[ Pobierz całość w formacie PDF ] .KIM JESTEŚCIE? TO WASZA OSTATNIA SZANSA.Usłyszeli głośne skwierczenie.Promień jaskrawego błękitnego światła trysnął ze sklepienia i wypalił dziurę wielkości piłki golfowej w marmurowej posadzce niecałe trzy stopy od lewego koła fotela Susannah.Z wgłębienia leniwie uniosła się smużka dymu, jak z miejsca, w które uderzył piorun.Susannah i Eddie przez moment z przerażeniem spoglądali po sobie, a potem Eddie rzucił się do bramofonu i nacisnął guzik.- Mylisz się! Naprawdę przybyliśmy z Nowego Jorku! Przeszliśmy przez drzwi na plaży zaledwie kilka tygodni temu!- To prawda! - zawołała Susannah.- Przysięgam! Cisza.Za długą kratą majaczył długi różowy kadłub Blaine’a.Okno z przodu zdawało się spoglądać na nich nieruchomo jak szklane oko.Wycieraczka przypominała chytrze zmrużoną powiekę.- UDOWODNIJCIE TO - zażądał w końcu Blaine.- Chryste, w jaki sposób? - zapytał Eddie Susannah.- Nie wiem.Znów nacisnął guziczek.- Statua Wolności! Czy to ci coś mówi?- MÓW DALEJ - rzekł Blaine.Teraz w jego głosie pojawiła się nuta zadumy.- Empire State Building! Giełda nowojorska! Światowe Centrum Handlowe! Coney Island Red-Hots! Radio City Musie Hali! Wschodni.Blaine przerwał mu.i ze zdumieniem zauważyli, że w płynącym z głośników głosie słychać teksański drawl Johna Wayne’a.- W PORZĄDKU, PIELGRZYMIE.WIERZĘ CI.Eddie i Susannah znów wymienili spojrzenia, tym razem wstrząśnięte i pełne ulgi.Blaine ponownie przemówił, zimnym i beznamiętnym głosem.- ZADAJ MI PYTANIE, EDDIE DEANIE Z NOWEGO JORKU.I LEPIEJ NIECH TO BĘDZIE DOBRE PYTANIE.- Po krótkiej przerwie Blaine dodał: - PONIEWAŻ W PRZECIWNYM RAZIE TY I TWOJA KOBIETA UMRZECIE, OBOJĘTNIE SKĄD PRZYBYWACIE.Susannah popatrzyła na skrzynkę bramofonu, a potem na Eddiego.- O czym on mówi? - syknęła.Eddie pokręcił głową.- Nie mam pojęcia.* * *Jake pomyślał, że pomieszczenie, do którego zawlókł go Gasher, wygląda jak silos po rakiecie Minuteman, umeblowany przez pensjonariuszy domu wariatów; trochę jak muzeum, trochę jak salon, trochę jak melina hipisów.W górze było zamknięte okrągłym sufitem, a osiemdziesiąt albo sto stóp niżej kończyło się równie okrągłą podłogą.Po ścianie w regularnych odstępach biegły rurki neonówek, na przemian czerwonych, niebieskich, zielonych, żółtych, pomarańczowych, brzoskwiniowych i różowych.Te długie świetlówki zbiegały się w jeden tęczowy splot pod sufitem i na dnie silosu.jeśli to rzeczywiście był silos.Pomieszczenie znajdowało się w sporej odległości od podłogi kapsuły, a jego podłogą była zardzewiała żelazna krata.Tu i ówdzie leżały na niej dywany, które wyglądały na tureckie.(Później dowiedział się, że w rzeczywistości produkowano je w baronii zwanej Kashmin).Ich rogi były przyciśnięte okutymi mosiądzem kuframi, lampami stojącymi lub grubymi nogami miękkich foteli.Gdyby nie to, trzepotałyby jak paski papieru przywiązane do elektrycznego wentylatora, gdyż z dołu nieustannie płynął strumień ciepłego powietrza.Inny strumień wydobywał się z szeregu otworów wentylacyjnych, podobnych do tych, które widział wcześniej w tunelu, mniej więcej cztery stopy nad głową Jake’a.Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowały się drzwi takie same jak te, przez które weszli tutaj z Gasherem.Jake założył, że znajdowała się za nimi druga część podziemnego korytarza biegnącego wzdłuż ścieżki Promienia.W pomieszczeniu przebywało sześć osób - czterej mężczyźni i dwie kobiety.Jake odgadł, że ma przed sobą przywódców Siwych - jeśli zostało ich jeszcze tylu, że potrzebowali dowództwa.Żaden z obecnych nie był młody, ale wszyscy byli w kwiecie wieku.Spoglądali na Jake’a z takim samym zaciekawieniem jak on na nich.Na środku pokoju, niedbale przewiesiwszy jedną nogę przez poręcz masywnego jak tron fotela, siedział mężczyzna wyglądający jak skrzyżowanie wikinga z olbrzymem z bajek dla dzieci.Jego potężnie umięśnione ciało było nagie od pasa w górę, nie licząc srebrnej bransolety na jednej ręce, zawieszonej na ramieniu pochwy z nożem i dziwnego amuletu, który nosił na szyi.Miał na sobie obcisłe skórzane spodnie, wpuszczone w cholewki wysokich butów.Jeden z nich owiązał żółtą szarfą.Brudnoszare włosy opadały mu kaskadą niemal do połowy szerokich pleców, a oczy, zielone i zaciekawione, przypominały ślepia kocura, który jest dostatecznie stary, by być mądry, lecz nie aż tak, żeby wyzbyć się okrucieństwa cechującego kocie zabawy.Na oparciu fotela wisiał stary pistolet maszynowy.Jake przyjrzał się uważnie amuletowi na piersi wikinga i dostrzegł, że to szklane pudełko w kształcie trumny, zawieszone na srebrnym łańcuszku.Zamknięty w pojemniku maleńki złoty cyferblat pokazywał pięć po trzeciej.Poniżej tarczy poruszało się tam i z powrotem złote wahadełko.Pomimo szumu powietrza napływającego z dołu i z góry chłopiec usłyszał ciche tykanie.Wskazówki zegarka poruszały się szybciej, niż powinny, i Jake wcale się nie zdziwił, dostrzegłszy, że obracają się do tyłu.Przypomniał mu się krokodyl z „Piotrusia Pana”, ten, który zawsze ścigał kapitana Hooka, i uśmiechnął się.Gasher dostrzegł ten uśmiech i podniósł rękę.Jake skulił się, zasłaniając rękami twarz.Tik-Tak pogroził Gasherowi palcem, zabawnym gestem starej nauczycielki.- Nie, nie.nie ma potrzeby, Gasher - powiedział.Pirat natychmiast opuścił rękę.Jego twarz zmieniła wyraz.Dotychczas malowały się na niej bezmyślna złość albo przewrotne rozbawienie.Teraz służalczo i z podziwem spoglądał na Tik-Taka.Tak jak pozostali obecni w pomieszczeniu (a nawet Jake), Gasherman nie mógł na dłuższą chwilę oderwać oczu od Tik-taka, który jako jedyny z nich wyglądał na tryskającego energią, zdrowiem i siłą życiową.- Jeśli mówisz, że nie ma takiej potrzeby, to nie ma - rzekł Gasher, ale obrzucił chłopca ponurym spojrzeniem, zanim znowu skierował je ku siedzącemu na tronie olbrzymowi.- Jest jednak bardzo krnąbrny, Tik-Taku.Bardzo.Tak bardzo, że.jeśli chcesz usłyszeć moje zdanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|