Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz zamiast niej usłyszał nieznany, kobiecy głos.- Pan Gumm?- Przy aparacie - z powodu rozczarowania zrobił się gburowaty.- Oh, przepraszam, że niepokoję, ale chciałam się upewnić, czy nie zapomniał pan o nas.Mówi Keitelbein.- Nie, nie zapomniałem.Dzień dobry pani.Zdecydowany ją odprawić, zaczął:- Pani Keitelbein, przykro mi, ale muszę.- Dzisiaj po południu - przerwała mu.- O czter­nastej.Wtorek.- Nie mogę dzisiaj przyjść.Nie zdążę z Konkursem.Innym razem.- O, mój Boże - rozczarowała się.- Ależ proszę pana, obeszłam wszystkich sąsiadów i opowiedziałam o panu.I o pańskiej prelekcji na temat wojny.Wszystkich powiadomiłam i z pewnością możemy oczekiwać dużej publiczności.- Przykro mi.- Ale to bardzo nieładnie z pana strony - odparła speszona.- Wystarczy przecież, jeśli pan tylko przyjdzie i zechce odpowiadać na pytania.Nie trzeba od razu robić całego wykładu.Myślę, że i to sprawiłoby ludziom wiele przyjemności.Nie znajdzie pan naprawdę ani chwili czasu? Walter mógłby pana przywieźć do nas i odwieźć.Kurs będzie trwał najwyżej godzinę.Jazda tam i z powrotem maksimum kwadrans.W sumie - siedemdziesiąt minut.- Walter nie musi po mnie przyjeżdżać.Mieszkamy przecież po sąsiedzku.- Tak.Rzeczywiście, jestem taka roztargniona.A więc mogę liczyć na pana? Proszę, niech mi pan wyświadczy tę uprzejmość.specjalnie dla mnie.- O'kay - ustąpił.I tak zdąży na czas z rozwiązaniem.A godzina relaksu z pewnością nie będzie od rzeczy.- Najserdeczniej dziękuję - z każdej sylaby sączyła się wdzięczność i ulga.- Niech pan będzie pewny, że umiem docenić pańskie poświęcenie i dobrą wolę.Odłożywszy słuchawkę natychmiast pobiegł do poroz­kładanych papierów.Miał tylko dwie godziny na dokoń­czenie obliczeń i odniesienie na pocztę gotowych rozwiązań.Czekał go ogromny wysiłek.Punktualnie o drugiej stanął na kamiennych schodach willi Keitelbeinów i nacisnął dzwonek.Otworzyła gos­podyni.- Serdecznie witamy, panie Gumm.Spojrzał do salonu.Zobaczył zwykły zestaw ukwieconych dam i otyłych mężczyzn zasiadających na większości tego rodzaju imprez.Zauważywszy utkwione w sobie spojrzenia zorientował się, W cały ten tłum przybył tu ze względu na niego i niecierp­liwie oczekuje na prelekcję.Winna, jak zwykle, była sława Jedynego zwycięzcy.Lecz nie poczuł radości.Jedynej osoby, na której naprawdę mogło mu zależeć, nie dostrzegł.Junie Black nie przybyła na zebranie.Pani Keitelbein podprowadziła go do biurka.Obok stało krzesło, które wskazała wyćwiczonym ruchem ręki.- To dla pana.Ciężko usiadł twarzą do widowni.Rozejrzał się dokoła.Gospodyni specjalnie na tę okazję wystroiła się w długą, kloszową spódnicę i obcisłą bluzkę, z falbanami i koron­kami, niczym uczennica na koniec roku szkolnego.- Zanim państwo zaczną kierować pytania do naszego prelegenta, chciałabym omówić kilka aspektów ochrony przeciwlotniczej.W ten sposób sprawę tę będziemy mieli na dzisiaj z głowy i nie trzeba będzie powracać do tego tematu w przyszłości.Uśmiechnęła się.- Proszę mi wybaczyć zdenerwowanie, ale po raz pierwszy mam honor gościć tak znaną osobistość.Rozległ się szmer aprobaty.Postukała w blat biurka, aby uspokoić publiczność.Panie i panowie szepczący do siebie umilkli.Z tyłu, tuż obok drzwi, dostrzegł Waltera.Do białej koszuli bez rękawów założył krawat i czarne spodnie.Skłonił się w stronę Ragle'a.Powinienem był założyć marynarkę, pomyślał.W letniej bluzce czuł się nieswojo.- Chciałabym odpowiedzieć na pytanie, które postawił ktoś w czasie ostatniego wykładu - rozpoczęła pani Keitelbein.- Otóż nie jest możliwe strącenie wszystkich nieprzyjacielskich rakiet, gdyby Amerykę zaskoczył nie­spodziewany atak powietrzny.Z pewnością część pocisków przedarłaby się przez naszą obronę przeciwlotniczą.Tak wygląda przerażająca prawda, którą wszyscy musimy po­znać.Te pociski spadłyby na nasz kraj.Słuchacze przybrali poważne miny.- W razie wybuchu wojny - kontynuowała - w naj­lepszym wypadku mielibyśmy do czynienia jedynie z ubocz­nymi skutkami eksplozji jądrowej.To znaczy, że gdybyśmy jakimś cudem uniknęli natychmiastowej zagłady, zmuszeni bylibyśmy oglądać miliony zabitych i rannych, sami będąc wystawieni na zgubne działanie promieniotwórczych od­padów, przymieranie głodem i brak jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz.Śmiercionośne promieniowanie na zawsze pozbawiłoby nas możliwości płodzenia zdrowych, normal­nych dzieci, które od tej pory rodziłyby się ze straszliwymi deformacjami, upośledzone umysłowo i cieleśnie.To wszystko prawda, pomyślał Ragle.Słuchał jej i dokładnie wyobrażał sobie obraz świata po katastrofie nuklearnej.Czarne chwasty porastające ruiny miast, zardzewiałe resztki budowli fabrycznych, bielejące w piasku kości.Cisza, żadnego śladu życia.Poczuł się zagrożony.Bliskość niebezpieczeństwa po­zbawiła go kontroli nad sobą.Poderwał się z głośnym krzykiem.Pani Keitelbein umilkła.Wszyscy gwałtownie odwrócili się ku niemu.Trwonię swój czas, pomyślał.Konkurs i gazeta wy­dzierają mi ostatki życia.W jaki sposób mogłem umknąć rzeczywistości?- Czy pan się źle czuje? - spytała gospodyni.- To - już - przechodzi - szepnął.Wśród publiczności ktoś podniósł rękę.- Proszę - pani Keitelbein udzieliła głosu siwemu mężczyźnie.- Jeśli Sowieci wystrzelą swoje rakiety z głowicami termojądrowymi od razu w większej grupie, to nasze antyrakiety wykażą się większą skutecznością, niż gdyby wróg wystrzelał pociski stopniowo, fala za falą? Z tego, co pani mówiła tydzień temu.- Tak, znakomicie mnie pan zrozumiał - odparła pani Keitelbein.- Istotnie, możemy wystrzelić wszystkie nasze antyrakiety w ciągu pierwszych kilku godzin wojny, a potem zorientować się, że wróg nie zamierza nas pokonać metodą jednego zdecydowanego ataku, jak Japończycy w Pearl Harbour, lecz że obrał strategię powolnego wbijania „atomowego gwoździa", co może trwać latami, jeśli będzie trzeba.Podniosła się następna ręka.- Słucham panią.Z tyłu wstała potężna kobieta w kapeluszu z piórami.- Chciałabym wiedzieć, czy wróg może wytrzymać l lak potężne obciążenie własnego przemysłu? Przecież to są to ogromne wydatki.Kiedy w czasie drugiej wojny hitlerowcycodziennie bombardowali Londyn, cała maszyna gospodar­cza stanęła, gdyż zbyt duże było zapotrzebowanie na zbrojenia.- Na to pytanie może zechce odpowiedzieć nasz gość.Ragle przez chwilę patrzył się w sufit nie dosłyszawszy zachęty przewodniczącej zgromadzenia.Dopiero cisza wy­biła go z zamyślenia.Przestraszony spojrzał na panią Keitelbein.Skinęła głową.- Co takiego?- Proszę nam wyjaśnić, jaki wpływ na niemiecką gospodarkę wywarły ogromne obciążenia związane ze zbrojeniami i ciągłym brakiem dostatecznej ilości materiału.Na przykładzie walki o Anglię.- Byłem na Pacyfiku.Nic nie wiem o wojnie w Europie.Nie potrafił sobie przypomnieć niczego z tamtych lat.W jego umyśle nie było niczego, poza nurtującym po­czuciem zagrożenia, które wyparło wszystko inne.Dlaczego tu siedzę?Powinienem.gdzie powinienem być?Spacerować z Junie po łące.rozłożyć koc na świeżej, pachnącej trawie.Nie, nie tam.Wysokie przegrody przesłaniające rzeczywistość.Słońce właściwie nie świeci.Dzień nie jest pogodny, lecz szary i zimny.Siąpi deszcz.półprzeźroczysta kurtyna opada na wszys­tko.Całą ziemię okrywa gęsta warstwa popiołu.Nie ma trawy, poza szeleszczącym ścierniskiem ani śladu zieleni.Gonił ją wokół wysokiego pagórka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript