[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Może być zgodził się Pawełek.Kapitan kontynuował dalej. No i ten doskonały pomysł waszej babci wywołał okropne zamieszaniew szajce, które w efekcie doprowadziło do rozwikłania afery.Oczywiście, naj-większa zasługa jest po waszej stronie. I Chabra! podkreśliła Janeczka. I Chabra, jasne.Wszyscy otrzymacie uroczyste podziękowania. Tylko żeby rodziny przy tym nie było! zaniepokoił się Pawełek.163 Postaramy się jakoś dochować sekretu. Zaraz przerwała Janeczka. A to zakratowaną okno, które się otwiera,to pewnie oni sami tak urządzili, prawda? Dla niepoznaki? No, niezupełnie odparł kapitan. Ta pozorna krata pochodzi z czasówjeszcze dawniejszych.Z okresu wojny.Podniósł się z cebrzyka i przymknął okienko, po czym odwrócił się do Janecz-ki i Pawełka trochę jakby zakłopotany.Jednak nie wytrzymał. Wiecie co? powiedział z lekkim wahaniem. Ja bym się od was teżchciał czegoś dowiedzieć.Janeczka i Pawełek również wstali z balii i spojrzeli na niego z odrobiną niepo-koju.Właściwie nie mieli nic do ukrywania, ale to przecież nigdy nie wiadomo. Ostatecznie, trudno, niech pan pyta przyzwoliła Janeczka łaskawie.Możliwe, że panu powiemy.Pewnie pan czegoś nie wie? Właśnie, nie wiem.Nie chciałbym być niegrzeczny, ale okropnie jestemciekaw, jak wygląda ta maszyna do tortur.Nie mogę jej tu sam rozpoznać. Jak to, przecież stoi? zdziwił się Pawełek. Myśleliśmy, że pan jużwidział.Proszę, to ta!Kapitan odwrócił się żywo i podszedł bliżej.Obejrzał przedmiot i poczuł siętak zaskoczony, że nic nie mówił. Tu są te żelaza, o! objaśnił uczynnię Pawełek. W to się wkręcałoręce i nogi.W książkach o tym piszą.Pewnie jest trochę zepsuta, bo te noże jakieśpołamane, czy co.Dawno jej nie używali, pewnie już ze sto lat.Obiecał pan, żenie będzie pan miał pretensji?Kapitan doskonale rozpoznał, co to jest, bo prawie taką samą maszyną do tor-tur posługiwała się jego babcia na wsi.Po bardzo długiej chwili mógł już wydobyćz siebie normalny głos. Uroczyście przysięgam, że nie będę miał o to pretensji do żadnej rodzinynigdy w życiu oświadczył ze śmiertelną powagą. Bardzo wam dziękuję zaprezentację, piękny zabytek.No, ja tu już wszystko załatwiłem, także ubranie.Nie odkurzajcie tym miechem moich kolegów, którzy tu jutro przyjdą! Jakich kolegów? zainteresował się nieufnie Pawełek. Tych, którzy będą robić rewizję.O waszej sąsiadce, nie wątpię, że wiecie? Wiemy odparła spokojnie Janeczka. Babcia mówi, że rewizja i koniecświata to jest jedno i to samo.Wcale nie potrzebują robić rewizji.Kapitan, który już wychodził, zatrzymał się gwałtownie. Jak to.? Dlaczego? A po co? rzekł Pawełek obojętnie. My bardzo dobrze wiemy, gdzieona to wszystko pochowała. Co takiego.?! krzyknął kapitan. Pewnie, że wiemy przyświadczyła Janeczka z wyższością. Możemypanu pokazać.164Kapitan był święcie przekonany, że po maszynie do tortur nic go już zdziwićnie zdoła.Teraz jednakże poczuł się, jak ogłuszony obuchem, wrósł w podłogę,własnym uszom nie wierzył. Nie, no, tego już za wiele. wyszeptał słabo. Skąd wiecie?!!! Podsłuchaliśmy wyznała Janeczka, lekko zdziwiona, że w ogóle ktośmógłby się tu dziwić. Chce pan zobaczyć to miejsce? To jest tutaj, na jej stry-chu.Kapitan ochłonął z osłupienia, ale dla odmiany zrobiło mu się gorąco, bo z ta-ką współpracą świadków nie zetknął się jeszcze nigdy w życiu.Pomyślał, że wo-bec tych dzieci najlepsi wywiadowcy milicji w ogóle się nie liczą, mogą sobie iśćna urlop, wszyscy, co do jednego. Ależ chcę, oczywiście, że chcę! wykrzyknął z żarem. Cóż wy macieza szczególny talent.! To chodzmy zaprosiła Janeczka grzecznie. Proszę bardzo.Pawełek wezwał Chabra, który usiłował chwycić w zęby jedną z kuł do kry-kieta, gruchocząc nią po podłodze.Wszyscy razem przeszli pod drzwi strychuzmory, zamknięte na kłódkę i starannie opieczętowane licznymi paskami papieru. Czekajcie, ale ja nie mam klucza zauważył z troską bardzo przejętykapitan. Nie szkodzi odparł pobłażliwie Pawełek i sięgnął do kieszeni. Kluczdo jej kłódki to my mamy, ale ojciec zabronił zdzierać ten papier.Chyba że panzedrze? Zedrę zobowiązał się gorliwie kapitan. I nawet się przyznam.Pewniemi to darują.Pawełek przystąpił do otwierania, kapitan przecinał scyzorykiem paski papie-ru, Janeczka uprzejmie wyjaśniała sytuację. Za każdym razem leciała z paczką na strych i szurała koszem.I podglądałanas, co tu robimy, jak się bawiliśmy w lochach.Lochy są tam, w kącie. Proszę rzekł Pawełek, otwierając drzwi. O, to jest tamten kosz.Kapitan wszedł żywo do wnętrza, dzieci szły za nim, pełne zainteresowania.Janeczka udzielała wskazówek. W środku są słoiki, ale niech pan się tym nie przejmuje.Trzeba go odsunąćszurając.Kapitan chwycił za ucho wielkiego, wiklinowego kosza i odsunął go niecier-pliwym szarpnięciem.Kosz szurnął znajomo.Pod nim były deski podłogi, za nimściana. No i co? spytał kapitan, przyglądając się ścianie i deskom. Teraz trzeba trzeszczeć pouczył Pawełek. Ona trzeszczała
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|