Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potrzeba dobrego laboratorium z pełnym wyposażeniem.- zawiesił głos, otwierając torbę i czegoś w niej szukając, ale niczego nie wyjmując.- Trzeba to oddać do laboratorium.- Nie mamy tu nic takiego, doktorze.Musimy poradzić sobie sami.Zwykła woda morska będzie musiała wystarczyć.- Przyniosę wiadro i napełnię wannę - zaofiarował się Petar.- Dobrze.Ale proszę nie wlewać od razu wody do wanny, tylko zanieść ją do kuchni i ogrzać.- Racja.- Petar wyminął milczącego księdza i zniknął.Joze spojrzał na ojca Perca i pomyślał o mieszkańcach wioski.- Proszę tu zostać, doktorze - powiedział.- Ten obcy jest pańskim pacjentem, a prócz pana nie ma tu żadnego innego lekarza.Proszę tylko przy nim usiąść.- Tak, oczywiście, ma pan rację - mruknął jakby z ulgą doktor Bratos, przysuwając krzesło i siadając.W kuchni nie wygaszono jeszcze ognia rozpalonego przed śniadaniem.Joze dorzucił drewienek, zdjął ze ściany duży miedziany kocioł i postawił go z brzękiem na piecu.Drzwi pokoju wdowy otworzyły się na chwilę, ale zatrzasnęły zaraz, nim zdążył na nie spojrzeć.Petar wrócił z wiadrem wody i wlał ją do kotła.- Co robią ludzie? - spytał Joze.- Łażą w kółko i gadają jeden do drugiego.Nie narobią nam kłopotów.Jeśli jednak niepokoją pana, mogę pojechać na posterunek i przywieźć policjantów lub zatelefonować gdzieś.- Nie, powinienem o tym pomyśleć wcześniej.Teraz jest mi pan tu potrzebny.Tylko pan jeden z całego tego towarzystwa nie jest zupełnym ignorantem ani obłąkańcem.Petar uśmiechnął się.- Przyniosę jeszcze wody.Wanna była niewielka, a kocioł duży, zatem gdy wlali podgrzaną wodę, wypełniła się nieco powyżej połowy, co w zupełności wystarczało dla niedużego obcego.Joze wziął go na ręce i niczym dziecko przeniósł do wanny.Oczy dziwnej istoty znów się otworzyły, śledząc każdy gest, ale nie wyrażały protestu.Ułożywszy obcego w wodzie, Joze wyprostował się, by wziąć głęboki oddech.- Najpierw hełm, potem zobaczymy, jak rozpiąć ten kombinezon.Pochylił się i zaczął powoli odpinać klamry.Wszystkie puściły bez problemów.Joze obluzował hełm, gotów nałożyć go w każdej chwili z powrotem, gdyby pojawiły się jakieś kłopoty.Woda morska mieszała się powoli z tajemniczym płynem, ale istota zdawała się przyjmować to całkiem dobrze.Po minucie Joze zsunął hełm, przytrzymując głowę obcego jedną dłonią, by nie uderzyła o dno wanny.Mięsisty grzebień wyprostował się teraz, dobrze widoczny.Z hełmu wybiegał cienki drucik połączony z jakimś lśniącym, metalowym urządzeniem z boku głowy obcego, zapewne słuchawką lub czymś w tym rodzaju.Joze ostrożnie usunął ją z otworu o niewiadomym przeznaczeniu.Obcy otwierał i zamykał usta, pozwalając dostrzec kremo-wożółte, prążkowane podniebienie.Pomrukiwał przy tym z cicha bardzo niskim głosem.Petar przyłożył ucho do metalowego boku wanny.- Mówi chyba, czy co.Coś słyszę.- Niech pan da stetoskop, doktorze - powiedział Joze, a gdy lekarz nie ruszył się z miejsca, sam sięgnął do torby.Rzeczywiście, przycisnąwszy słuchawkę do wanny usłyszał wyraźnie modulowane dźwięki, łudząco podobne do mowy.- Na razie nie potrafimy go zrozumieć - powiedział, oddając stetoskop doktorowi, który przyjął go odruchowo.- Teraz trzeba zająć się kombinezonem.Nigdzie nie widać było żadnych szwów, niczego też nie wyczuł wodząc palcami po materii.Obcy jednak musiał zrozumieć, czego szukają, z trudem uniósł bowiem rękę i poruszył coś pod kołnierzem.Płynnym ruchem kombinezon otworzył się na całej długości, potem szczelina rozdzieliła się na dwie, biegnąc wzdłuż obu nóg.Z prawej nogawki wypłynął strumyk błękitnej cieczy.Joze zerknął na zielone ciało i widniejące tu i ówdzie dziwne organy, potem odwrócił się.- Doktorze, poproszę szybko o torbę.On jest ranny, to może być krew.Musimy coś zrobić.- Ale co niby? - spytał doktor Bratos nie ruszając się z miejsca.- Jakie lekarstwa, jakie antyseptyki? Wszystko może go zabić, nic nie wiemy o chemii jego ciała.- Nie są tu potrzebne żadne specyfiki.To zwykłe skaleczenie, przecież może je pan opatrzyć, powstrzymać krwawienie.- Oczywiście, oczywiście - mruknął staruszek, wreszcie mając do zrobienia coś, co potrafił od lat.Zaczął wyciągać bandaże i sterylne opatrunki, szukać plastra i nożyczek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript