[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .698); Inca Trail makes a spectacular5-6 day trip ( Backpacking in South America , 1992, str.98); The trail itself must be one of the lovelies routs in theworld ( The Inca Trail , 1997, str.107).1_____1odpowiednio od góry (ang.) nigdy nie zapomnisz Drogi Inków; nie b´dziesz zbytznuÝony, by móc podziwiaç to, co widzisz; Droga Inków stanowi niezapomnianà eska-pad´; Droga Inków jest jednà z najwspanialszych tras Êwiata.77LeÊna ÊcieÝka zmienia si´ w górski szlak.Zaraz za strumieniem Cosichaca zaczyna si´ "agodnepodejÊcie.Lecz to tylko podst´p.My tych podst´pów jesz-cze nie znamy i "ykamy haczyk: "agodnoÊç liczy tylko kil-kaset metrów, potem zmienia si´ w.W"aÊnie mówiàcnajkrócej zbocze jest strome, przewaÝnie jeszcze piono-we.Nieznana r´ka u"oÝy"a tu kamienie w schody dla ol-brzymów.Na szcz´Êcie w kaÝdym z nich wydràÝono kil-ka ich mniejszych braciszków.Inaczej Ýaden chasqui nie przeszed"by t´dy.Inaczej trzeba by biç haki w szczeliny, a przecieÝ Inko-wie nie znali ani Ýelaza, ani stali.Zastosowano teÝ stary trik: ÊcieÝka biegnie nieko’czà-cymi si´ zakosami, na których za kaÝdym nawrotem zy-skuje si´ nie wi´cej niÝ pó" metra wysokoÊci.Wijàc si´,dróÝka wgryza si´ pracowicie w stromizn´ i skalnà niedo-st´pnoÊç; kaÝda fa"da i rysa staje si´ jej sojusznikiem.TuÝ za zakr´tem, po lewej, muszà si´ znajdowaç ruinymiasta Llactapata Miasta Na Miejscu.Nikt nie jest jed-nak w stanie odszukaç go wzrokiem.Nikt nie ma nawetna to ochoty: ÊcieÝka zmusza do wspinaczki z twarzàzwróconà ku zboczu.O pó"obrocie nie ma mowy.Plecak ciàgnie w dó".Ten dó" to dolina koloru wilgotne-go mchu.Na jej dnie znajduje si´ kopulasta ska"a.GdyzmruÝyç oczy przypomina g"ow´ pumy.To jedno z 327 miejsc szczególnych zlokalizowanych niegdyÊ przeztarpuntakuna nadwornych astronomów Inki.Tarpunta-kuna stworzyli system ceques wspó"Êrodkowych, wy-imaginowanych kó", których Êrodek znajdowaç si´ mia"w Cuzco, w Âwiàtyni S"o’ca, oraz linii wyznaczajàcych nahoryzoncie punkty wschodów i zachodów S"o’ca i Ksi´-Ýyca. Punkty szczególne jak ten, który zostaje za namiw dole to Êwi´te miejsca na liniach promieniÊcie biegnà-cych ku horyzontowi.S"owem tarpuntakuna poprowadzili dalej szale’stwozapoczàtkowane w Nazca.78Gdy stanie si´ przed cyklopami wÊród kamieni zestawionychw trójpoziomowy bastion fortecy Sacsayhuaman.Teraz zaczyna si´ mord´ga.Krok za krokiem.Mimo tooddech Êwiszczy jak india’ski flet.Okazuje si´, Ýe jest tometoda wyprzedzam wszystkich, choç pe"zn´.Tajemni-cà tego pe"zania jest to, Ýe pe"zn´ bez przerwy.Tak pe"-znàcego "apie mnie mÝawka, a w"aÊciwie jedno ze skrzy-de" nisko zawieszonej chmury.Siedzàc po drzewem, my-79Êl´ o gniotàcych paskach plecaka.Od tej chwili b´dzie tomój ulubiony temat utyskiwa’.Wag´ zagadnienia zrozu-miem dopiero nazajutrz, gdy ramiona tam gdzie "àczàsi´ z obojczykami wypowiedzà wojn´ paskom.Bo tylkoja b´d´ ponosi" konsekwencj´ tego konfliktu.Tylko mnieb´dzie bola"o.Ci z do"u doganiajà mnie.Id´, pn´ si´ i znowu pe"z,pe"z wyprzedzam.Jest coraz wyÝej tak, to niewàtpli-wie mój pierwszy krok w chmury.Nad strumieniem od-najduj´ polank´.Z Allenem i Andym, na pusty Ýo"àdek,jemy krakersy i jednà konserw´ na trzech.Sytuacj´ ratujemate de coca herbata z liÊci trzymanych w brezentowymworeczku.Nie wiadomo skàd przybiegajà dzikie Êwiniei domagajà si´ krakersów.Nie do ko’ca sà wi´c dzikie; toznak, Ýe do wsi Huayllabamba Trawiasta Równina juÝnie tak daleko.Zanim tam dotrzemy, robi si´ na chwil´ jeszcze bardziejkamieniÊcie.Na tym kamiennym szlaku natrafiamy nacampesinokuna wieÊniaków i ich dwa konie wytreso-wane tak, aby nie odczuwa"y zawrotów g"owy.Twarzeludzi spalone sà s"o’cem i majà kolor górskiego zbocza.To ostatnie spostrzeÝenie przypomn´ sobie znacznie póê-niej, gdy na kartce napisz´ obok siebie dwa s"owa:Rumi i runa.Czyli kamie’ i cz"owiek.JuÝ sam j´zyk podpowiada, jak blisko sà ze sobà spo-krewnieni.Gdy przemierza si´ wzgórza otaczajàce Cuzco, gdzieprawie kaÝda ska"a nosi Êlady ludzkiej r´ki, gdzie schody,platformy, nisze, krypty wycinano w granicie jakby krojo-no noÝem ser, lub gdy stanie si´ przed cyklopami wÊródkamieni zestawionych w trójpoziomowy bastion fortecySacsayhuaman, z których za naukowcami najwi´kszywaÝy 364 tony, zadaç sobie trzeba pytanie: jak to si´ w"a-Êciwie dzia"o, Ýe ska"a by"a aÝ tak pos"uszna cz"owiekowi?80MoÝna odnieÊç wraÝenie, Ýe skalne bloki same chwyta"ysi´ za r´ce, rusza"y w dó" zboczy ku miejscu, gdzie dziÊstoi miasto, by tu zlaç si´ w kamienne prostokàty ulici placów.Potem ze zdziwieniem stwierdza si´, Ýe nic in-nego jak w"aÊnie to opowiadajà w legendach Indianie: dlanich granica mi´dzy cz"owiekiem i kamieniem praktycz-nie nie istnieje.Kamienie, ba.ca"e góry potrafià chodziç,ta’czyç, Êmiaç si´ ludzkim g"osem.Trzeba znaç tylko od-powiednie zakl´cie.Jedno, pojedyncze s"owo.Imi´ odpo-wiedniego Wawami.Bo kaÝda góra ma swojego Wawa-mi; Wawami jest duchem gór; Wawami ukryty jest w kaÝ-dym wi´kszym wzniesieniu, w kaÝdym z górskich szczy-tów.TakÝe góry, które mijamy i w które wgryzamy si´, pe"-znàc urwistym szlakiem, majà swoje Wawami. A jakÝe potwierdzi to w kilka godzin potem cz"o-wiek, w którego chacie sp´dzimy pierwszà noc.Opowia-danie zacznie on od s"ów: Dionisquichica seperawimi.Rzecz o duchach gór i górskich dolin.KaÝda z gór ma swojego Wawami.Wawami karmi sta-da lam, ludziom zsy"a w"asnà krew wod´.W nocy Wa-wami wychodzi z wn´trza góry.Odwiedza swych sàsia-dów.Sà nimi inne Wawami.Ubiera si´ w skór´ kondora,a pióra na szyi ma wygolone aÝ po róÝowy naskórek.Cho-dzi w sanda"ach z dzikiego "yka i w spodniach z we"nywikunii.Nocà wielu juÝ go spotka"o.Jest wysoki, milczà-cy.Chodzi d"ugimi krokami, a brzegi strumienia zaskle-piajà si´ pod jego wzrokiem, by suchà stopà móg" przejÊçna drugà stron´.Po dwudziestu minutach mamy t´ kamienistoÊç za so-bà.Zaczyna si´ trawiastoÊç, a nast´pnie Trawiasta Równi-na Huayllabamba, inaczej mówiàc wieÊ.Liczymy kilo-metry, które zosta"y za nami.Pod nami.Ma"o.A jutrzejszepodejÊcie ma byç mordercze.Lecz teraz myÊlimy o tym,Ýeby si´ najeÊç i wczeÊnie móc iÊç spaç.Tu b´dziemy no-81cowaç.Fama niesie, Ýe miejscowy nauczyciel pozwalak"aÊç Êpiwory na pod"odze w szkole.Trzeba znaleêç na-uczyciela.WieÊ sk"ada si´ z chat, jakie widzieliÊmy u wylotu doli-ny: sà przysadziste, z czapà s"omianego dachu o lekkowygi´tych ku górze rogach; o Êcianach z glinianych cegie"suszonych na s"o’cu, zwanych tu adobe; bez okien, zesmugà dymu przyczepionà do dachu, z dziko ujadajàcy-mi psami i stadkami udomowionych dzikich Êwi’, do-k"adnie takich samych jak te z pierwszego popasu.Pierwszy wieÊniak, którego spotykam, natychmiast od-gaduje moje intencje.Jest to m´Ýczyzna niskiego wzrostu,o wàskich wargach, w filcowym kapeluszu z odartymrondem, brudnym woj"okowym poncho i spodniach si´-gajàcych do pó" "ydek.Nocowaç moÝna u niego mówi.Nie czeka na reakcj´.Chwyta za plecak.Prowadzi doswojej chaty.Jest mniejsza od pozosta"ych.To bardziej sza"as niÝ do-mostwo.Âciany niczym kosz stanowià splecione ze so-bà ga"´zie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|