[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wiemy teraz jak uniknąć wielu z tych niebezpieczeństw.Tanner skinął głową.- Próbowałeś raz nawiać.Teraz de za to nie winie.- Zaczynasz się bać, Greg?- Nic nie będę wart dla mojej rodziny jeśli zginę.- No to po co zgodziłeś się jechać?- Nie wiedziałem, że tak będzie.Ty byłeś rozsądniejszy, bo wiedziałeś czego się można spodziewać.- Wiedziałem.- Jeśli nie dojedziemy, nikt nie może nas za to winić.Mimo wszystko próbowaliśmy.- A co z tymi ludźmi z Bostonu, o których wygłosiłeś mowę?- Oni do tej pory już chyba nie żyją.Epidemia nie będzie czekać, no nie?- A co z tym gościem Bradym? Umarł, żeby przynieść nam wieści.- Próbował i Bóg mi świadkiem doceniam to.ale my straciliśmy już trzech kumpli.Czy teraz mamy te liczbę powiększyć do pięciu tylko po to, żeby pokazać, że wszyscy próbowaliśmy?- Greg, jesteśmy teraz dużo bliżej Bostonu niż LA.W zbiornikach powinno być tyle paliwa, abyśmy dojechali tam, gdzie mamy dojechać, ale nie starczy nam już na drogę powrotną.- Możemy zatankować w Salt Lakę.- Nie jestem nawet pewien, czy wystarczyłoby nam do Salt Lakę.- Zaraz, zaraz, to łatwo wyliczyć.Jeśli jednak nawet by nam nie wystarczyło, to ostatnie sto mil moglibyśmy przejechać na motocyklach.Zużywają dużo mniej benzyny.- I ty jesteś tym facetem, który obrzucał mnie wyzwiskami? I ty jesteś tym obywatelem, który zastanawiał się skąd się biorą tacy ludzie jak ja? I ty mnie pytałeś, co oni mi takiego zrobili? Odpowiedziałem ci wtedy “Nic", a teraz może to ja chce coś zrobić dla nich.Tylko dlatego, że tak mi się podoba.Dużo przemyślałem.- Nie masz na głowie rodziny, Czart.Ja, oprócz siebie, mam innych ludzi, o których musze się martwić.- Masz uroczy sposób odwracania kota ogonem, gdy chcesz skrewić.Mówisz: “Nie boje się ale mam matkę, braci i siostry, którymi musze się opiekować i dziewuszkę, na którą mam ochotę.Tylko dlatego się wycofuje.Nie ma innych powodów".- Bo to prawda! Nie rozumiem cię, Czart! Wcale cię nie rozumiem! Przecież to ty wbiłeś mi to do głowy!- No to teraz wybij to sobie z niej i ruszajmy.Dostrzegł kątem oka, że ręka Grega sunie w stronę wiszącego na drzwiach kabiny karabinu, cisnął mu wiec papierosem w twarz i zdołał uderzyć go raz w żołądek - słaby cios z lewej ręki, ale najlepszy jaki mógł zadać z tej pozycji.Greg rzucił się na niego i Tanner poczuł, że jest przygnieciony do swego fotela.Mocowali się w milczeniu, a palce Grega pełzły powoli do jego twarzy, w kierunku oczu.Tannerowi udało się wreszcie oswobodzić ręce, złapał Grega za głowę i robiąc półobrót, odepchnął go z całej siły od siebie.Greg uderzył o tablice rozdzielczą, zesztywniał, po czym jego ciało zwiotczało.Tanner chwycił go za włosy i jeszcze dwa razy grzmotnął jego głową o tablice po to tylko, aby mieć pewność, że nie spieprzył roboty.Potem odepchnął bezwładne ciało i wrócił na fotel kierowcy.Łapiąc oddech sprawdził wszystkie ekrany.Nic mu na razie nie zagrażało.Wydobył sznur ze skrzyni z narzędziami i wykręcając Gregowi ręce do tyłu, skrępował je w łokciach i przeciągnął linkę do nadgarstków.Potem przechylił częściowo fotel, posadził na nim Grega i przywiązał go do niego.Wrzucił bieg i ruszył w stronę Ohio.W dwie godziny później Greg zaczął jęczeć i Tanner włączył muzykę, żeby go zagłuszyć.Znowu pojawił się sielski krajobraz: trawy i drzewa, zielone pola, sady jabłoniowe, w których jabłka były jeszcze małe i zielone, białe zabudowania farmerskie, brązowe i czerwone stodoły pobudowane daleko od szosy, którą jechał.Falujące na wietrze rzędy zielonej kukurydzy o wykształconych już brązowych kitkach, najwyraźniej otaczane przez kogoś opieką; ogrodzenia ze sztachet; zielone żywopłoty; wysokie, gwiazdolistne klony; świeżo odmalowane znaki drogowe; kryta zielonym gontem wieża, z której dochodziło bicie dzwonu.Linie na niebie poszerzyły się, ale samo niebo nie pociemniało, jak to zwykło czynić przed burzą.Pędząc tak szosą, dotarł w południe do Dayton Abyss.Zatrzymał się przed zasnutym mgłą kanionem i spojrzał w dół
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|