Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podziemne ognie rozbudziły się gniewne, czerwony żar buchnął wypełniającpieczarę blaskiem i gorącem.Nagle Sam spostrzegł, że Gollum podnosi swoje długieręce do ust; błysnęły białe kły i zwarły się ze szczękiem.Frodo krzyknął.Sam zobaczyłgo znów, klęczącego na krawędzi otchłani.Gollum wirując w szaleńczym tańcu trzymałwe wzniesionej ręce Pierścień, razem z palcem Froda, tkwiącym jeszcze z złotejobrączce.Pierścień lśnił jak żywy płomień.- Mój skarb, mój skarb, mój skarb!  wykrzykiwał Gollum. Mój skarb! Och, mójskarb!Tak krzycząc, wpatrzony chciwie w swoją zdobycz, zrobił o jeden krok za wiele, potknąłsię, przez sekundę chwiał się na krawędzi, potem z przerazliwym wrzaskiem runął wognistą czeluść.Ostatni przeciągły jęk:  Mój skarb!  dobiegł z otchłani.Gollumzniknął.Rozległ się grzmot, straszliwy zgiełk rozpętał się wkoło.Ognie wystrzelając zgłębi lizały pułap jaskini.Drżenie ziemi wzmogło się gwałtownie, Góra zatrzęsła się wposadach.Sam podbiegł do Froda, chwycił go w ramiona, wywlókł za drzwi.I tutaj, uprogu ciemności Sammath Naur, wysoko ponad równinami Mordoru, ogarnął hobbitataki podziw i taka groza, ze zapominając o wszystkim stanął osłupiały.Ujrzał bowiem na mgnienie oka wielką wirującą chmurę, a pośrodku niej wieże ifortece, potężne jak góry, wzniesione jak na wspaniałym cokole ponad niezgłębionymiprzepaściami; dziedzińce i bastiony, więzienia o murach nagich i ślepych jak skały,otwarte na oścież stalowe, niezdobyte bramy.Potem wszystko znikło.Wieże runęły,góry się zapadły, ściany rozsypały się w proch i pył; ogromne spirale dymów i słupypary skłębiły się w powietrzu i wzbijały się coraz wyżej i wyżej, aż spiętrzona olbrzymiafala z postrzępioną dziko grzywą przewaliła się nagle i opadła z powrotem na ziemię.Wtedy dopiero przez cały ogromy obszar przetoczył się głuchy pomruk potężniejąc doogłuszającego huku i grzmotu.Ziemia drżała, równina wzdymała się i pękała,Orodruina chwiała się jakby podcięta u korzeni.Ogień tryskał z jej rozłupanegowierzchołka.Pioruny błyskawicami przeszywały niebo.Czarne strugi deszczu jak biczesmagały ziemię.I w to serce nawałnicy z krzykiem, który wzbijał się ponad cały tenzgiełk, rozdzierając skrzydłami chmury wtargnęły jak ogniste pociski Nazgule, ażporwane w wir walących się gór i rozszalałego nieba one także rozprysły się, spopieliły,zginęły. oniec, Samie Gamgee  odezwał się głos tuż obok niego.Frodo, blady izmęczony, był jednak znowu sobą.W oczach miał spokój; napięcie woli,- Kszaleństwo i strach zniknęły z nich wreszcie.Frodo uwolnił się odbrzemienia.U boku Sama stał jego ukochany pan z dawnych, miłych dni w Hobbitonie.- O mój panie kochany!  ryknął Sam padając na kolana.Pośród ruin świata przeżywałw tej chwili najczystszą, wielką radość.Zadanie zostało wykonane, Frodo ocalony, takijak dawniej, wolny.Lecz potem wzrok Sama padł na jego okaleczoną i krwawiącą rękę.- Pan jest ranny  powiedział. A ja nic nie mam tutaj, żeby ranę przewiązać iopatrzyć! Wolałbym temu łajdakowi swoją łapę podarować aż po ramię.Ale już po nim,nie zobaczymy go nigdy.- Tak  odparł Frodo. Czy pamiętasz sława Gandalfa:  Nawet Gollum może jeszczeprzyczynić się do naszej sprawy.Gdyby nie on, nie mógłbym zniszczyć Pierścienia.Cała wyprawa byłaby daremna, mimo że doszliśmy do celu z taki trudem.Przebaczmywięc Gollumowi.Zadanie wykonane, wszystko skończone.Cieszę się, że jesteś tutaj zemną, Samie.Tutaj, w ostatniej godzinie świata. Rozdział 4Na polach Kormallenszędzie wokół pagórków roiło się od wojsk Mordoru.Wzbierające morzenieprzyjacielskiej armii niemal zalewało wodzów Gondoru.Słońce świeciłoWczerwono, a spod skrzydeł Nazgulów czarne cienie śmierci padały na ziemię.Aragorn stojąc pod sztandarem, milczący i surowy, zdawał się zatopiony w myślach osprawach bardzo dawnych lub dalekich, lecz oczy mu błyszczały jak gwiazdy, tymbardziej promienne, im noc głębsza.Gandalf na samym szczycie wzgórza jaśniał bielą izłotem; jego cień nie dosięgał.Ataki rozbijały się niby fale o zbocza obleganychpagórków, pośród walki i szczęku oręża zgiełk głosów huczał jak morze w godzinieprzypływu.Gandalf drgnął, jakby oczom jego objawił się nagle niezwykły widok;obrócił się ku północy, gdzie niebo było blade i czyste.Potem uniósł ręce i donośnymgłosem przekrzykując wrzawę bitwy zawołał: - Orły nadlatują!  Natychmiast innipodjęli ten okrzyk:  Orły, orły nadlatują! %7łołnierze Mordoru patrzyli w niebozaskoczeni, nie wiedząc, co może znaczyć ten znak z nieba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript