[ Pobierz całość w formacie PDF ] .W głowie Clarka tykał zegar.Wciąż czuł wściekłość, ale także smutek.Wpatrywał się zdecydowanie w oczy Reeda.Gdyby podpułkownik chociaż raz spojrzał na pozostałych oficerów, Clark przyrzekł sobie, że znajdzie innego dowódcę.Gdyby Reed się wahał, Clark zrezygnowałby z niego i wybrał jednego z majorów.Nie po to, aby ukarać Reeda ani nie dlatego, że tamten byłby lepszym dowódcą.Po prostu musiał pokazać każdemu żołnierzowi w kolumnie, że posuwanie się naprzód oznacza posuwanie się naprzód i nic innego.- Tak jest, panie generale! - zawołał energicznie nowy dowódca batalionu.Ale oczy miał ponure i martwe.Do czasu, gdy w dwadzieścia minut później helikopter odleciał z generałem Clarkiem na pokładzie, droga była czysta i kolumna posuwała się dalej naprzód.Reed osobiście poprowadził kompanię liczącą stu dziesięciu żołnierzy do ataku na wzgórze.Zlikwidowali gniazda karabinów maszynowych kulami i granatami.Clark ostatni raz spojrzał na Reeda z okna helikoptera.Podpułkownik stał w milczeniu pośród kilkunastu Amerykanów, którzy przeżyli atak.Clark obserwował myśliwce F/A-18 krążące nad doliną Tangyuan.Spadały pojedynczo w dół z zamglonego nieba, wyrównując piętnaście metrów nad drzewami.Podwójne silniki odrzutowców zostawiały na niebie bliźniacze białe smugi.Samoloty jeden po drugim znikały w dolinie, zdążając na południe.Nad szczytami wzgórz otaczających dolinę słychać było odgłosy walki.Pnące się w górę kłęby czarnego dymu uzupełniały ten obraz.Grzyby spowodowane wybuchami pięćsetkilowych bomb powoli się rozpływały, stygnąc nad skalistymi zboczami.Nate złapał dodatkowe słuchawki.Maleńkie głośniki przekazywały ostrzeżenia drugiego pilota.-.radar.Wygląda na ZSU-24.Prawdopodobnie na wzgórzu w kierunku południowym.- Zawiadom o tym - poinstruował go pilot.- Poślij na nie myśliwce.- Mówi generał Clark - przerwał im Nate.- Możemy wylądować gdzieś w tej dolinie?Po krótkiej chwili pilot odpowiedział:- Cóż.hmm, na dole jest raczej gorąco, panie generale.Chińczycy wprowadzają do walki wyrzutnie rakiet SAM i potrójnie sprzężone działka przeciwlotnicze aż na samą linię frontu.Plus oczywiście ostrzał z normalnej broni ręcznej, gęsty jak melasa.- Ale jakieś maszyny lądują w dolinie, prawda?- Tak jest, panie generale.Helikoptery medyczne odbywają loty, panie generale.- Wylądujmy więc i my.- Clark odłożył słuchawki i odwrócił się do kapitana sił specjalnych.Jego jedenastu uzbrojonych po zęby ludzi siedziało także na metalowym pokładzie.Mieli ze sobą ciężkie karabiny maszynowe M-60, normalne karabiny maszynowe i rakiety przeciwczołgowe dragon.Ich M-60 były obwieszone jak choinki - wyrzutniami granatów M-279, długimi lunetami snajperskimi i zamontowanymi z boku reflektorami.Helikopter przechylił się mocno i przyspieszył.- Schodzimy do doliny - poinformował Clark kapitana.Bez żadnego rozkazu jego ludzie przystąpili do działania.Przy wchodzeniu na pokład rozładowali broń; teraz znowu pracowali nad zamkami.Dwanaście karabinków i karabinów maszynowych szczęknęło jednocześnie.Kiedy się upewnili, że mechanizmy są sprawne, wyciągnęli czarne magazynki i długie pasy lśniące mosiądzem.Wszystkie zostały uważnie załadowane do komór ładowniczych.Zameldowali, że broń zabezpieczona, i sprawdzili jeden drugiemu wykonanie rozkazu.Clark z opóźnieniem przypomniał sobie o własnym karabinie.Nie podejmował takich środków ostrożności, jak ochraniający go zespół.Jego karabin był załadowany i zabezpieczony.Wystarczyło go odbezpieczyć, żeby mógł otworzyć ogień.Helikopter był już nisko nad ziemią, z nosem pochylonym na dole.Silniki grzmiały pełną mocą.W tym ogłuszającym hałasie można było usłyszeć.tylko najgłośniejsze okrzyki.Zielone Berety porozumiewały się ze sobą głównie gestykulacją.Ci ludzie potrafili wypowiedzieć rękami całe zdania.Rozwarcie palców.Dwie ręce złączone ze sobą w pływackim geście.Krótki potakujący ruch głowy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|