[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wyglądałaby swojsko nawet w Moskwie.Szeroka szosabiegła wzdłuż rzeki.W pierwszych promieniach słońca wyglądała jak smutna szarawstęga.Aubrey wyszedł z głównego pomieszczenia pasażerskiego promu; ciała śpiących wniedbałych pozach ludzi przypominały mu pobojowisko, a wysokie, podniesione głosygrupy uczniów zdawały się go przedrzezniać.Drażniły go również ostro, nieprzyjemnieświecące lampy.Na pokładzie wiał silny, porywisty i mrozny wiatr.Mimo to Aubreyruszył w stronę rufy.Jeszcze zanim tam dotarł, poczuł się starym uchodzcą i wygnań-cem, który musi się ukrywać.Miał wrażenie, że tam, gdzie widział światła Brightonrozsypane wzdłuż wybrzeża, zgromadził się znikający teraz za rufą promu do Dieppetłum, który miał być świadkiem jego wyjazdu z Anglii.Niemal z zabobonną obawą unikał Dover, podejrzewając, że tam skoncentrują sięposzukiwania.Nie zadzwonił do pani Grey, bo nie mógł się zdobyć na to, aby usłyszeć,że polowanie już się zaczęło.Podróż z Victorii przebiegła bez wydarzeń.Pościg ogra-niczył się do gonitwy myśli w jego głowie.Własne lęki ścigały go po całym obszarzewyobrazni.Chwycił się relingu.Zimno metalu natychmiast przeniknęło przez rękawiczki.Brighton, miasto, którego nigdy specjalnie nie lubił, teraz wydało mu się niesłycha-nie pociągające.Odpływała ostatnia łódz ratunkowa, która przybije do wybrzeża jegoojczyzny.Wybrzeża skąpanego w świetle.Wiatr bryznął mu w oczy wodą.Nie chciał243dopuścić do siebie myśli, że to były łzy.Zamiast tonąć w smutku próbował skoncen-trować się na rozważaniach, jak łatwo udało mu się uciec.Jeden znudzony policjant naVictoria Station wydawał się bardziej zainteresowany wygłupami dwóch pijaków niżtropieniem kogoś takiego jak on.Systematycznie przedłużany paszport na fikcyjnenazwisko bardzo mu się teraz przydał.SIS nic nie wiedziała o tym oszustwie.To byłajego prywatna sprawa.Niemal każdy, kto pracował w wywiadzie, posiadał co najmniejjedną fikcyjną tożsamość.Dla Aubreya była ona tym, czym dla zwierzęcia przyjęciepostawy obronnej w chwili, gdy zostanie zaatakowane.Odczuwał podświadomą przy-jemność z posiadania ukrytych i nie używanych dokumentów legalizacyjnych.Tajnyświat tworzył własne specyficzne nawyki, od których nie sposób było się uwolnić.Ale on?.On.Uciekał potajemnie z Anglii.Wiatr zaciągał ciemną kurtynę pomiędzy nim a świa-tłami Brighton.Fala za promem rozpłynęła się w ciemnościach jak ostatnia nadzieja.On.Pózniej myślał o nich.O innych ludziach z tajnego świata.O stałych jego miesz-kańcach, z których większość kiedyś poznał, spotkał lub przesłuchiwał.Lekko rozba-wiony William Joyce, siedzący pomiędzy dwoma policjantami na ławie oskarżonych wOld Bailey po wojnie.Lord Haw-Haw, pozbawiony głosu.Potem Fuchs, potem Bur-gess, MacLean, Philby, Blake, Blunt, a po nich jeszcze inni.Zdawało się, że widzi ichparadujących w swoim śnie, tak jak książę Clarence widział w noc, kiedy miał zginąćutopiony w beczce z winem, duchy tych, którzy pomagali jego bratu w morderstwie.Aubrey zobaczył swoje własne duchy, które pragnęły, aby stał się jednym z nich.Zdrajcy.Wiedział, że roztkliwia się nad samym sobą.Pochylił się, wpatrzony w lekko wzbu-rzoną burtami wodę, jak gdyby oferowała mu szansę ucieczki, a pózniej głośno wes-tchnął.Przepełniała go także złość.To już ponad czterdzieści lat wierności.Wstąpił dosłużby na rzecz swej ojczyzny, wtedy kiedy Joyce i Mosley zostali faszystami, a Blunti pozostali przyłączyli się po cichu do komunistów.A teraz jego kraj niknął w oddali za horyzontem.Jedynie odblask świateł przypo-minał miejsce, gdzie leży jego ojczyzna.Odjeżdżał na wygnanie.Kiedy odkryją, żeuciekł, rozpoczną poszukiwania.Pózniej będą czekali, aż kret wystawi łeb w Moskwie,żeby odebrać należne medale i wynagrodzenie.W ciemnościach słyszał również śmiech swego ojca.Ohydne, radosne ujadanie.Niepowodzenia i potknięcia innych, odkąd sięgał pamięcią, były dla ojca zródłem nieu-stającego zadowolenia.Kościelny nienawidził świata tajemnic i Aubrey często podej-rzewał, że on sam uciekł weń, aby zbudować mur, który oddzieli go od ojca na zawsze.244Prawdopodobnie nie zdołałby utrzymać swych spraw w tajemnicy przed matką, ale onazmarła, kiedy był jeszcze w szkole.Coraz rzadsze wizyty, jakie składał ojcu, zawszesprawiały mu satysfakcję, że całe jego dorosłe życie stanowiło zagadkę dla mściwegorodzica.Teraz, kiedy od jego śmierci upłynęły już lata, w tych wietrznych ciemno-ściach słyszał szyderczy śmiech.Ojciec śmiał się z upadku syna.Hałasy rozbawionych nastolatków.Jeden próbuje obalić drugiego na pokład, pomy-ślał przerywając swoją zadumę.Jego ciało znów ziębło od wiatru.Jeden z chłopcówwpadł na niego, zrzucony z grzbietu kolegi.Aubrey zachwiał się przy tym zderzeniu.Zacisnął wargi, aby powstrzymać okrzykprotestu.- Przepraszam, dziadku - powiedziała czarna twarz i zniknęła, zanosząc się odśmiechu.Aubrey poczuł, że drży na całym ciele.Gorączkowo ściskał poręcz relingu.Fala znikała tuż za statkiem.Brighton było już tylko plamą światła.Zadrżał z zimna,strachu i żalu nad samym sobą.Anglia zanurzała się w morzu niczym tonący okręt
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|