[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Hańba spadnie na was - krzyczy głosem niewątpliwie kobiecym - czyżby mężczyźni w tych stronach upadli tak nisko, że muszą traktować kobiety jak wszetecznice? W autobusie zapada cisza.Kierowca się rumieni, poleca trzem robotnikom opróżnić miejsca z przodu pojazdu „abyście miały pewność, begam, że nie będziecie już molestowane; owszem, to dla mnie kwestia honoru, splamiono dobre imię mojego autobusu”.A zatem: w cichym autobusie, w nastroju wybaczenia i po przetrwaniu momentów grozy, Omar Chajjam Śakil ze swymi towarzyszami nieco po północy docierają do przystanku autobusowego na obrzeżach K.Kołysząc się na chorej nodze, bez laski, którą musiał zostawić, i bardzo wyczerpany, prowadzi ich ciemnymi uliczkami pod duży budynek między dzielnicą wojskową a bazarem; tutaj zdejmuje wierzchnie okrycie i wydaje z siebie coś w rodzaju gwizdu, potem powtarza to, póki na górze w oknie nie dostrzega poruszenia; następnie mechanizm mistrza Jakuba Ballocha zaczyna pracować, opuszcza się winda, po czym wszyscy unoszą się do „Niszapuru” -matczynej krainy, domu - niczym wiadra wyciągane ze studni.Kiedy trzy matki Omara Chajjama pojęły, kto przed nimi stanął, westchnęły cicho, jak gdyby po wielu latach wydostały się z jakiegoś szczególnie ciasnego ubrania; usadowiły się wygodnie jedna obok drugiej na starej, skrzypiącej huśtawce i zaczęły się uśmiechać.Ów uśmiech wydawał się radosny i niewinny, wszak z jakiegoś powodu jego replikacja na trojgu identycznych wiekowych ust nadała mu wyraz wyraźnej, choć bliżej nie ukierunkowanej groźby.Był środek nocy, ale jedna z trzech starszych dam, którą Omar Chajjam, zmęczony podróżą, ledwie rozpoznał jako mamę Ćhunni, poleciła mu iść natychmiast do kuchni i przygotować herbatę - jakby pojawił się tu zaledwie po kilkuminutowej nieobecności.- Nie mamy już służby - Ćhunni Śakil usprawiedliwiła się z wdziękiem przed Raza Hajdarem, który zdarł z siebie burkę i opadł na krzesło w oszołomieniu, dającym się tylko po części wytłumaczyć znużeniem - ale nasi pierwsi od pięćdziesięciu lat goście przecież muszą na powitanie dostać po filiżance herbaty.Omar Chajjam pokuśtykał gdzieś, po chwili zaś wrócił z tacą, aby od razu serdecznie go złajała druga matka, przywiędła pozostałość średniej matki Munni: - Beznadziejnie, słowo daję.Jakie to naczynia przynosisz, chłopcze? Pójdź do almiry i weź, co mamy najlepszego.- Podążył za wskazaniem jej palca do dużego tekowego kredensu, w którym ku swojemu ogromnemu zdziwieniu znalazł zaginiony przed laty porcelanowy serwis o tysiącu części, powstały w zakładach Gardnera w czasach carskiej Rosji, owe cuda sztuki garncarskiej, które stały się czystą legendą już w czasach jego dzieciństwa.Przywrócone życiu talerze i misy sprowadziły gorący rumieniec na jego policzki, zarażając jego wirujące myśli nostalgicznym przerażeniem, inspirując ideę ulotną, acz budzącą bojaźń, mianowicie że oto wrócił do domu zamieszkanego wyłącznie przez duchy.Ale niebiesko-różowe filiżanki, spodki i półmiski okazały się wystarczająco realne; ustawił je na tacy z dreszczem niedowierzania.-A teraz idź, przynieś ciasto z puszki Peek Frean -poleciła najmłodsza matka, Bunni, a głos osiemdziesięciokilkuletniej staruszki drżał z radości, z której w ogóle nie próbowała się tłumaczyć; Omar Chajjam mruknął coś pod nosem i pokuśtykał na poszukiwanie czerstwego czekoladowego gateâu, które nadało ostatecznego wyrazu niemożliwości temu koszmarowi spod znaku takalluf, zwanego herbacianym przyjęciem.- No, teraz lepiej - pochwaliła go Ćhunni, kiedy pokroiła i rozdała kawałki suchego ciasta.- Dla takich szacownych gości to normalne.Omar Chajjam zauważył, że kiedy wyszedł z pokoju po ciasto, jego matki, posługując się nieodpartą mocą wytwornych manier, nakłoniły Bilquis Hajdar, aby zdjęła burkę.Jej pozbawiona brwi twarz, szaroblada, z widocznymi oznakami zmęczenia, byłaby śmiertelną maską, gdyby nie plamy czerwieni na policzkach, świadczące o tym, że jednak należy do żywej osoby; z tej przyczyny fatalny stan uczuć Omara Chajjama jeszcze się pogorszył.Jego filiżanka zagrzechotała na podstawce, kiedy serce ścisnęła mu odrodzona obawa przed tajemnicami domu z czasów dzieciństwa, gdzie żywe osoby zamieniały się w zwierciadlane odbicia swoich duchów; otrząsnął się z wyczerpujących fantazji dopiero wtedy, gdy przemówiła Bilquis, wyrażając pewną niezwykle osobliwą myśl.- Dawno temu były sobie olbrzymy - Bilquis wypowiadała słowa starannie, głosem pełnym tęsknoty.Zasady takalluf zmusiły ją do nawiązania rozmowy, lecz zbyt wiele czasu upłynęło, od kiedy uczestniczyła w pogawędkach; straciła do tego dryg, a poza tym trzeba wziąć pod uwagę napięcie i osłabienie wynikające z długiej ucieczki, by nie wspomnieć o ekscentryzmie ostatnich lat jej życia.Sącząc w trakcie rozmowy herbatę, uśmiechając się pogodnie w odpowiedzi na potrójny uśmiech gospodyń, sprawiała wrażenie, że odtwarza jakąś krótką, zabawną anegdotę bądź rozwodzi się dowcipnie o jakimś wyrafinowanym szczególe ze świata mody.- Dawno temu olbrzymy chodziły po ziemi - powtórzyła dobitnie.- Tak jest, tytany, bezwzględnie, to fakt.Trzy matki kołysały się na skrzypiącej huśtawce, z wyrazem zaabsorbowania na swoich uśmiechniętych twarzach; ale Raza Hajdar nie zwracał na to uwagi, zamknął oczy i tylko od czasu do czasu chrząkał.- Obecnie dominują pigmeje - ciągnęła Bilquis.- Ludzie małego formatu.Mrówki.Dawniej on był olbrzymem - niespodziewanie skierowała kciuk w stronę sennego męża - możecie nie wierzyć, sądząc po jego wyglądzie, ale naprawdę nim był
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|