Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy rzeczywiście nienawidziłem niegdyś z taką siłą, że spaliłbym miasto, by zniszczyć szczury? Od kiedy właściwie zacząłem się zmieniać, zastępując czystą zemstę tymi idiotycznymi planami co do statusu Ligi? Musiało to następować stopniowo, niepostrzeżenie, z czego sprawę zdałem sobie dopiero teraz.Pragnąłem chłosty, a sam nie jestem już pewien, czy to właściwa droga.Zastanawia mnie ten Sandow.Czy rzeczywiście pomógłby DYNAB? Czy zrobiłby to, gdybym go poprosił? To, co mówił, brzmiało dość rozsądnie.Jedynie ta historyjka o strantryjskiej bogini.Nie może być prawdziwa, nawet jeżeli sam Sandow uważał inaczej.Ta dziewczyna doprowadza mnie do szału.To przez nią wszystko wydaje się takie pogmatwane.Nieprawda.To ja byłem do tej pory ślepy.Jednak.Spróbuję zasnąć, gdy się przebudzi.Jeżeli ludzie Sandowa połączą mnie z tym wszystkim, może być niezła zabawa.Oni nie przejmują się granicami i politycznymi wpływami.No cóż, przede mną kolejny dzień.I jakie zamieszanie powstanie, gdy wreszcie spuszczę von Hymacka ze smyczy! Z pewnością ktoś będzie próbował mnie za to winić.Szkoda, że wysłałem tę kulę.Powinienem był ją zatrzymać.Czyżbym się tym odsłonił? Obciążył wiecznym memento mori? Trudno powiedzieć.Jak wielu tych sukinsynów z Wyższego Dowództwa Lig już przeżyłem? Oni nie podlegali takim zabiegom medycznym, jak my.Ziemia.Powinienem wysadzić dziewczynę na Bifrost.To także DYNAB.Zobaczyłaby tam wulkany, nauczyłaby się wykrywać przypuszczalne siedliska epidemii.Ale dlaczego tak się spieszę? Czy to z tym właśnie chcę uporać się tak szybko, jak to tylko możliwe? Sam już nie wiem.Boże, nie skazuj mnie na wyrzuty sumienia.Jeszcze nie teraz.Jeszcze nie jestem gotowy.Zaszedłem już tak daleko.Ależ ona piękna, z tymi opadającymi na ramiona włosami i przestraszonym wyrazem twarzy."- Jeżeli rozpatrujemy podobne zniszczenia w skali całej planety - mówił, gestykulując gwałtownie - to ruiny tego miasta, w którym prowadziliśmy poszukiwania, stanowią jedynie niewinny relikt przeszłości.Jackara spoglądała na to, co pozostało z Manhattanu.- Widziałam co prawda fotografie - odezwała się w końcu stłumionym głosem.- Ale.Skinął głową.- Po południu zabiorę cię nad Mississippi.Pokażę ci, jak wyglądała niegdyś Kalifornia.Włączył po kolei pozostałe ekrany, które za pośrednictwem satelitów ukazywały obrazy innych zniszczonych miejsc.- Byli bardzo sumienni - powiedział."Co on, do diabła, wyprawia? - pomyślał Morwin, udając, że całą uwagę zaprzątniętą ma kraterami.- Gdziekolwiek wynalazł tę dziewczynę, zamierza sprawić, by stała się taka sama, jak on.I ta wczorajsza rozmowa przy kolacji.Wystarczy rok, a będzie z nią gorzej niż z nim.A zresztą, może już jest? Czy na tym właśnie polega władza komandora floty? Oddziaływanie na umysły ludzi, by myśleli w ten sam sposób, co on? W końcu to nie mój interes, ale ona jest taka młoda.A może to ja potrzebuję takiego prania mózgu? Może to oni mają rację? Kto wie, od czasu wojny pozostaję na uboczu, podczas gdy ludzie tacy jak on wciąż walczą.A jeżeli ta sprawa nie jest jeszcze przegrana? Zakładając, że komandorowi w jakiś sposób uda się zwyciężyć.To nierealne.Chociaż.Co się ze mną dzieje, do diabła? Czyżbym już zbyt długo zabawiał się marzeniami innych? Dziewczyna z pewnością ledwie pamięta konflikt, a jest razem z nim.Co on zamierza z nią zrobić?"- To rzeczywiście potworne - powiedział, przenosząc wzrok z pleców dziewczyny na ekran.Po chwili zapytał: - Komandorze, dlaczego tak nagle zainteresował się pan epidemiami?Malacar przez pół minuty spoglądał na niego w milczeniu.Potem powiedział:- To takie moje nowe hobby.Morwin bez słowa sięgnął po fajkę i zapalił.".Typowe - pomyślał z rozdrażnieniem.- Co oni planują? Gdy stworzyłem dla niego tę przeklętą kulę, przypomniało mi to o rzeczach, które zarzuciłem lata temu.Co się stanie z dziewczyną? Czy ciśnie ją pomiędzy wilki jak pozostałych, zostawiając jedynie ślepą wiarę we własną nieomylność? Powinna stąd uciekać.Ma przed sobą zbyt wiele życia, by marnować je w taki właśnie sposób.Muszę jednak przyznać, że nie mogę nie podziwiać takiego poświęcenia.Jak niebezpieczna będzie jego nowa taktyka? Być może.Ktoś powinien uważać na tę dziewczynę".Wypuścił kłąb dymu i pogłaskał swą długą, rudą brodę.- Ja także zainteresowany jestem tym tematem - rzekł w końcu.Rankiem pierwszą żywą istotą, którą spotkał, był młody mężczyzna, idący wąską, opustoszałą o tej porze ulicą.Gdy był dostatecznie blisko, Heidel wyszedł zza zasłony gęstych krzewów i stanął tuż przed nim.- Dobry Boże! - wykrzyknął zaskoczony chłopak, a Heidel wyciągnął w jego stronę palec.Poczuł moc.Poczuł, jak wzbiera w nim i potężnieje, by w końcu niczym iskra przeskoczyć na stojącego przed nim mężczyznę.Chłopak zachwiał się na nogach i przyłożył dłoń do pobladłego nagle czoła.- Kim jesteś? - zapytał słabo.Zamiast odpowiedzi postąpił krok bliżej.Zataczając się chłopiec ominął go szerokim łukiem i po chwili zniknął za zakrętem.Dopiero wtedy pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech.Nie ma potrzeby iść dalej.Królowa miała rację.Kontynuując swą pielgrzymkę, ruszył w stronę leżących na południu wzgórz, za którymi wciąż jeszcze tętniło życie.Jego krokom towarzyszyła rozpięta na niebie tęcza.Po upływie tygodnia wciąż nie był pewien, czy Malacar zaproponuje mu udział w kolejnej wyprawie.Jakaś decyzja będzie jednak musiała zostać podjęta.To oczywiste, sądząc po czynionych przez Malacara przygotowaniach.Sprawiał wrażenie, że wyruszy w drogę za dzień lub dwa.Często zastanawiał się, jaka właściwie informacja była motorem tego niespodziewanego działania.Ale nie odważył się zapytać o to wprost - wciąż jeszcze nie był wprowadzony w tajemnice swego byłego dowódcy.Jackara nie miała tego typu zahamowań.Z niejasnych powodów wzbudzało to nawet jego zazdrość.W ubiegłym tygodniu powziął swe własne, milczące postanowienie.Teraz wszystko zależało od Malacara.Pragnął towarzyszyć mu w imię powracającego gniewu i lekkiego poczucia winy.Analizując te uczucia, coraz bardziej umacniał się w przekonaniu, iż pojawiły się one owej nocy, kiedy to ujrzał i utrwalił marzenie Malacara.Zresztą, samo źródło nie było ważne.Chciał, by ufano mu w takim samym stopniu, jak Jackarze.Być może poleje się nawet krew jak niegdyś.Ale to nic.Czuł, jak powraca powoli stara nienawiść.Ale dokąd on się wybiera? I w jakim właściwie celu? Mor - win regularnie słuchał serwisów informacyjnych, nie dawały one jednak najmniejszej bodaj wskazówki, gdzie Malacar ma zamiar przeprowadzić swą kolejną operację typu "uderzenie i odskok" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript