Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lekko zamroczony, rozejrzałem się dookoła, by odzyskać orientację.Po obu stronach loży zwieszały się czerwone draperie, zasłaniając nas przed wzrokiem widzów z sąsiednich miejsc, ale z przodu widać było wielki okrąg widowni wypełniony po brzegi ludźmi.Nobilowie zasiadali w niższych rzędach, wyższe przeznaczono dla ludu; jednych od drugich odgradzała gruba biała lina biegnąca w obie strony wokół areny od loży Krassusa.Na arenie, tuż pod nami, między plamami krwi gladiatorów stali zbici w gromadkę niewolnicy.Niektórzy odziani byli w brudne, podarte szmaty, inni, zabrani z willi jako ostatni, mieli na sobie czyste jeszcze tuniki z lnianego płótna.Mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi; jedni stali nieruchomo jak posągi, inni niespokojnie kręcili się w miejscu, rozglądając się na boki zdezorientowani i wystraszeni.Każdy z nich ściskał w ręku drewniany miecz.Jak musi wyglądać świat z ich punktu widzenia? Przesiąknięty krwią piach pod stopami, otaczające ich wysokie ściany i krąg szydzących, śmiejących się, nienawistnych twarzy wpatrzonych w nich ze wszystkich stron.Mówi się, że z areny nie można zobaczyć bogów; człowiek spogląda w górę i widzi jedynie puste, błękitne niebo.Dostrzegłem wśród nich Apoloniusza.Prawą ręką podtrzymywał starca, którym zajmował się wtedy w przybudówce.Szukałem wzrokiem Metona, ale nie mogłem go wypatrzyć.Serce stanęło mi na moment z radości, że może udało mu się jakoś uciec; w następnej chwili dojrzałem go, wybiegającego spomiędzy innych i tulącego się do Apoloniusza.– Co to ma znaczyć? – zapytał sucho Krassus.– Nie, Marku Krassusie! – krzyknąłem.– To ty mi powiedz, co to ma znaczyć! – wskazałem ręką w dół, na arenę.Krassus wbił we mnie przeszywający wzrok spod ciężkich, jaszczurczych powiek, ale kiedy przemówił, głos miał spokojny.– Wyglądasz okropnie, Gordianusie.Czy on nie wygląda okropnie, Gelino? Jak coś przeżutego i wyplutego przez Paszczę Hadesu.Widzę, że zraniłeś się w głowę.pewnie od walenia nią w mur? Czy to wymioty widać na twej tunice?Może zebrałbym się na jakąś ciętą odpowiedź, ale serce za szybko tłukło mi się w piersi, a pulsujący ból w skroniach był jak odległy grzmot burzy.Krassus złożył dłonie czubkami palców i mówił dalej:– Pytasz, co to znaczy.Domyślam się, że w znaczeniu „co się tu dzieje”.Powiem ci, skoro przybywasz spóźniony.Gladiatorzy już stoczyli walki.Jedni przeżyli, inni nie.Cień Lucjusza jest usatysfakcjonowany, podobnie jak i tłum.Teraz na arenę wpędzono niewolników.Jak widzisz, są uzbrojeni tak, jak przystało na taką łachmaniarską armię.Za chwilę wyjdę na tę małą platformę za tobą, by gapie mogli mnie dobrze widzieć i słyszeć, i zapowiem wspaniałą i wysublimowaną rozrywkę, publiczne zadośćuczynienie rzymskiej sprawiedliwości i żywą alegorię boskiej woli.Niewolnicy z mojego domu w Bajach ulegli skażeniu zdradzieckimi bluźnierstwami Spartakusa i jemu podobnych.Są współwinni morderstwa swego pana; wskazują na to wszelkie dowody, a ty nie potrafiłeś temu zaprzeczyć.Są teraz bezużyteczni, nadają się wyłącznie na przykład dla innych.W widowisku, które wymyśliłem, będą przedstawiać.będą uosobieniem tego, czego tłum najbardziej się boi i nienawidzi: Spartakusa i jego buntowników.Dlatego też, jak widzisz, dałem im broń.– Dlaczego nie dasz im prawdziwego oręża? – spytałem.– Takiego, jak miecze i włócznie, które znalazłem na dnie morza na przystani?Krassus ściągnął usta, ale poza tym nie zareagował na moje słowa.– Oddział moich żołnierzy będzie reprezentować potęgę i chwałę Rzymu.zawsze czujni i zwycięscy pod przywództwem Marka Licyniusza Krassusa.Żołnierze się właśnie przygotowują i gdy tylko wygłoszę swoją zapowiedź, wkroczą przy dźwięku trąb i werbli przez przeciwległą bramę.– To farsa! – syknąłem.– Bezcelowa i potwornie okrutna farsa! Krwawa rzeź!– Oczywiście, że rzeź! – Głos Krassusa stał się ostry i twardy jak stal.– A co innego może nastąpić, kiedy armia Krassusa stanie naprzeciw zgrai zbuntowanych niewolników? To tylko przedsmak przyszłych chwalebnych bitew, jakie stoczę, kiedy Rzym przyzna mi najwyższe dowództwo swych legionów i pomaszeruję na buntowników!– To wstyd – mruknął z niesmakiem Mummiusz.Zauważyłem, że poszarzał na twarzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript