę, gdy przybiegł Nymani.- Cóż tam?- Wilczy dół - odpowiedział myśliwy.- Kłusownicy? - zainteresował się Jellico.Nymani przytaknął.Asaki oprawił spokojnie lablę.Ale potem, gdy ze znajomością rzeczy patroszył zwierzę, w jego oczach pojawił się dziwny błysk.Spojrzał na długi cień, który rzucała skała o zachodzie słońca.- Również to widziałem - rzekł.Jellico wstał.Podniósł się i Dan.Zainteresowani tym, co usłyszeli, poszli zobaczyć wilczy dół.Minęło ledwie pięć minut, gdy poczuli smród, choć nie posiadali niezwykle wyczulonego węchu tubylców.Zapach rozkładu był prawie namacalny w rozgrzanym powietrzu.Stał się jeszcze bardziej nieznośny, gdy stanęli nad wilczym dołem.Dan wycofał się pośpiesznie.Było tu równie okropnie jak na małpim pobojowisku.Ale kapitan i dwóch Khatkan stało spokojnie nad dołem, oceniając drapieżnika, którego porzucili zbiegli kłusownicy.- Glam, graz, hoodra? - zgadywał Jellico.- Wielkie kły i wspaniała skóra to wszystko, czego pożąda kupiec.Asaki ze smutkiem odsunął się od dołu.- To kilkudniowe cielęta, samice.Wszystkie zabili razem dla zabawy i pozostawili tutaj, nie zdzierając nawet skóry.- Udali się tym szlakiem.- Nymani wskazał na wschód.- Poszli przez moczary! - Asaki był wstrząśnięty.- Musieli być szaleni.- Albo wiedzą więcej o tej krainie niż twoi ludzie - poprawił go Jellico.- Jeśli kłusownicy wkroczyli na moczary Mygra, możemy pójść w ich ślady!Nie od razu - Dan zaprotestował bezgłośnie.Asakiemu na pewno nie chodziło o to, by ścigali wyjętych spod prawa kłusowników na niebezpiecznych bagniskach, gdzie zbiegli Khatkanie już odkryli niezbadane śmiertelne pułapki.VSiedząc Dan wpatrywał się szeroko otwartymi oczyma w ciemność.Pośrodku obozowiska dogasała garstka żaru, która pozostała z dopalającego się ogniska.Pochylił się, zastanawiając się zarazem, dlaczego się poruszył.Drżały mu ręce, pokryta zimnym potem skóra zsiniała od chłodu.Chociaż był świadom tego, że wciąż trwa noc, nie mógł sobie przypomnieć koszmaru sennego, który go przebudził.Odczuwał narastający niepokój, którego nie potrafił nazwać.Jakie zwierzę polowało w ciemności? Chodziło po górskim zboczu? Nasłuchiwało, szpiegowało i czekało? Dan prawie podskoczył, gdy w słabym świetle ogniska ukazał się jakiś kształt.Zobaczył, że stoi obok medyk Tau, który przypatruje mu się ze śmiertelną powagą.- Zły sen?Młody astronauta przytaknął, jakby wbrew swej woli.- Cóż, nie jesteś sam.Czy pamiętasz coś z tego snu?Dan z wysiłkiem oderwał wzrok od otaczającej obozowisko ściany ciemności.Miał wrażenie, że strach ze snu urzeczywistnił się i czaił gdzieś w pobliżu.- Nie, nic nie pamiętam - przetarł rozespane oczy.- Ani ja - zauważył Tau.- Ale obaj zostaliśmy poddani działaniu jakiejś potężnej mrocznej siły.- Sądzę, że powinniśmy oczekiwać nocnych koszmarów po wczorajszych przejściach - Dan próbował znaleźć logicznie wyjaśnienie, choć jednocześnie rozsądek zaprzeczał każdemu słowu, które wypowiadał.Miewał już nocne koszmary - żaden nie wywarł na nim tak silnego wrażenia.Nie, nie chciał za żadną cenę ponownie zasnąć tej nocy.Dorzucił drew do ognia.Tau usiadł obok niego.- Jest coś jeszcze.- zaczął medyk, urywając nagle.Dan nie ponaglał go.Tylko siłą woli zwalczył nieodpartą pokusę, by wypalić na oślep z miotacza w otaczające ich ciemności i wyśledzić w krótkotrwałym błysku promieni tę nieuchwytną istotę, która - jak przeczuwał - krąży gdzieś w mroku w pobliżu obozowiska.Wbrew wysiłkom, Dan zasnął ponownie przed świtem.Rankiem obudził się nie wypoczęty i ku swemu przerażeniu nie odczuwał już najmniejszej odrazy wobec otaczającego krajobrazu.Choć Asaki nie podsunął im myśli, że natrafią na kłusowników na moczarach Mygra, obstawał, żeby ruszyli w przeciwnym kierunku i poszukali drogi przez góry.Kiedy dotrą do rezerwatu, zorganizuje karną wyprawę, która rozprawi się z przestępcami.Rozpoczęli więc trudną wspinaczkę.Zostawili w dole parną wilgoć nizin i wędrowali w zabójczym skwarze po rozpalonych przez słońce skalnych występach.Słońce świeciło jasno, zbyt jasno.Z rzadka tylko jakaś skała rzucała nikły cień, w którym wędrowcy mogli przez chwilę odpocząć.Jednak Dan, który przystawał niekiedy, by łyknąć wody z manierki, nie mógł pozbyć się wrażenia, że wpatrują się weń niewidzialne oczy, że coś podąża jego śladem.Małpy skalne? Jak bardzo przebiegłe byłyby te bestie, jednak nie leżało w ich naturze tropienie spodziewanej zdobyczy w zupełnej ciszy.Małpy nie przygotowywały też długotrwałych planów łowieckich.Kto zatem podążał za nimi.Lwy?Zauważył, że Nymani i Asaki są bardzo niespokojni.Co jakiś czas zmieniali się na tylnej straży.Jednak żaden z nich nie skarżył się na niewygodę, którą wszyscy musieli dzielić w czasie wspinaczki.Okolica była zupełnie pozbawiona wody.Podczas znojnej wędrówki nie spotkali nawet potoczku, by odnowić zapas świeżej wody.Ale ponieważ byli doświadczonymi podróżnikami, napili się obficie, zanim wyruszyli w długą drogę.Gdy zatrzymali się na odpoczynek, niemal w samo południe, manierki z wodą były opróżnione zaledwie do połowy.- „Hauf!”Wyszarpnęli broń.Ujrzeli przed sobą szkaradną małpę skalną, która chrząkała, potrząsała głową i tupała na ich widok.Asaki wystrzelił z biodra i zobaczyli, jak zwierzę chwyta się wielką, pazurzastą łapą za zranioną pierś, z której tryska czarna fontanna krwi, i rzuca się na nich.Nymani przeciął bestię wiązką promieni z iglicznika.Czekali teraz w napięciu na atak całego stada, który powinien nastąpić po zastrzeleniu zwiadowcy.Jednak nic się nie wydarzyło.Nie usłyszeli żadnego odgłosu, nie dostrzegli żadnego ruchu.Nagle zmroził wszystkich niesamowity widok
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|